– Rozwijana konsekwentnie od wielu lat polityka klimatyczna Unii Europejskiej weszła obecnie w nową fazę. Europejski Zielony Ład ma ambicję całościowej przebudowy gospodarczej UE. Ze względu na mocno węglową strukturę wytwarzania energii i ciepła w Polsce kolejne rządy sceptycznie odnosiły się do wspólnotowej polityki klimatycznej. Zielone kamienie spadały co jakiś czas na polskich decydentów, którzy musieli sobie z nimi jakoś radzić. Wraz z nową Komisją Europejską ruszyła prawdziwa zielona lawina, a Polska stanęła przed jednym z największych wyzwań na kolejne dekady. Gdzie znajdzie się nasz kraj po zejściu tej lawiny? Zielony Ład zostanie objęty czasową kwarantanną ze względu na skutki pandemii koronawirusa SARS-CoV-2. Wprawdzie jedynie wzmocni to napięcia wokół niego, ale jednocześnie da nam czas na potrzebną modernizację – pisze Jerzy Dudek z Klubu Jagiellońskiego.
Cała zielona władza w ręce Komisji?
Nowa Komisja Europejska pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen najwyższy priorytet nadała przeciwdziałaniom zmianom klimatu. Na 100 dni od rozpoczęcia urzędowania nowa szefowa KE przedstawiła propozycję nowego prawa klimatycznego, które ma zobowiązać Unię Europejską do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. Oznacza to, że Unia ma zredukować wytwarzanie gazów cieplarnianych do poziomu, który może być usunięty z atmosfery (albo naturalnie, albo dzięki odpowiednim technologiom). Krótko mówiąc, zero emisji netto. W konsekwencji wspólnota ma nie przyczyniać się do wzrostu temperatury na Ziemi. Nowe prawo to tylko początek – najbliższe dwa lata to ponad 50 kolejnych działań legislacyjnych i politycznych.
Propozycja nowego prawa kładzie fundament pod cały Europejski Zielony Ład. Ustanowienie prawnie wiążącego punktu dojścia dla całej Unii Europejskiej oznacza, że Unia będzie musiała poruszać się po określonej trajektorii przez następne trzy dekady. Kolejne propozycje legislacyjne zostaną wpisane w tę nową logikę. I to nie tylko te bezpośrednio powiązane z ochroną klimatu, ale dosłownie wszystkie. Komisja chce bowiem, aby każda regulacja była oceniana (w ramach oceny skutków regulacji) z perspektywy wpływu na cel neutralności klimatycznej.
Co więcej, Komisja proponuje, aby zwiększyć jej kompetencje w nadzorowaniu realizacji celu na 2050 r. Ta kwestia stanie się zapewne przedmiotem największych kontrowersji w negocjacjach w kolejnych miesiącach. Komisja chciałaby bowiem otrzymać prawo działania na podstawie aktów delegowanych, aby sama mogła wyznaczyć, a następnie uaktualniać trajektorię neutralności klimatycznej dla całej UE. Tym samym Komisja chciałaby zyskać dominującą pozycję w kształtowaniu modelu, który następnie sama będzie oceniała zarówno w odniesieniu do Unii jako całości, jak i do poszczególnych państw członkowskich.
Upraszczając, Komisja sama precyzowałaby zasady klimatycznej gry, a następnie byłaby sędzią oceniającym zachowanie graczy. Wprawdzie w stosunku do państw Komisja mogłaby wystosowywać jedynie rekomendacje, ale łatwo można sobie wyobrazić, że za jakiś czas pojawią się kolejne instrumenty nacisku w tym zakresie. To chociażby uzależnienie korzystania z unijnych pieniędzy od wypełnienia rekomendacji. Jak na razie pojawią się tylko żółte kartki, ale w końcu publiczność widowiska będzie chciała widzieć czerwone.
Kolejna strategia do szuflady czy nowe koło zamachowe integracji europejskiej?
Czy cel neutralności klimatycznej to coś wyjątkowego? Choć może to brzmieć dość niepozornie, w rzeczywistości oznacza bardzo głęboką transformację gospodarczą, odczuwaną przez wszystkie grupy społeczne. Dodatkowo zielona transformacja to wyścig gospodarczy o najlepsze technologie i przyszłe źródła bogactwa, co przyciąga kręgi gospodarcze wspierane przez elity państwowe.
Europejski Zielony Ład to zdecydowanie więcej niż wcześniejsze inicjatywy, takie jak Strategia Lizbońska, Strategia 2020 czy Unia Energetyczna. Nie jest to kolejna szumnie brzmiąca wizja, która ma być jedynie znakiem rozpoznawczym nowej Komisji Europejskiej. W jej ramach nie pojawiają się jedynie duże sumy pieniędzy, o które można się starać, oraz nowe przepisy, które należy przyjąć. Owszem, Europejski Zielony Ład to także dużo marketingu, sporo pieniędzy i wiele nowych regulacji.
Jego wyjątkowość polega jednak na istnieniu prawdziwej emocji społecznej, która coraz bardziej się nasila i jest widoczna w większym lub mniejszym stopniu w każdym państwie członkowskim. To nie kolejny urzędniczy dokument i legislacyjny rozkład jazdy.
Europejski Zielony Ład ma potencjał, aby stać się nową koncepcją organizującą integrację europejską, jej nowym kołem zamachowym. Może nadać jej świeżą tożsamość. Komisja nieprzypadkowo tak mocno wzięła go na swoje sztandary.
Europejski Zielony Ład może stać się dla UE tym, czym była dla niej w przeszłości strategia budowania wspólnego rynku, przedstawiona pod koniec lat 80. przez Jacquesa Delorsa, ówczesnego przewodniczącego KE. Wtedy ustawiono na dekady nowy kierunek integracji europejskiej. Ten zwrot zawdzięczał swoją stabilność m.in. temu, że odpowiadał na szersze trendy dotyczące odchodzenia od interwencjonizmu na rzecz liberalizmu gospodarczego. Zielony Ład jest równie mocno powiązany z obecnymi megatrendami, jak wizja Delorsa.
Legitymizacja integracji europejskiej opierała się na zagwarantowanej trwałości pokoju oraz rozwoju gospodarczym nieskrępowanym granicami państw. Choć atrakcyjność tych idei jest nadal olbrzymia, to nie rozpalają już one wyobraźni społecznej. Ich miejsce od lat zaczynają zajmować wysiłki na rzecz ochrony klimatu. Zielona transformacja ma szanse stać się nowym uzasadnieniem wspólnego europejskiego wysiłku. Po Europie bez wojen i Europie dobrobytu przychodzi czas na Zieloną Europę.
Zielona Europa kontra węglowa Polska
Jeśli zaakceptować tezę, że Europejski Zielony Ład stanie się nowym kołem zamachowym integracji europejskiej, wówczas okaże się, że Polska znajduje się w bardzo trudnym położeniu. W 2019 r. nasza struktura wytwarzania energii elektrycznej była oparta w 74% o węgiel. Z tego powodu Polska od zawsze znajduje się na torze kolizyjnym z polityką klimatyczną UE, która promuje odchodzenie od tego surowca. Jednakże w obliczu Europejskiego Zielonego Ładu spór o politykę klimatyczną będzie postrzegany w Brukseli nie tylko jako sprzeciw wobec kierunku jednej polityki sektorowej, teraz już o zasięgu horyzontalnym, ale także jako próba odświeżenia projektu integracji europejskiej. Stawka konfliktu jest o wiele wyższa niż dotychczas.
Polska nie jest w stanie powstrzymać działań w ramach Zielonego Ładu. Ani sama, ani w gronie sojuszników, którzy zresztą będą bardzo nieliczni. Nikt nie powinien mieć żadnych złudzeń w tym zakresie. To już nie są czasy, gdy Europa Środkowo-Wschodnia miała w miarę wspólny, krytyczny front wobec polityki klimatycznej UE. Jednak nikt też nie powinien mieć wątpliwości, że w interesie Polski jest takie ukształtowanie warunków własnej transformacji energetycznej, aby w najkorzystniejszy sposób równoważyła ona konieczność zmian z kosztami gospodarczymi i społecznymi. Te zaś będą olbrzymie.
Dostępne wyliczenia różnią się w zależności od metodologii i przyjętych założeń, więc potraktujmy je jedynie obrazowo. Minister funduszy i polityki regionalnej, Małgorzata Jarosińska-Jedynak, stwierdziła, że koszt neutralności klimatycznej dla Polski wyniesie 240 miliardów euro do 2030 r. oraz prawie 500 miliardów euro do 2050 r. Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych (CAKE) wyliczyło z kolei, że jedynie sektor elektroenergetyczny musiałby ponieść koszt 179-206 miliardów euro do roku 2050 na nowe jednostki wytwórcze (co nie obejmuje kosztów nowych sieci). SpotData z kolei podało, że w branżach bezpośrednio zagrożonych celem neutralności klimatycznej pracuje 10% zatrudnionych ogółem w Polsce, przy czym średnia UE to 6%.
Na węglu dłużej już (finansowo) nie pociągniemy
Problemy sektora energetycznego będą dużym obciążeniem dla rozwoju gospodarczego Polski. Setki miliardów euro są na tyle trudne do wyobrażenia i dodatkowo dotyczą długiej perspektywy, że na wyobraźnię lepiej mogą zadziałać dane dotyczące wzrostu kosztów energii elektrycznej.
Ze względu na energetykę uzależnioną od wysokoemisyjnego węgla cena prądu wyprodukowanego w Polsce jest silnie związana z cenami uprawnień do emisji gazów cieplarnianych, które są częścią unijnego systemu ETS. Ich gwałtowny wzrost w 2018 r. sprawił, że rząd, chcąc uniknąć równie ostrych wzrostów cen prądu, zareagował tzw. ustawą prądową i systemem rekompensat. Cena uprawnień nie jest wprawdzie jedynym składnikiem ceny prądu, ale stanowi jej bardzo ważny element. Jak dalej będą się kształtowały ceny uprawnień w drodze do neutralności klimatycznej?
Komisja Europejska będzie chciała podnieść cel redukcji emisji na 2030 r. z obecnych 40% do poziomu 50-55%. CAKE wyliczyło, że w takiej sytuacji cena uprawnienia do emisji w scenariuszu redukcji o 50% wyniesie 34 euro w 2025 r. i 52 euro w 2030, a w scenariuszu redukcji o 55% – odpowiednio 41 i 76 euro. Warto przypomnieć, że wprowadzenie ustawy prądowej, które można porównać do podania kroplówki, miało miejsce, gdy ceny kształtowały się w okolicach 20 euro. Łatwo sobie wyobrazić, że rokowania dla węglowego pacjenta są bardzo złe. Recesja gospodarcza spowodowana pandemią koronawirusa jedynie odsunie w czasie wiadomości o pogarszającym się stanie zdrowia.
Wobec zdecydowanie wyższych cen prądu w Polsce niż w innych krajach UE będziemy importować coraz więcej energii elektrycznej, co w dalszej perspektywie może negatywnie wpłynąć na poziom naszego bezpieczeństwa energetycznego. Z drugiej strony jednak korzystanie ze wspólnego rynku energii i dostępu do tańszego prądu ratuje obecnie konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Bez obniżania kosztów energii elektrycznej polska gospodarka będzie rozwijała się wolniej.
Zielona transformacja to także szansa, a nie tylko problem
Problemy polskiego sektora energetycznego są jedynie potęgowane i przyspieszane przez politykę Unii Europejskiej. Niezależnie od niej nasza energetyka wymaga bardzo poważnych zmian. Poleganie na wspólnym rynku energii ma obecnie duży sens, jeśli jednocześnie wykorzystamy je do przebudowy polskiego sektora energetycznego. Tania energia nie musi stać w sprzeczności z bezpieczeństwem energetycznym. Po prostu musimy być w stanie samodzielnie ją wyprodukować. W tych mało optymistycznych okolicznościach są dwa promyki nadziei.
Pierwszy to renta zapóźnienia. Polska ma szansę na duży skok technologiczny stosunkowo niskim kosztem, ponieważ potrzebne technologie są o wiele tańsze niż kiedyś. Dziś możemy się szczycić sektorem bankowym, który bywa bardziej nowoczesny niż w krajach z dłuższą metryką kapitalistyczną, ale jest to zasługa jego fundamentalnej przebudowy w latach 90. Możemy wykonać równie duży skok technologiczny w energetyce, który jednocześnie będzie opłacalnym biznesem.
Po drugie – dostęp do taniego kapitału. Mógłby stanowić dużą barierę rozwojową, ale obecnie na rynku jest on bardzo tani. Dzięki Europejskiemu Zielonemu Ładowi i całej maszynerii finansowej budowanej wokół niego dostęp będzie jeszcze łatwiejszy. Nieuniknione próby odbudowy gospodarczej po skutkach epidemii koronawirusa mogą jeszcze ten system uelastycznić, choć na pewno w zgodzie z kryteriami polityki dekarbonizacji. Nieprzypadkowo nie wspominam w pierwszej kolejności o unijnych pieniądzach przeznaczanych na sprawiedliwą transformację energetyczną. W prawdzie Polska może otrzymać najwięcej z puli – ok. 7,5 miliardów euro na ten cel w nowym siedmioletnim budżecie UE – ale obecnie planowane 2 miliardy euro mogą być raczej traktowane jako miły dodatek w obliczu potencjalnych kosztów.
Szukanie punktu równowagi pomiędzy koniecznością zmian i ich kosztami wymaga jednak poważnej, rzetelnej debaty publicznej oraz próby wypracowania konsensusu politycznego. Pierwszym krokiem w tym zakresie powinna być długo wyczekiwana strategia polityki energetycznej Polski do 2040 r.
Jednak skupianie się na energetyce zdecydowanie nie wystarczy. Europejski Zielony Ład jest na tyle wielosektorowym przedsięwzięciem, że wymaga od Polski myślenia długoterminowego, nie tylko w energetyce. Przemysł, budownictwo, transport, rolnictwo – to obszary najbardziej powiązane z zieloną transformacją. Choć węgiel jest w centrum polskiej dyskusji o polityce klimatycznej UE, ograniczanie się tylko do tej kwestii sprawi, że nasz kraj nie będzie gotowy do podjęcia działań na innych polach. O ile zmiany w energetyce mają już wyraźnie wytyczony szlak i dla wielu państw UE nie stanowią ani przedmiotu zmartwień, ani większych debat, to inne obszary będą dopiero podlegały definiowaniu interesów i kształtowaniu polityki europejskiej. Jedynie aktywnie uczestnicząc w tym procesie, Polska może próbować kształtować go w sposób dla niej najkorzystniejszy.
Zielona polityka po pandemii
Na szczycie Rady Europejskiej w grudniu 2019 r. Polska zdecydowała się nie blokować wyznaczenia wspólnego celu neutralności klimatycznej dla całej Unii Europejskiej, jednocześnie zaznaczając, że w swoim zakresie nie zobowiązuje się uzyskać tego celu do 2050 r. Kwestia została pozostawiona dalszym decyzjom w czerwcu 2020 r.
Trudno sobie wyobrazić, aby wobec pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 i nadciągającego załamania gospodarczego Europejski Zielony Ład trzymał się dotychczasowego kalendarza. Teraz najpilniejsze jest zabezpieczenie zdrowia publicznego oraz przygotowanie rozwiązań ratunkowych dla nadciągającego tsunami gospodarczego. W takim momencie Unia Europejska będzie skupiała się raczej na zachowaniu spójności w 2020 r., a nie prowadzeniu bardzo twardych negocjacji wokół trajektorii neutralności klimatycznej do roku 2050, w tym o nowe prawo klimatyczne i o nowe cele na 2030 r. Nie wspominając już nawet o tym, że konieczność wzajemnego fizycznego odseparowania bardzo utrudni policy making. Europejski Zielony Ład znajdzie się w kwarantannie. Jej czas zależy od skali epidemii oraz głębokości i długości trwania recesji gospodarczej. Który z możliwych scenariuszy się zrealizuje, okaże się w najbliższych kilku miesiącach. Prędzej czy później Zielona Europa znów wróci na pierwszy plan agendy europejskiej.
Co więcej, spór wokół neutralności klimatycznej wybuchnie z nową siłą. Z jednej strony dotychczasowe głosy podnoszące kwestię kryzysu klimatycznego będą wskazywały jako analogię pandemię i olbrzymie znaczenie spłaszczania krzywej zachorowań. Pandemiczne hasło – flatten the curve – będzie miało swoją klimatyczną odsłonę – flatten the climate curve.
Dodatkowo odbudowa gospodarcza może podążać już wcześniej przygotowywanymi zielonymi torami. Z drugiej strony wzmocnią się głosy, że w sytuacji problemów gospodarczych i kosztów wychodzenia z recesji Unia nie powinna dokładać sobie zielonych kamieni do plecaka. Najbliższe duże starcie w tym sporze to finalizacja negocjacji kolejnego siedmioletniego budżetu UE.
Krótko mówiąc, presja na Europejski Zielony Ład może się wzmocnić, ale jednocześnie pole negocjacyjne wokół niego ulegnie poszerzeniu. Kwarantanna daje czas, aby dobrze przemyśleć i przygotować polskie działania. Szarże w Unii Europejskiej mają niewielką skuteczność. Dysponując dodatkowym czasem i uruchamiając odpowiednie antykryzysowe środki finansowe już dziś, mamy szansę znaleźć się w lepszym miejscu po zakończeniu kwarantanny.