Mazur: Ambasador Mull przypomina to, o czym MON powinien pamiętać

20 marca 2015, 12:47 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Bogusław Mazur

Redakcja BiznesAlert.pl

Opinia ambasadora USA Stephana Mulla, ze Polska powinna zbadać przed zakupem rakiet Tomahawk, czy będzie można je zamieścić na okrętach innych niż amerykańskie, nie zaskakuje. Zaskakuje raczej sam fakt, że MON pyta Amerykanów o możliwość zakupu, nie precyzując, z jakich okrętów mają być wystrzeliwane. To tak, jakby kupować buty nie podając rozmiaru stopy.

Polska ma trzy oferty zakupu okrętów podwodnych, które złożyły  francuski koncern DCNS (Direction des Constructions Navales Services) , niemiecki TKMS (ThyssenKrupp Marine Systems) i szwedzki SAAB. Francuską ofertę wyróżnia gotowość sprzedaży okrętów wraz z pociskami manewrującymi i kodami dostępu, które istotnie zwiększają możliwości korzystania z broni.

Tymczasem resort obrony, zamiast rozstrzygnąć przetarg, nadal rozgląda się po świecie w poszukiwaniu pocisków manewrujących. Wygląda to tak, jakby szukał pocisków które będą pasować do okrętów, dajmy na to, niemieckich. Oczywiście MON zaznaczył, że swoje pytanie skierował też do strony francuskiej, „która już odpowiedziała pozytywnie”. No pewnie, wiemy o tym od dawna.

Dla jasności należy podkreślić, że Stany Zjednoczone jakoś specjalnie nie palą się do sprzedaży Polsce swoich okrętów. Dopytywany w studiu TVN 24 ambasador Mull chyba z pewnym zakłopotaniem zaprzeczył, jakoby sugerował transakcję wiązaną, czyli zakup pocisków razem z okrętami dodając, że strona polska też nie wykazywała zainteresowania okrętami US Navy.

Jest jeszcze jeden czynnik – czas. Zakup 24 pocisków Tomahawk wymagałby dostosowania ich do okrętów (niemieckich? Szwedzkich?) ale też zbudowanie odpowiedniego systemu wsparcia, ponieważ pociski te maja zasięg aż 1,7 tys. km. To w praktyce oznaczałoby opóźnienie realizacji programu Orka o kolejne lata.

Gen. Ben Hodges, dowódca sił amerykańskich w Europie ocenił, że armia rosyjska zyska zdolność do prowadzenia takich działań w krajach bałtyckich jakie prowadzi na Ukrainie „dopiero” za 2 – 3 lata. Okręty podwodne z pociskami manewrującymi mają się pojawić na wyposażeniu polskiej Marynarki Wojennej po 2023 roku. Czyli i tak dość późno jak na potrzeby wynikające z sytuacji geopolitycznej w naszym regionie. Może więc MON przestanie się tak rozglądać, pytać, dopytywać, zastanawiać, roztrząsać i dumać, tylko zacznie realizować program Orka. Niech się coś wreszcie zacznie realnie dziać.