icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Wójcik: Co z libijską ropą po berlińskiej konferencji?

Niemcy jako inicjatorzy berlińskiej konferencji chcieli najwyraźniej poświęcić to wydarzenie wyłącznie Libii i wygaszeniu walk między rządem, uznanym przez ONZ, oraz wojskiem Haftara. Pytanie, na ile jest to możliwe. I na ile umożliwi normalną eksploatację ropy ze złóż Libii – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

Gorąca kwestia nowego podziału

Zupełnie pominięta została równie gorąca kwestia nowego podziału stref EEZ na Morzu Śródziemnym wyłącznie między Turcję i Libię. Niemcy najwyraźniej chcieli te sprawy oddzielić, mimo, że wytyczenie bezprawnej granicy morskiej między Turcją i Libią jest po prostu bezprawiem, samowolną zmianą EEZ. Chodziło oczywiście – nie tylko Niemcom – o konstruktywny udział w konferencji prezydenta Turcji Recepa Erdogana oraz o zaakceptowanie przez niego ewentualnych negocjacji mających prowadzić do zakończenia walk w Libii. Nic nie wskazuje na to, aby berlińska konferencja rozpoczęła przełom. Nie został bowiem wypracowany ślad koncepcji usunięcia podstawy tej wojny.

W konferencji uczestniczyli szefowie przeciwnych libijskich stron – premier Fajiz as-Sarradż (GNA) oraz szef Libijskiej Armii Narodowej (LNA), generał Chalifa Haftar (przeciwnik islamistów i Bractwa Muzułmańskiego). Jednak nie na zasadzie równych uczestników. Obaj libijscy przywódcy, każdy z osobna, byli rozmówcami pozostałych uczestników konferencji. Bezpośredniego kontaktu między nimi nie było. Pomimo uznania sukcesu berlińskiej konferencji, nie ma pewności, czy Haftar nie wznowi ofensywy w Libii, co z kolei może doprowadzić Turcję do interwencji zbrojnej na pełną skalę. Po czym scenariusz wymknie się spod kontroli, gdy Egipt, ZEA, Grecja i Izrael staną wobec faktów dokonanych.

USA jako obserwator?

Stany Zjednoczone, które mogłyby na berlińskiej konferencji odegrać najważniejszą rolę, zgodnie z własną koncepcją porządku EastMed, ograniczyły się w zasadzie do obserwacji. Co prawda obserwatorem był sekretarz stanu Mike Pompeo, ale nie on był motorem obrad. Waszyngton pragnie, aby w Libii nadal wydobywana była ropa, a Haftar i jego oddziały kontrolują najwięcej złóż w kraju. Ważny jest więc Haftar, tym bardziej, że jest obywatelem USA i tam mieszka jego rodzina. Oświadczenie Haftara, że dąży do likwidacji terroryzmu islamistycznego odpowiada Amerykanom. Trump, bezpośrednio po objęciu urzędu, zamierzał wycofać USA z Libii. Jednak nie może pozwolić, aby wzrastały tam wpływy Rosji. Jednocześnie, prezydent Erdogan zapowiedział, że żadne państwa trzecie nie będą mogły poszukiwać oraz wydobywać ropy i gazu ze złóż lądowych i morskich. Amerykańskie koncerny też. Tak więc zawieszenie broni w Libii stało się niemal faktem, ale przyczyny wojny domowej pozostały.

Najważniejsze problemy nie zostały rozwiązane

Erdogan aktywnie uprawia polityczny islam i preferuje jego zasady także w polityce zagranicznej. Nie zrezygnował z nowego podziału EEZ we wschodniej części Morza Śródziemnego – w Berlinie nie było o tym mowy. Narasta konflikt między Turcją a większością państw arabskich, zwłaszcza Egiptem. Egipt, ZAE i Arabia Saudyjska nie przestały wspierać Haftara. Egipt nadal zamierza zlikwidować – nawet siłą – wpływ skrajnych ugrupowań islamskich, popierających rząd as-Saradża. Obawia się zwłaszcza bezpieczeństwa granicy z Libią, o długości ok. 1.200 km, nieustannie zagrożonej przez grupy islamistyczne.

Dla światowego rynku ropy i gazu są to złe wiadomości, gdyż nadal daleko do stabilizacji w Libii. Wojska Haftara i związane z nim oddziały ochrony instalacji gazowo-naftowych (Petroleum Facilities Guard), pod dowództwem gen. Nadżi al-Maghraby, kontrolują obecnie większość libijskich złóż i instalacji, w tym ważny obiekt w Malliytah. Rozliczenia ze sprzedaży ropy i gazu dokonywane są jednak poprzez związaną z rządem Narodową Korporację Naftową (NOC). Dlatego 17 stycznia doszło do obustronnego zablokowania instalacji przesyłowych. Oficjalnie odpowiadają za to uczestnicy protestów przeciwko tureckiej interwencji w Libii, do których wezwała starszyzna plemion wspierających Haftara.

Protestujący zarzucili as-Sarradżowi, że ze środków pochodzących z ropy i gazu, finansuje syryjskich najemników przysłanych przez Turcję, i zapowiedzieli, że blokada będzie trwała aż do upadku GNA, wycofania syryjskich najemników oraz tureckich doradców wojskowych. LNA natomiast ogłosiła, że będzie chronić uczestników protestu. Wśród zablokowanych instalacji jest między innymi stacja przesyłowa w Malliytah.

Teresa Wójcik

Sierakowska: Ceny ropy są odporne na chaos w Libii

Niemcy jako inicjatorzy berlińskiej konferencji chcieli najwyraźniej poświęcić to wydarzenie wyłącznie Libii i wygaszeniu walk między rządem, uznanym przez ONZ, oraz wojskiem Haftara. Pytanie, na ile jest to możliwe. I na ile umożliwi normalną eksploatację ropy ze złóż Libii – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

Gorąca kwestia nowego podziału

Zupełnie pominięta została równie gorąca kwestia nowego podziału stref EEZ na Morzu Śródziemnym wyłącznie między Turcję i Libię. Niemcy najwyraźniej chcieli te sprawy oddzielić, mimo, że wytyczenie bezprawnej granicy morskiej między Turcją i Libią jest po prostu bezprawiem, samowolną zmianą EEZ. Chodziło oczywiście – nie tylko Niemcom – o konstruktywny udział w konferencji prezydenta Turcji Recepa Erdogana oraz o zaakceptowanie przez niego ewentualnych negocjacji mających prowadzić do zakończenia walk w Libii. Nic nie wskazuje na to, aby berlińska konferencja rozpoczęła przełom. Nie został bowiem wypracowany ślad koncepcji usunięcia podstawy tej wojny.

W konferencji uczestniczyli szefowie przeciwnych libijskich stron – premier Fajiz as-Sarradż (GNA) oraz szef Libijskiej Armii Narodowej (LNA), generał Chalifa Haftar (przeciwnik islamistów i Bractwa Muzułmańskiego). Jednak nie na zasadzie równych uczestników. Obaj libijscy przywódcy, każdy z osobna, byli rozmówcami pozostałych uczestników konferencji. Bezpośredniego kontaktu między nimi nie było. Pomimo uznania sukcesu berlińskiej konferencji, nie ma pewności, czy Haftar nie wznowi ofensywy w Libii, co z kolei może doprowadzić Turcję do interwencji zbrojnej na pełną skalę. Po czym scenariusz wymknie się spod kontroli, gdy Egipt, ZEA, Grecja i Izrael staną wobec faktów dokonanych.

USA jako obserwator?

Stany Zjednoczone, które mogłyby na berlińskiej konferencji odegrać najważniejszą rolę, zgodnie z własną koncepcją porządku EastMed, ograniczyły się w zasadzie do obserwacji. Co prawda obserwatorem był sekretarz stanu Mike Pompeo, ale nie on był motorem obrad. Waszyngton pragnie, aby w Libii nadal wydobywana była ropa, a Haftar i jego oddziały kontrolują najwięcej złóż w kraju. Ważny jest więc Haftar, tym bardziej, że jest obywatelem USA i tam mieszka jego rodzina. Oświadczenie Haftara, że dąży do likwidacji terroryzmu islamistycznego odpowiada Amerykanom. Trump, bezpośrednio po objęciu urzędu, zamierzał wycofać USA z Libii. Jednak nie może pozwolić, aby wzrastały tam wpływy Rosji. Jednocześnie, prezydent Erdogan zapowiedział, że żadne państwa trzecie nie będą mogły poszukiwać oraz wydobywać ropy i gazu ze złóż lądowych i morskich. Amerykańskie koncerny też. Tak więc zawieszenie broni w Libii stało się niemal faktem, ale przyczyny wojny domowej pozostały.

Najważniejsze problemy nie zostały rozwiązane

Erdogan aktywnie uprawia polityczny islam i preferuje jego zasady także w polityce zagranicznej. Nie zrezygnował z nowego podziału EEZ we wschodniej części Morza Śródziemnego – w Berlinie nie było o tym mowy. Narasta konflikt między Turcją a większością państw arabskich, zwłaszcza Egiptem. Egipt, ZAE i Arabia Saudyjska nie przestały wspierać Haftara. Egipt nadal zamierza zlikwidować – nawet siłą – wpływ skrajnych ugrupowań islamskich, popierających rząd as-Saradża. Obawia się zwłaszcza bezpieczeństwa granicy z Libią, o długości ok. 1.200 km, nieustannie zagrożonej przez grupy islamistyczne.

Dla światowego rynku ropy i gazu są to złe wiadomości, gdyż nadal daleko do stabilizacji w Libii. Wojska Haftara i związane z nim oddziały ochrony instalacji gazowo-naftowych (Petroleum Facilities Guard), pod dowództwem gen. Nadżi al-Maghraby, kontrolują obecnie większość libijskich złóż i instalacji, w tym ważny obiekt w Malliytah. Rozliczenia ze sprzedaży ropy i gazu dokonywane są jednak poprzez związaną z rządem Narodową Korporację Naftową (NOC). Dlatego 17 stycznia doszło do obustronnego zablokowania instalacji przesyłowych. Oficjalnie odpowiadają za to uczestnicy protestów przeciwko tureckiej interwencji w Libii, do których wezwała starszyzna plemion wspierających Haftara.

Protestujący zarzucili as-Sarradżowi, że ze środków pochodzących z ropy i gazu, finansuje syryjskich najemników przysłanych przez Turcję, i zapowiedzieli, że blokada będzie trwała aż do upadku GNA, wycofania syryjskich najemników oraz tureckich doradców wojskowych. LNA natomiast ogłosiła, że będzie chronić uczestników protestu. Wśród zablokowanych instalacji jest między innymi stacja przesyłowa w Malliytah.

Teresa Wójcik

Sierakowska: Ceny ropy są odporne na chaos w Libii

Najnowsze artykuły