icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Makuch: Gazprom modyfikuje swoją strategię

KOMENTARZ

Grzegorz Makuch

Współpracownik BiznesAlert.pl

Na początku grudnia prezes Aleksie Miller powiedział, że firma zmienia swoją strategię i od teraz Gazprom nie będzie już dostarczał surowiec konsumentom końcowym.

Dziesięć dni później okazało się, że BASF i Gazprom odwołały wymianę aktywów, która pozwoliłaby Rosjanom wejść w posiadanie aktywów w magazynach gazu w Rehden, Jemgum (Niemcy) i w Haidach (Austria). Umowa zakładała również przejęcie kolejnych 50% akcji w Wingas (tym samym Gazprom posiadałby już 100% akcji w największej firmie gazowniczej w Niemczech, która posiada 80% udziałów w gazociągu OPAL – kolejne 20% E.On), w WIEH, WINZ i WIEE. W zamian Wintershall (spółka córka BASF) uzyskałaby 25,01% w złożach gazu Urengoj (Achimow IV i V posiadające 274 mld m3 gazu i 74 mld kondesatu). BASF tłumaczył odstąpienie od wymiany aktywów narastającym napięciem między Rosją i Zachodem. Szef Kurt Bock powiedział, że transakcja ta umożliwiłaby Gazpromowi dostarczanie gazu bezpośrednio do odbiorców, a nie tylko do granic UE. Dodał, że żałuje, że umowa nie zostanie zrealizowania i zapowiedział, że jego firma wciąż będzie współpracować z Gazpromem, również w zakresie poszukiwania i wydobycia węglowodorów na polu Achimow. Mimo że to BASF będzie musiał uiścić kwotę 324 mln EUR za niezrealizowaną umowę, nie wiadomo, kto podjął decyzję o odstąpieniu od realizacji umowy. Pojawiły się głosy, że wymiana aktywów przestała przystawać do strategii Gazpromu, a wspomniana kara, to efekt przesuwania przez BASF terminu realizacji umowy. Byłoby to spójne z polityką Rosji wobec Gazociągu Południowego, z którego Gazprom zrezygnował tylko pozornie – zmienił trasę i strategię, bowiem obecnym jego celem jest doprowadzenie południową nitką 63 mld m3 gazu do granicy Turcji i Grecji i stworzenie po stronie Grecji węzła gazowego. Zarazem dla niepoznaki wciąż pojawiały się sygnały o ewentualnym poprowadzeniu gazociągu przez Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry do Austrii. Ale początkiem roku Aleksiej Miller powiedział publicznie, że UE musi się śpieszyć z budową połączeń, bowiem Rosja dostarczy gaz tylko do granicy turecko-greckiej. Dodał, że jest to jedyna droga, by ominąć Ukrainę, o czym „europejscy partnerzy” zostali już poinformowani. Dlatego też Gazprom Schweiz złożył już w tureckim urzędzie antymonopolowym wniosek kupna udziałów w Akfel Gaz, tureckiej firmie zajmującej się importem i handlem hurtowym gazem. Gazprom posiada również 71% udziałów w innej tureckiej firmie – Bosphorus Gas. Tym samym Moskwa zwiększa prawdopodobieństwo powstania gazociągu transportującego gaz do granic UE – licząc, że pewnego dnia nadarzy się okazja i przejmie udziały na początek w greckiej firmie DEPA.

Rosja dążąc do budowy w Grecji hubu gazowego w bardzo sprawny sposób adoptuje do swoich celów politykę UE.  Przecież to Parlament Europejski w połowi 2013 r. wyraził zgodę na przyznanie Grecji statusu hubu gazowego, jeśli ten kraj rozwinie własne wydobycie gazu ziemnego. Do tego trafiałby tam również surowiec z gazociągu TANAP i przede wszystkim z Turkish Stream.  Tym samym Rosja zapewniłaby sobie eksport surowca trasą omijającą Ukrainę, z tą jedną zmianą – wobec planowanego Gazociągu Południowego, że Gazprom dostarczałby gaz do granicy UE. Ale uprzednio wspomniana deklarację Millera o zmianie strategii i odejściu od dostarczania surowca konsumentom końcowym należy traktować jako przejściowe zamrożenie celów strategicznych. Najlepszym na to dowodem jest polityka Gazpromu wobec gazociągu OPAL. Rzecznik  Niemieckiej Federalnej Agencji ds. Sieci powiedział, że Gazprom nie zgodził się na kolejne przesunięcie terminu decyzji odnośnie przepustowości na gazociągu OPAL, dlatego zostaje w sile decyzja przyznająca Gazpromowi 50% przepustowości. Z kolei Siergiej Kuprianow z Gazpromu powiedział, że firma wciąż będzie się ubiegała o wyłączenie OPALu spod TPA, ale nie na podstawie dotychczas zawartych umów z KE, według których to Komisja miała zatwierdzić plan taryf przesyłowych. Gazprom próbuje realizować wcześniejszą propozycję Berlina, by corocznie kupować przepustowości (kolejne 50%) na OPALu poprzez platformę PRISMA.

Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja ekonomiczna rosyjskich firm wciąż się pogarsza. I Moskwa szuka chociażby najmniejszego pozornego sukcesu. Temu miała służyć propozycja 33 deputowanych japońskich, by rozważyć budowę gazociągu z Władywostoku, po dnie morza, do Japonii. Według obliczeń koszt gazociągu ma wynieść 2,5-4,5 mld USD, przepustowość miałaby wynieść 20 mld m3. Rzecz w tym, że będzie to kolejna inwestycja papierowa – a nawet jeśli dojdzie do skutku, to dopiero w okolicach 2020 r. Tymczasem termin oddania gazociągu Siła Syberii został po raz kolejny przesunięty – tym razem na 2024 rok (wcześniej planowane daty oddania gazociągu to 2018 r. i 2020 r.). Według Anatolija Titowa z Gazprom Transgaz wówczas to gazociąg ma osiągnąć pełną (38 mld) przepustowość. Jednak po tym, jak ChRL oficjalnie poinformowali, że nie udzielą Gazpromowi 25 mld USD kredytu na budowę gazociągu Siła Syberii (obiecali 10 mld USD na Jamał LNG) Gazprom będzie musiał zapewnić dostęp prywatnym firmom do tego gazociągu. Minister Aleksander Nowak zapewnił jednak, że Gazprom pozostanie jedynym eksporterem i będzie pośredniczył w sprzedaży gazu. Co ciekawe, Nowak powiedział, że przepustowość gazociągu mogłaby wzrosnąć z 38 do 80 mld m3. Z kolei prezydent Rosji Władimir Putin powiedział, że gazociągi Ałtaj (30 mld) i Siła Syberii „nie są nierentowne” i dodał, że pozwolą zgazyfikować Syberię i Daleki Wschód.

Jednak pojawia się pytanie, czy Gazprom zdąży zrealizować swoją zmodyfikowaną strategię, bowiem gospodarka Rosji jest w coraz gorszym stanie, ropa utrzymuje się na niskim poziomie, dochody z eksportu surowców spadają i Putin ma coraz mniejsze pole manewru – podobnie jak rosyjskie firmy energetyczne. W tym kontekście perspektywa 3-4 lata może się okazać wiecznością. A zapewnienia Gazpromu, że Turkish Stream powstanie w przeciągu 2 lat są mało realne. Dlatego zmodyfikowana strategia Gazpromu przypomina raczej paniczną próbę ucieczki przed nieuniknionym. A Zachód wciąż czeka, aż Moskwa w końcu wykona pierwszy rzeczywisty – a nie pozorowany, krok na drodze do unormowania wzajemnych relacji.

KOMENTARZ

Grzegorz Makuch

Współpracownik BiznesAlert.pl

Na początku grudnia prezes Aleksie Miller powiedział, że firma zmienia swoją strategię i od teraz Gazprom nie będzie już dostarczał surowiec konsumentom końcowym.

Dziesięć dni później okazało się, że BASF i Gazprom odwołały wymianę aktywów, która pozwoliłaby Rosjanom wejść w posiadanie aktywów w magazynach gazu w Rehden, Jemgum (Niemcy) i w Haidach (Austria). Umowa zakładała również przejęcie kolejnych 50% akcji w Wingas (tym samym Gazprom posiadałby już 100% akcji w największej firmie gazowniczej w Niemczech, która posiada 80% udziałów w gazociągu OPAL – kolejne 20% E.On), w WIEH, WINZ i WIEE. W zamian Wintershall (spółka córka BASF) uzyskałaby 25,01% w złożach gazu Urengoj (Achimow IV i V posiadające 274 mld m3 gazu i 74 mld kondesatu). BASF tłumaczył odstąpienie od wymiany aktywów narastającym napięciem między Rosją i Zachodem. Szef Kurt Bock powiedział, że transakcja ta umożliwiłaby Gazpromowi dostarczanie gazu bezpośrednio do odbiorców, a nie tylko do granic UE. Dodał, że żałuje, że umowa nie zostanie zrealizowania i zapowiedział, że jego firma wciąż będzie współpracować z Gazpromem, również w zakresie poszukiwania i wydobycia węglowodorów na polu Achimow. Mimo że to BASF będzie musiał uiścić kwotę 324 mln EUR za niezrealizowaną umowę, nie wiadomo, kto podjął decyzję o odstąpieniu od realizacji umowy. Pojawiły się głosy, że wymiana aktywów przestała przystawać do strategii Gazpromu, a wspomniana kara, to efekt przesuwania przez BASF terminu realizacji umowy. Byłoby to spójne z polityką Rosji wobec Gazociągu Południowego, z którego Gazprom zrezygnował tylko pozornie – zmienił trasę i strategię, bowiem obecnym jego celem jest doprowadzenie południową nitką 63 mld m3 gazu do granicy Turcji i Grecji i stworzenie po stronie Grecji węzła gazowego. Zarazem dla niepoznaki wciąż pojawiały się sygnały o ewentualnym poprowadzeniu gazociągu przez Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry do Austrii. Ale początkiem roku Aleksiej Miller powiedział publicznie, że UE musi się śpieszyć z budową połączeń, bowiem Rosja dostarczy gaz tylko do granicy turecko-greckiej. Dodał, że jest to jedyna droga, by ominąć Ukrainę, o czym „europejscy partnerzy” zostali już poinformowani. Dlatego też Gazprom Schweiz złożył już w tureckim urzędzie antymonopolowym wniosek kupna udziałów w Akfel Gaz, tureckiej firmie zajmującej się importem i handlem hurtowym gazem. Gazprom posiada również 71% udziałów w innej tureckiej firmie – Bosphorus Gas. Tym samym Moskwa zwiększa prawdopodobieństwo powstania gazociągu transportującego gaz do granic UE – licząc, że pewnego dnia nadarzy się okazja i przejmie udziały na początek w greckiej firmie DEPA.

Rosja dążąc do budowy w Grecji hubu gazowego w bardzo sprawny sposób adoptuje do swoich celów politykę UE.  Przecież to Parlament Europejski w połowi 2013 r. wyraził zgodę na przyznanie Grecji statusu hubu gazowego, jeśli ten kraj rozwinie własne wydobycie gazu ziemnego. Do tego trafiałby tam również surowiec z gazociągu TANAP i przede wszystkim z Turkish Stream.  Tym samym Rosja zapewniłaby sobie eksport surowca trasą omijającą Ukrainę, z tą jedną zmianą – wobec planowanego Gazociągu Południowego, że Gazprom dostarczałby gaz do granicy UE. Ale uprzednio wspomniana deklarację Millera o zmianie strategii i odejściu od dostarczania surowca konsumentom końcowym należy traktować jako przejściowe zamrożenie celów strategicznych. Najlepszym na to dowodem jest polityka Gazpromu wobec gazociągu OPAL. Rzecznik  Niemieckiej Federalnej Agencji ds. Sieci powiedział, że Gazprom nie zgodził się na kolejne przesunięcie terminu decyzji odnośnie przepustowości na gazociągu OPAL, dlatego zostaje w sile decyzja przyznająca Gazpromowi 50% przepustowości. Z kolei Siergiej Kuprianow z Gazpromu powiedział, że firma wciąż będzie się ubiegała o wyłączenie OPALu spod TPA, ale nie na podstawie dotychczas zawartych umów z KE, według których to Komisja miała zatwierdzić plan taryf przesyłowych. Gazprom próbuje realizować wcześniejszą propozycję Berlina, by corocznie kupować przepustowości (kolejne 50%) na OPALu poprzez platformę PRISMA.

Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja ekonomiczna rosyjskich firm wciąż się pogarsza. I Moskwa szuka chociażby najmniejszego pozornego sukcesu. Temu miała służyć propozycja 33 deputowanych japońskich, by rozważyć budowę gazociągu z Władywostoku, po dnie morza, do Japonii. Według obliczeń koszt gazociągu ma wynieść 2,5-4,5 mld USD, przepustowość miałaby wynieść 20 mld m3. Rzecz w tym, że będzie to kolejna inwestycja papierowa – a nawet jeśli dojdzie do skutku, to dopiero w okolicach 2020 r. Tymczasem termin oddania gazociągu Siła Syberii został po raz kolejny przesunięty – tym razem na 2024 rok (wcześniej planowane daty oddania gazociągu to 2018 r. i 2020 r.). Według Anatolija Titowa z Gazprom Transgaz wówczas to gazociąg ma osiągnąć pełną (38 mld) przepustowość. Jednak po tym, jak ChRL oficjalnie poinformowali, że nie udzielą Gazpromowi 25 mld USD kredytu na budowę gazociągu Siła Syberii (obiecali 10 mld USD na Jamał LNG) Gazprom będzie musiał zapewnić dostęp prywatnym firmom do tego gazociągu. Minister Aleksander Nowak zapewnił jednak, że Gazprom pozostanie jedynym eksporterem i będzie pośredniczył w sprzedaży gazu. Co ciekawe, Nowak powiedział, że przepustowość gazociągu mogłaby wzrosnąć z 38 do 80 mld m3. Z kolei prezydent Rosji Władimir Putin powiedział, że gazociągi Ałtaj (30 mld) i Siła Syberii „nie są nierentowne” i dodał, że pozwolą zgazyfikować Syberię i Daleki Wschód.

Jednak pojawia się pytanie, czy Gazprom zdąży zrealizować swoją zmodyfikowaną strategię, bowiem gospodarka Rosji jest w coraz gorszym stanie, ropa utrzymuje się na niskim poziomie, dochody z eksportu surowców spadają i Putin ma coraz mniejsze pole manewru – podobnie jak rosyjskie firmy energetyczne. W tym kontekście perspektywa 3-4 lata może się okazać wiecznością. A zapewnienia Gazpromu, że Turkish Stream powstanie w przeciągu 2 lat są mało realne. Dlatego zmodyfikowana strategia Gazpromu przypomina raczej paniczną próbę ucieczki przed nieuniknionym. A Zachód wciąż czeka, aż Moskwa w końcu wykona pierwszy rzeczywisty – a nie pozorowany, krok na drodze do unormowania wzajemnych relacji.

Najnowsze artykuły