Nikt nie może zagwarantować, że katastrofa taka jak w Fukushimie nie zdarzy się w Rosji. Dotyczy to dowolnego kraju. Można zapytać o prawdopodobieństwo takiego scenariusza. Większość światowej floty reaktorów jądrowych, czyli około 400, należy do pierwszej lub drugiej generacji, z prawdopodobieństwem wystąpienia dużych wypadków raz na 10 000 lat na jeden reaktor. Czarnobyl i Fukushima pokazują, że katastrofy w elektrowniach jądrowych zdarzają się statystycznie co 20-30 lat, co dowodzi tego prawdopodobieństwa- mówi szef działu energetyki w rosyjskim Greenpeace Władimir Czuprow w rozmowie z BiznesAlert.pl
BiznesAlert.pl: Czy taka katastrofa jak w Fukushimie mogłaby się zdarzyć w Rosji?
Władimir Czuprow: Nikt nie może zagwarantować, że tak się nie stanie. Dotyczy to dowolnego kraju. Można zapytać o prawdopodobieństwo takiego scenariusza. Większość światowej floty reaktorów jądrowych, a jest ich około 400, należy do pierwszej lub drugiej generacji, z prawdopodobieństwem wystąpienia dużych wypadków raz na 10 000 lat na jeden reaktor. Czarnobyl i Fukushima pokazują, że katastrofy w elektrowniach jądrowych zdarzają się statystycznie co 20-30 lat, co potwierdza takie prawdopodobieństwo. Ale ważne jest, aby powiedzieć, że to prawdopodobieństwo jest oparte na wiedzy, którą już posiadamy; w międzyczasie mogą pojawić się czynniki, których teraz nie bierzemy pod uwagę. Spójrzmy na wojnę na Ukrainie – nikt nie mógł przewidzieć, że będzie się ona toczyć w okolicy Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. Można sobie łatwo wyobrazić, że mogłoby się tam zdarzyć katastrofa. Innym zagrożeniem są zmiany klimatu; reaktory jądrowe są wrażliwe na fale upałów, które zakłócają działanie systemów chłodzenia. Elektrownie jądrowe mogą też być celem ataków terrorystycznych. Oznacza to, że ryzyko podobnych wypadków rośnie.
Jak działa system bezpieczeństwa elektrowni jądrowych w Rosji? Jak zmieniła to katastrofa w Fukushimie?
Jak w każdym kraju, w Federacji Rosyjskiej obowiązuje system regulacji dotyczący bezpieczeństwa elektrowni jądrowych odziedziczonych po Związku Radzieckim, których przestrzegać muszą operatorzy elektrowni, jest to również zadanie władz lokalnych, chronić miejscową ludność w razie wypadków jak w Czarnobylu czy Fukushimie. System jest oparty na kwestiach bezpieczeństwa technologicznego, militarnego, czy aspektów szkolenia, oraz logistyki, jak chronić ludność cywilną. Działa szereg zabezpieczeń, które mają ograniczyć bądź wyeliminować czynnik ludzki. Na przykład, większość elektrowni jądrowych ma schrony, reaktory są osłonięte warstwą cementu, by nie dopuścić do wycieku radionuklidów. Jest też system alarmów, który ma ostrzegać przed ewentualnymi błędami wewnątrz reaktorów, co jest elementem obowiązkowym w każdej jednostce. Zadaniem wojska jest między innymi zapobieganie atakom terrorystycznym. Załoga elektrowni jest też przeszkolona, by wiedzieć jak działać w takich sytuacjach. Zadaniem logistyki jest z kolei ostrzeganie i ewentualna ewakuacja okolicznej ludności. Jest to zadanie władz lokalnych, które tworzą własne plany ewakuacji i wdrażanie środków bezpieczeństwa, na przykład dystrybucja tabletek z jodem. Powinno być wystarczająco dużo autobusów i dróg, by ewakuować mieszkańców z zagrożonego terenu. Każdy, kto mieszka w strefie ryzyka, przechodzi odpowiednie szkolenie, które jest okresowe. Każdy musi wiedzieć dokąd się udać i jak działać, musi mieć wystarczające zapasy wody i jedzenia, oraz izolować się w swoim mieszkaniu, albo szukać schronu, w którym podstawowe zapotrzebowania ludności muszą zaspokoić władze lokalne.
Warto jednak zaznaczyć, że normy te funkcjonują przede wszystkim na papierze; rozmawiamy z mieszkańcami okolic elektrowni jądrowych, i oni nie wiedzieliby dokąd pójść w razie katastrofy. W każdym przypadku, gdy dzieje się coś, co mogłoby przypominać awarię elektrowni – fake newsy, albo ćwiczenia – reakcją ludzi jest panika. Dlatego jeśli Polska chce budować własną energetykę jądrową, należy stworzyć mapę zagrożeń potencjalnego upadku radionuklidów i terenów skażonych – swoją drogą, takie informacje w Rosji są trudne do zdobycia – które będą znane lokalnej społeczności. Mapowanie potencjalnie skażonych terytoriów powinno opierać się na najgorszym scenariuszu, biorąc pod uwagę wiatry, wilgoć i deszcz, które mają duży wpływ na przebieg takich katastrof.
Fukushima jednak wpłynęła na bezpieczeństwo elektrowni jądrowych w Rosji – wszystkie reaktory jądrowe przeszły stress testy, gdzie zostało sprawdzone jak reaktory zachowałyby się na przykład w przypadku trzęsienia ziemi, ale nie było to przedmiotem debaty publicznej. Wprawdzie media mówiły o zwiększeniu norm bezpieczeństwa, ale nie wiadomo nic o znaczącej poprawie. O ile na Zachodzie było to tematem rozmów przez wiele miesięcy, to w Rosji tak nie było. Z tego, co mi wiadomo, nie było też dodatkowych szkoleń dla ludności mieszkającej nieopodal elektrowni jądrowych.
W Unii Europejskiej istnieją obawy o bezpieczeństwo Elektrowni Ostrowiec na Białorusi. Czy uważa Pan, że są one uzasadnione?
Uważam, że Elektrownia Ostrowiec nie jest pod tym względem ani lepsza, ani gorsza od innych elektrowni. Jeśli jednak spojrzymy na elektrownie na przykład w Finlandii, mają one ten sam fatalny problem, jakim jest połączenie wysokiego ciśnienia pary z radionuklidami. Niektóre reaktory są chłodzone ołowiem lub powietrzem, ale większość jest chłodzona wodą. Nawet reaktory chłodzone ołowiem lub powietrzem również mają problemy z bezpieczeństwem. Tym samym z technologicznego punktu widzenia Elektrownia Ostrowiec nie różni się zbytnio od podobnych jednostek fińskich czy niemieckich. Mogą występować różnice, jeśli chodzi o kulturę pracy i przejrzystość. Można jednak z całą pewnością stwierdzić, że im więcej ogólnie reaktorów jądrowych, tym większe ryzyko.
Jak ocenia Pan decyzję Polski, by oprzeć swoją energetykę na atomie w nadchodzących latach?
Uważam, że to strategiczny błąd. Doświadczenia Francji i Finlandii pokazują, że budowa elektrowni jądrowych trwa wiele lat i może się przedłużać o kolejne lata. Z ekonomicznego punktu widzenia, cena alternatywnych źródeł energii, jak fotowoltaika czy wiatr, będzie stale spadać. Przykład Francji, która pokazywana jest jako historia sukcesu energetyki jądrowej, każe wziąć pod uwagę cały cykl życia elektrowni, czyli też rozbiórki i zagospodarowania odpadów jądrowych. Biorąc to pod uwagę, Francja może mieć niemałe ekonomiczne kłopoty, bo będzie to kosztować ogromne sumy pieniędzy. Jednostki tego typu były efektem ubocznym budowy broni jądrowej w czasach zimnej wojny, ale po jej zakończeniu wszyscy mają jej wystarczająco dużo, by zniszczyć tę planetę, zliberalizowano też rynki energii. Po zakończeniu cyklu życia elektrowni trzeba będzie szukać pieniędzy na rozbiórkę każdej jednej elektrowni, co jest porównywalne do kosztów ich budowy. Rosja odsunęła ten problem w czasie i zrzuciło ten ciężar na budżet federalny, co może wpłynąć na niego dramatycznie.
Innym poważnym problemem pozostają odpady. Polska musiałaby się zastanowić gdzie je składować – czy eksportować je na przykład do Czech, czy znaleźć miejsce do przechowywania ich w kraju. To kwestia bardzo długoterminowa, ponieważ mówimy o setkach lat monitorowania tych miejsc. Jest też kwestia środowiska – społeczności lokalne będą musiały być przygotowane na życie w ciągłym stresie. Nie można zapominać o niebezpieczeństwie ataków terrorystycznych. Jest jeszcze jedna kwestia, o której się często zapomina – Polska będzie musiała przyjąć szczegółowe regulacje, by zapewnić stałe kadry do obsługi takiej jednostki, co również jest bardzo drogie. Rosatom raczej nie ma szans na kontrakt w Polsce, najbardziej prawdopodobnym partnerem będą Amerykanie – warto zadać pytanie, jaki jest stan sektora jądrowego w Stanach Zjednoczonych, i w jakiej kondycji jest na przykład firma Westinghouse, bo przecież im mniej się buduje, tym mniej się ma doświadczenia i wiedzy. Warto jeszcze zbadać nastawienie młodzieży do energetyki jądrowej, by odpowiedzieć sobie czy nie będzie trudności ze znalezieniem kadr do obsługi tego sektora.
Rozmawiał Michał Perzyński