Jeśli zadać politykom pytanie, czy przejście na gospodarkę neutralną dla klimatu będzie kosztowne (i kto za to musi zapłacić), szybko staną się oni małomówni. Albo wpadną w zachwyt i rozmawiają o jakości życia, rozwoju, dobrobycie i dobrej przyszłości. W skrócie: ze świata, w którym państwo i gospodarka dbają o ochronę klimatu – a dla nas obywateli wszystko będzie coraz lepsze. Oczywiście wszyscy podejrzewają, że to nie takie proste – pisze Petra Pinzler, felietonistka niemieckiego tygodnika Die Zeit.
Koszty transformacji energetycznej
Droga od paliw kopalnych do świata neutralnego dla klimatu będzie nas kosztować. To nie sprawia, że sprawa jest mniej pilna. Niemiecki rząd federalny określił koszt naprawy szkód lipcowych powodzi na 30 miliardów euro. Takie katastrofy będą się zdarzać częściej, jeśli emisje CO2 nie spadną szybko. Jeśli zatem kraje przeznaczą w przyszłości więcej pieniędzy na ochronę klimatu, można je nazwać kosztami lub inwestycjami. Nowa infrastruktura, stacje ładowania elektrycznego, więcej autobusów i pociągów, nowe turbiny wiatrowe, dachy słoneczne i linie energetyczne, przekwalifikowanie ludzi – to wszystko kosztuje. Jednocześnie należy liczyć się ze stratami, ponieważ stare inwestycje w infrastrukturę przeznaczoną dla paliw kopalnych mogą stać się bezwartościowe. Kluczowe pytanie nie brzmi więc, czy pojawią się dodatkowe koszty, ale jak można sprawiedliwie rozłożyć koszty? Jeśli spojrzeć na programy partii, nie widać prawie żadnych odpowiedzi.
CDU po prostu oszukuje, jeśli chodzi o podział obciążeń. Prąd ma stać się zielony i „tańszy niż dziś dla konsumentów i firm”. Ponadto państwo powinno pomagać obywatelom np. przy budowie dachów fotowoltaicznych. Nie wiadomo jednak, skąd będą pochodzić pieniądze. Sam rosnący podatek od emisji CO2 nie wystarczy na sfinansowanie wszystkiego. A jak pomóc najbiedniejszym, których podatek od emisji CO2 w nieproporcjonalny sposób dotyczy? Na ten temat również nie można znaleźć żadnych konkretnych informacji. SPD chce promować ochronę klimatu przede wszystkim poprzez miliardowe inwestycje rządowe. Chce też obniżać ceny energii elektrycznej i zarabiać na rosnących cenach emisji CO2. Ale pozostaje również niejasne, w jaki sposób i przez kogo ta rzecz jest naprawdę finansowana. W końcu socjaldemokraci obiecują, że „obywatele o niskich dochodach nie pozostaną w tyle” i że właściciele będą w przyszłości ponosić koszty ogrzewania związanego z emisją CO2.
A Zieloni? Są najbardziej uczciwi. Chcą, aby cena emisji CO2 rosła, ale potem chcą rozdać pieniądze obywatelom. Byłoby to dobre dla osób o niskich dochodach i rodzin z dziećmi. Bogatsi musieliby zapłacić więcej. Problem z Zielonymi polega jednak na tym, że jeśli jako jedyna partia jasno określi, co będzie droższe, to konkurencja ich zestrzeli. Więc oni też wolą bagatelizować konieczną zmianę w debatach. Całkiem możliwe, że to jedyna słuszna strategia. W końcu to właśnie zrobił kiedyś polityk Zielonych Winfried Kretschmann. Już na samym początku swojej prezydencji ministerialnej w Badenii-Wirtembergii powiedział w wywiadzie, że w przyszłości może być „mniej samochodów”. Odważne zdanie w kraju producenta samochodów, którego Kretschmann nigdy później nie powtórzył.
Opracował Michał Perzyński
Perzyński: Niemieckie partie odsłaniają karty przed wyborami (ANALIZA)