Pytanie, które zadano uczestnikom debaty pt. „Interwencjonizm czy wolny rynek? Co lepsze dla transformacji energetycznej w Polsce?” organizowanej przez Energetics Insight oraz Katedrę Polityki Publicznej w Szkole Głównej Handlowej to jeden z podstawowych problemów stojących przed polskimi władzami w najbliższym czasie. Każda dyskusja o transformacji energetycznej i odchodzeniu od klasycznych źródeł energii powinna uwzględniać kwestie bezpieczeństwa energetycznego. Światowe trendy energetyczne, nowe możliwości technologiczne i ekopolityka, pomimo tak wielkiego zainteresowania nimi, muszą ustąpić wobec partykularnych interesów państw, a te niezaprzeczalnie dotyczą bezpieczeństwa energetycznego. Polska stoi u progu istotnych zmian, które należy jednak przeprowadzać etapami.
W debacie udział wzięli: Marcin Roszkowski, Prezes Instytutu Jagiellońskiego, dr Marcin Stoczkiewicz z Fundacji „ClientEarth Prawnicy dla Ziemi” oraz Aleksander Śniegocki – kierownik Projektu Energia, Klimat i Środowisko w fundacji WiseEuropa. Odnieśli się oni do raportu opracowanego przez dwie ostatnie wyżej wymienione organizacje pt.: „Subsydia: motor czy hamulec polskiej transformacji energetycznej”.
Dr Stoczkiewicz przypomniał, że w branży energetycznej istnieje problem z jasnym określeniem, co stanowi pomoc publiczną. Kluczowy wpływ na kształt mechanizmów pomocowych w Polsce miało prawodawstwo Unii Europejskiej (UE). Rodzaje i formy pomocy, których nie ma obowiązku zgłaszania do Komisji Europejskiej (KE), określa jej rozporządzenie nr 651/2014 z dnia 17 czerwca 2014 roku. Zgodnie z nim środek niezgłoszony do KE będzie niezgodny z prawem. Polska ustawa o kogeneracji czy aukcje dotyczące energii ze źródeł odnawialnych (OZE) zostały zgłoszone w oparciu o te przepisy, w przeciwieństwie do ustawy o cenach energii. Obowiązek zgłaszania regulacji motywuje się troską o zachowanie konkurencyjności rynku i ograniczeniem praktyk, w wyniku których państwo stawałoby się monopolistą.
Kolejną wątpliwość budzą adresaci funduszy z pomocy publicznej. Rząd nie zgodził się na ujawnienie beneficjentów wsparcia przyznawanego w związku z zamykaniem kopalń węglowych. Równoległe dofinansowywanie producentów OZE i węgla kamiennego stawia pod znakiem zapytania ideę zielonej transformacji i powoduje znoszenie się efektów pomocy.
Celowość pomocy publicznej podlega ocenie w kontekście aktualnej polityki energetyczno-klimatycznej. Obecnie ulega ona zaostrzeniu, biorąc pod uwagę Pakiet Zimowy z 2016 roku, zakładający dekarbonizację Europy dzięki stopniowemu odejściu od paliw kopalnych. Dokument ten umożliwia skorzystanie z pomocy publicznej pod warunkiem ograniczenia przez bloki energetyczne emisji CO2 do poziomu 550 g/kWh wytworzonej energii.
Pomoc publiczna dotyczy polityki konkurencji. KE indywidualnie bada, czy w przypadku użycia instrumentów pomocowych nie doszło do nadmiernego zakłócenia konkurencji. Pozytywna odpowiedź oznacza, że mijają się one z celem. Taka działalność może skutkować nadmiernym zakłóceniem. Przez to pozostanie mało miejsca na konkurencję, a przeważy oligopol publiczny. Interwencja państwa w liberalnej przestrzeni konkurencji doprowadza do jej zaburzeń, które godzą w przedmiot i cel zasady pomocniczości przewidzianej w prawie UE.
Marcin Roszkowski zauważył, że energetyka w każdym państwie UE jest dotowana, ale to w Polsce rynek jest zaburzony. Po samej konstrukcji rządu widać, jaki charakter ma branża energetyczna w Polsce. 80 proc. rynku jest regulowane aż przez cztery ministerstwa i ich podmioty zależne. To one wpływają na funkcjonowanie rynku pod kątem stabilności, bezpieczeństwa czy ceny. Mają też poczucie, że rynkiem energetycznym można kierować.
Samo zapewnienie bezpieczeństwa jest wpisane expressis verbis w statuty większości spółek Skarbu Państwa. Problem polega na szerokich możliwościach interpretacyjnych tego stwierdzenia. Wiele spółek, aby utrzymać się na rynku, prowadziło chybione inwestycje, przez co zmarnotrawiono istotne środki, tłumacząc się koniecznością zapewnienia wspomnianego bezpieczeństwa. – Należy zredefiniować pojęcie bezpieczeństwa energetycznego. W wielu przypadkach to przykrycie niegospodarności. Nie możemy żyć w fikcji – powiedział Marcin Roszkowski.
Polska systematycznie, o około 3 punkty procentowe rocznie, zmniejsza wydobycie coraz droższego w eksploatacji węgla kamiennego, nie są też otwierane nowe kopalnie. Dziś nie jesteśmy w stanie całkowicie przejść na OZE, ze względu na technologiczną i fizyczną niestabilność dostaw energii z tych źródeł. Opóźnienie w porównaniu do państw zachodnich jest wbrew pozorom sytuacją korzystną. Sektor OZE rozwija się, co pozwoli na coraz tańsze zakupy nowych technologii.
Przyjęta przez Polskę notyfikacja jednomegawatowych farm fotowoltaicznych to krok w dobrą stroną, ale ewidentnie mało opłacalny. Trzeba nieustannie monitorować potrzeby i możliwości na lokalnych rynkach oraz określić zasady dostępu do rozproszonych źródeł energii. W polityce publicznej powinniśmy bazować na faktach, a te dla wielu kopalni są niekorzystne, gdyż ich efektywność jest mniejsza niż morskich farm wiatrowych. Tylko efektywne wykorzystywanie dostępnych zasobów pozwoli na ograniczenie wzrostów cen energii. Dr Stoczkiewicz przytoczył badania, które wykazały, że strach obywateli przed wzrostem cen opieki zdrowotnej jest równy obawom związanym z wzrostem cen energii.
Jak ma się do tego wolny rynek? UE stara się zliberalizować rynek energii, wprowadzać mechanizmy, które pozwolą na większą konkurencję w tych sztucznych warunkach. Istnienie prawa dotyczącego pomocy publicznej (w granicach wyznaczonych przez KE) nie wyklucza liberalizacji rynku przez mechanizmy konkurencyjne, takie jak: ułatwienie dostępu stronom trzecim, działania przeciwdumpingowe, wprowadzenie regulacji do uwalniania cen czy aukcje OZE. Internalizacja działań może przynieść Polsce i polskim firmom dodatkowe źródła zysków. Przykładowo puławskie Azoty, zamiast wytwarzać wodór w Polsce z użyciem energii elektrycznej, mogłyby pozyskiwać go z krajów, w których jego produkcja jest zdecydowanie tańsza. Czy większe bezpieczeństwo zapewnia istnienie dotowanych przez państwo wielkich elektrowni i podmiotów czy jednak dywersyfikacja, rozproszone źródła energii i zdrowa konkurencja na wolnym rynku?
Obecna na sali posłanka Gabriela Lenartowicz z Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa podsumowała, że wbrew pozorom obecna sytuacja daje szanse. Stwierdziła, że wzrost cen energii przełamie dotychczasowe myślenie i zwiększy wiedzę obywateli na temat finalnego znaczenia wzrostu cen energii. Jej zdaniem bezpieczeństwo energetyczne należy postrzegać nie jedynie pod kątem zapewnienia dostaw, ale także wpływu na kluczowe obszary funkcjonowania państwa. Jeśli planowany miks energetyczny się powiedzie, to powstanie wiele nowych miejsc pracy.
W aktualnej sytuacji polityczno-gospodarczej trudno mówić o całkowitym odejściu od ingerencji państwa w rynek energetyczny. Bez rozwiązań prawnych i przygotowania rynku, tak ważna gałąź gospodarki jaką jest energetyka nie powinna zostać pozostawiona sama sobie. W tym przypadku ograniczona, ale wciąż czuwająca nad rynkiem rola państwa może być jeszcze przez długi czas jedyną drogą do zapewnienia stałego bezpieczeństwa energetycznego. Co więc można zrobić już teraz? Należałoby poprawić transparentność pomocy publicznej, zdefiniować cele i założenia gospodarki na wiele lat do przodu, wprowadzić mechanizmy ułatwiające przechodzenie na OZE, mobilizować rynek do tworzenia kolejnych sektorów i nowych rozwiązań technologicznych, dywersyfikować źródła i tworzyć rozległy miks energetyczny gwarantujący bezpieczeństwo.
Opracowanie: Ewa Czyżewska