19 kwietnia białoruski koncern naftowy Biełnieftiechim poinformował o znaczącym pogorszeniu jakości rosyjskiej ropy przesyłanej na Białoruś ropociągiem Drużba. Dopuszczalny poziom chlorków organicznych został przekroczony kilkadziesiąt razy, co spowodowało poważne uszkodzenie instalacji w rafinerii w Mozyrzu – piszą dr Szymon Kardaś oraz Wojciech Konończuk, analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich.
24 kwietnia polski PERN wstrzymał odbiór z białoruskiego systemu przesyłowego ze względu na silne zanieczyszczenie surowca, zaś dzień później analogiczną decyzję podjęła ukraińska Ukrtransnafta, operator południowej nitki Drużby. Spowodowało to odcięcie dostaw do rafinerii w Niemczech, na Słowacji, w Czechach i na Węgrzech. Już 19 kwietnia koncern Transnieft’, właściciel rosyjskich ropociągów, potwierdził fakt zanieczyszczenia. Łącznie skażonych zostało do 5 mln ton ropy o wartości do 2,6 mld USD. 26 kwietnia premier Dmitrij Miedwiediew zapowiedział szybkie wyjaśnienie przyczyn zanieczyszczenia, zaś prezydent Władimir Putin podczas spotkania z prezesem Transniefti zasugerował konieczność zmiany systemu kontroli przesyłanej ropy. Nie ma informacji, aby zanieczyszczona ropa trafiła także do rosyjskich rafinerii.
Trwające od dwóch tygodni całkowite wstrzymanie transportu surowca Drużbą jest najpoważniejszym kryzysem w 50-letniej historii funkcjonowania tego kluczowego systemu rurociągów łączącego Rosję z Białorusią i Ukrainą, a następnie z Europą Środkową. W 2018 roku trasą tą przesłano 67 mln ton ropy (25% rosyjskiego eksportu tego surowca) przy przepustowości technicznej około 80 mln ton. Przyczyny dostania się tak dużej ilości zanieczyszczenia do Drużby nie są jasne. Poważne straty ekonomiczne i wizerunkowe Rosji jako eksportera ropy mogą wskazywać na to, że kryzys jest efektem machinacji kilku drobnych rosyjskich prywatnych firm naftowych. Z drugiej strony rosnące rosyjsko-białoruskie napięcia polityczne oraz wykorzystywanie przez Kreml kwestii energetycznych do realizacji celów polityki zagranicznej nie pozwala całkowicie wykluczyć motywowanych politycznie działań Moskwy.
Proces oczyszczania ropociągu może zająć nawet kilka miesięcy, co będzie oznaczało, że w tym czasie będzie on działał w niepełnym wymiarze (Polska, Czechy i Węgry już ogłosiły uruchomienie rezerw strategicznych). Kryzys może być wykorzystany jako okazja do wprowadzenia głębszych zmian, w tym własnościowych, w rosyjskim sektorze naftowym. Może też sprowokować środkowoeuropejskich odbiorców do kolejnych inwestycji w celu zwiększenia możliwości przesyłu ropy szlakami alternatywnymi wobec Drużby.
Co się stało?
Według danych Transniefti do skażenia ropy doszło na węźle Łopatino koło Samary. Według informacji białoruskiego koncernu Gomeltransnieft’-Drużba skażonych zostało 5 mln ton ropy, w tym 1,8 mln ton znajduje się obecnie na terytorium Rosji, 1,7 mln ton na Białorusi, 1 mln ton w Polsce oraz 0,5 mln ton na Ukrainie. Skala zanieczyszczenia surowca pozwala wykluczyć czysto techniczne przyczyny problemu. Skażenie ok. 5 mln ton ropy wymagało świadomych działań (bądź zaniechań) po stronie producentów surowca bądź podmiotów odpowiedzialnych za nadzór nad eksploatacją infrastruktury przesyłowej.
Zaistniały kryzys generuje poważne straty ekonomiczne i wizerunkowe dla państwa rosyjskiego, a także rosyjskich firm naftowych, dlatego jest prawdopodobne, że problem zanieczyszczonej ropy to konsekwencja machinacji drobnych rosyjskich firm naftowych. Formalną odpowiedzialność za jakość ropy przesyłanej systemem rurociągowym ponosi Transnieft’, która z kolei odpowiedzialnością za wpompowanie brudnej ropy do systemu rurociągowego obarczyła spółkę Samaratransnieft’-Terminal. Firma ta miała odpowiadać za kontrolę jakości surowca dostarczanego do ropociągu przez drobnych producentów (m.in. spółkę Wołga-Oil). Małe prywatne firmy naftowe, wydobywając ropę ze złóż o wysokim poziomie wyeksploatowania i chcąc zwiększyć wydobycie, wykorzystują dodatkowe substancje (granulowany magnez, sól, kwas fluorowodorowy, kwas octowy oraz chlorki jako rozpuszczalnik). Zachętą do stosowania takich metod było zniesienie w 2012 roku przez rosyjskie Ministerstwo Energetyki zakazu wykorzystywania związków chloroorganicznych przy maksymalizacji produkcji ropy. W przypadku omawianego incydentu możliwe jest, że – ze względu na redukcję kosztów – firmy dostarczające ropę nie oczyściły wydobytego surowca.
Problem zanieczyszczonej ropy pojawił się w momencie narastającego napięcia w stosunkach rosyjsko-białoruskich, co nie wyklucza celowego działania ze strony Moskwy. Brudna ropa została wykryta w białoruskich rafineriach wkrótce po publicznych groźbach Mińska (m.in. ze strony prezydenta Alaksandra Łukaszenki 11 kwietnia) dotyczących możliwości przerwania tranzytu Drużbą w reakcji na rosyjskie sankcje żywnościowe oraz podtrzymywany sprzeciw Moskwy wobec białoruskich żądań rekompensaty skutków wprowadzenia w Rosji tzw. manewru podatkowego (obniżanie ceł eksportowych i podwyższanie podatku od wydobycia ropy, co wiąże się z podnoszeniem cen dostaw surowca dla Białorusi). Nastąpiło to także po przekazaniu przez stronę białoruską rosyjskiej Transniefti notyfikacji zamiaru podwyższenia o 23,1% opłat tranzytowych za przesył ropy Drużbą do odbiorców europejskich (Transnieft’ poinformowała o tym 5 kwietnia, odrzucając jednocześnie białoruskie postulaty).
Kryzys wpisuje się również w kontekst rosyjskiej presji polityczno-ekonomicznej na Ukrainę. 18 kwietnia premier Miedwiediew ogłosił wprowadzenie od 1 czerwca 2019 roku embarga na eksport ropy i produktów naftowych na Ukrainę (rosyjski diesel i LPG to odpowiednio ok. 43% i 29% rynku ukraińskiego). Dostawy będą możliwe jedynie po uzyskaniu przez rosyjskich producentów specjalnych licencji. Ograniczenie możliwości produkcyjnych białoruskiej rafinerii, a także spadek dostaw rosyjskiej ropy Drużbą do państw Europy Środkowej ogranicza znacząco możliwości Kijowa co do substytucji importu produktów naftowych, zwiększając ryzyko kryzysu paliwowego na Ukrainie.
Nie można wykluczyć motywacji politycznej również ze względu na liczne wcześniejsze przykłady wykorzystywania przez Rosję kwestii energetycznych do realizacji celów polityki zagranicznej. W styczniu 2006 roku Rosja wstrzymała na trzy dni tranzyt ropy rurociągiem Drużba przez Białoruś w związku z rosyjsko-białoruskimi sporami energetycznymi. W tym samym roku Moskwa wstrzymała, pod pretekstem rzekomej awarii, dostawy ropy do rafinerii w Możejkach w reakcji na jej zakup przez PKN Orlen. W okresie wrzesień 2014 – marzec 2015 roku Gazprom wysyłał wybranym odbiorcom w Europie Środkowej ilości gazu poniżej składanego zapotrzebowania, ograniczając możliwości realizacji przez firmy z tych państw dostaw rewersowych na Ukrainę. W czerwcu 2017 roku w przesyłanym do Polski, a także tranzytem gazociągiem jamalskim rosyjskim gazie stwierdzono zawartość wody, co standardowo nie powinno mieć miejsca.
Wątpliwości co do czysto technicznego charakteru zaistniałego kryzysu wzmacniają także informacje dotyczące podmiotów potencjalnie winnych zaistniałej sytuacji. Spółka Samaratransnieft’-Terminal, której przypisywana jest odpowiedzialność za zanieczyszczenie surowca, argumentuje, że sprzedała terminal w grudniu 2017 roku spółce OOO Nieftiepieriewałka; firma ta, o kapitale zakładowym 10 tys. rubli (ok. 150 USD) należy w 100% do Swietłany Bałabaj, której zawodowe doświadczenie związane jest z branżą weterynaryjną. Z kolei firma Wołga-Oil nie widnieje w statystykach drobnych, prywatnych producentów ropy w Rosji; jej kapitał zakładowy wynosi również 10 tys. rubli. Ponadto, według ocen branżowych, drobni producenci ropy nie byliby w stanie, biorąc pod uwagę skalę ich produkcji, doprowadzić do zanieczyszczenia do 5 mln ton ropy.
Więcej: Ośrodek Studiów Wschodnich