Mołdawia jest uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu. Od lat głównie Rumunia próbuje pomóc swojemu sąsiadowi się od niego uniezależnić. Trudności sprawia jednak fakt, że większościowym udziałowcem mołdawskich gazociągów jest rosyjski Gazprom – mówi Kamil Całus, analityk do spraw Mołdawii i Rumunii Ośrodka Studiów Wschodnich w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jak obecnie przedstawia się sytuacja w energetyce Mołdawii? Z czego składa się jej miks energetyczny i czy ona również będzie przechodzić transformacje energetyczną wzorem innych państw europejskich?
Kamil Całus: Mołdawia pozostaje właściwie w pełni uzależniona od dostaw surowców energetycznych z zagranicy. Co gorsza, jej zdolności do wytwarzania energii elektrycznej w oparciu o paliwa importowane także są bardzo ograniczone. Kluczowym surowcem w mołdawskim miksie energetycznym (tj. głównym paliwem elektroenergetyki oraz ciepłownictwa) jest gaz. Obecnie Mołdawia pozyskuje 100 procent konsumowanego przez siebie gazu od rosyjskiego Gazpromu, za pomocą gazociągu przebiegającego przez terytorium nieuznawanego Naddniestrza. Warto przy tym zaznaczyć, że dostawy odbywają się na podstawie krótkoterminowych, zwykle jednorocznych porozumień, które Mołdawia musi przedłużać w grudniu każdego kolejnego roku. Rosja nie zgadza się na bowiem na podpisanie nowego, wieloletniego kontraktu z Kiszyniowem, chcąc w ten sposób zmusić rząd tego kraju do rezygnacji z członkostwa we Wspólnocie Energetycznej i wycofania się z implementacji trzeciego pakietu energetycznego UE, do którego przyjęcia Kiszyniów zobowiązał się, wstępując w 2010 roku.
Niepewność dostaw związana z brakiem długoterminowej umowy importowej to jednak nie jedyny problem związany z uzależnieniem od rosyjskich dostaw. Osobną kwestią jest bowiem tzw. naddniestrzański dług gazowy, wynoszący obecnie około 7 mld USD – czyli ok. 60 procent mołdawskiego PKB za 2019 rok. Otóż, Mołdawia zawierając porozumienie z Gazpromem za każdym razem kontraktuje także gaz dla tego separatystycznego regionu. Władze naddniestrzańskie gaz przyjmują i konsumują ale nie płacą za niego ani Mołdawii, ani rosyjskiemu koncernowi. Rosja przymyka na to oko, traktując tę praktykę jako metodę subsydiowania tego para państwa. Jednocześnie powstający w ten sposób dług wedle strony rosyjskiej obciąża Mołdawię. Nietrudno się domyślić, że Moskwa traktuje to zadłużenie jako potencjalny instrument nacisku na Kiszyniów.
Jak wspomniałem, Mołdawia ma bardzo ograniczone zdolności do produkcji energii elektrycznej. Na kontrolowanym przez Kiszyniów terytorium nie znajduje się żadna klasyczna elektrownia. Jedynymi lokalnymi źródłami energii mającymi realne znaczenie dla gospodarki są dwie elektrociepłownie oraz – w dużo mniejszym stopniu – energetyka wodna. Fotowoltaika oraz energia wiatrowa, choć obecne w Mołdawii, odgrywają rolę skrajnie marginalną. W sumie wszystkie te źródła pozwalają zaspokoić zaledwie ok. 20 procent rocznego zapotrzebowania kraju. Co gorsza, wspomniane elektrociepłownie zasilane są gazem, importowanym rzecz jasna z Rosji. Mołdawia jest więc zmuszano importować energie elektryczną. Jest to przy tym „import” specyficzny, bo pochodzący formalnie z terytorium Mołdawii, tj. z Naddniestrza. Chodzi o należącą do rosyjskiego państwowego koncernu energetycznego Inter RAO JES siłownię w Dniestrowsku, na pograniczu z Ukrainą. Elektrownia ta odpowiada za 80-100% importowanej energii elektrycznej. Dodatkowa moc jest w razie potrzeby „dociągana” od ukraińskiego koncernu DTEK PowerTrade. Paliwa płynne (drugie co do ważności w mołdawskim Miksie energetycznym) importowane są w 99 procentach. Kluczowym, i jedynym poważnym odnawialnym źródłem energii występującym w Mołdawii jest biomasa. Odpowiada ona za 20 procent mołdawskiego miksu energetycznego. Choć sektor OZE w Mołdawii rozwija się, to wobec głębokiego uzależnienia mołdawskiej gospodarki od gazu, trudno w obecnej chwili mówić o transformacji energetycznej tego kraju.
Czy zmiana w fotelu prezydenta Mołdawii z prorosyjskiego Igora Dodona na prozachodnią Maię Sandu wpłynie na politykę energetyczną Mołdawii?
Kompetencje mołdawskiego prezydenta są bardzo ograniczone. Maia Sandu nie będzie miała de facto możliwości wpływania na politykę energetyczną kraju, choć jako głowa państwa uzyska możliwość dokładnego monitorowania sytuacji, także w sektorze energetycznym. Realne zmiany będą możliwe dopiero po ewentualnym przejęciu władzy przez siły wspierające reformy.
Czy Mołdawia prowadzi projekty dywersyfikacji? Jeżeli tak, to kto jest partnerem Kiszyniowa w tych działaniach?
Mołdawia od lat działa na rzecz dywersyfikacji dostaw gazu i uniezależnienia się od Rosji. Jej głównym partnerem na tym polu jest Rumunia. W 2020 roku doszło do poważnego przełomu w tej sprawie. W sierpniu zakończono prace nad gazociągiem Ungheni–Kiszyniów, który umożliwić ma dostawy do Mołdawii m.in. rumuńskiego gazu. Oddany do użytku gazociąg liczy 120 km i łączy zbudowany jeszcze w 2014 roku rumuńsko-mołdawski interkonektor Jassy–Ungheni z mołdawską stolicą. Obecnie jego przepustowość wynosi ok. 0,5 mld m sześc. rocznie. W styczniu 2021 roku wraz z uruchomieniem powstających właśnie stacji regulacji ciśnienia ma ona zostać trzykrotnie zwiększona. Taka wydajność pozwoli z nadwyżką pokryć zapotrzebowanie Mołdawii (bez Naddniestrza) wynoszące obecnie około 1-1,5 mld m sześc. rocznie.
Niestety, samo ukończenie wspomnianego gazociągu jest dopiero pierwszym krokiem na drodze ku faktycznej dywersyfikacji dostaw. Póki co, strona rumuńska nie posiada bowiem surowca, który mogłaby sprzedawać Mołdawii. Bukareszt planuje zaopatrywanie swojego wschodniego sąsiada gazem pozyskiwanym z szelfu czarnomorskiego. Rozpoczęcie eksploatacji tych złóż jeszcze się jednak nie rozpoczęło. Prace opóźniają się z powodu narastającego zniechęcenia inwestorów krytykujących niekorzystne dla nich regulacje prawno-podatkowe narzucone przez Rumunię. W efekcie, nie jest jasne kiedy dokładnie rozpocznie się eksploatacja złóż czarnomorskich. Dodatkowym – nie mniej ważnym – problemem z punktu widzenia skutecznego wykorzystywania nowego łącznika stanowi kwestia kontroli nad mołdawskim systemem przesyłowym. Sam nowy gazociąg wraz z interkonektorem jest własnością Vestmoldtransgazu (spółki córki rumuńskiego Transgazu), ale cała pozostała częśc mołdawskiej infrastruktury, w tym sieci dystrybucyjnej, stanowi własnośc państwowego mołdawskiego operatora MoldovGaz, którego w 63,4 procent kontroluje Gazprom. Wydaje się jasne, że rosyjski koncern będzie starał się blokować lub chociaż utrudniać import rumuńskiego gazu do Mołdawii. Zmiana tej sytuacji możliwa będzie dopiero po zgodnym z założeniami trzeciego pakietu energetycznego rozdziale Moldovagazu, co jednak do tej pory nie nastąpiło ze względu na brak woli politycznej w Kiszyniowie oraz naciski Moskwy.
Nie jest to jednak jedyne działanie mające zabezpieczyć Mołdawię przed ewentualnymi problemami z dostawami rosyjskiego gazu. W grudniu 2019 roku, na kanwie narastających napięć między Kijowem a Moskwą w sprawie tranzytu rosyjskiego gazu przez terytorium ukraińskie, Bukareszt, Kiszyniów i Kijów zawały porozumienie oraz dokonały niezbędnych modyfikacji technicznych umożliwiających rewers Gazociągu Transbałkańskiego. W efekcie istnieje dziś możliwość zaopatrywania – w razie przerwania dostaw rosyjskich – Ukrainy i Mołdawii w gaz od południa. Wreszcie, w październiku tego roku Mołdawia i Ukraina zawarły porozumienie na mocy którego Kiszyniów uzyskał prawo do korzystania z ukraińskich magazynów gazu. Wedle dostępnych informacji, zgromadzone w ten sposób mołdawskie zapasy sięgają 100 mln m sześc., co stanowi 7-10 procent rocznej konsumpcji.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski