Bieżące wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej, niejasna postawa Rosji, zaangażowanie dyplomatyczne Polski w obronie Ukrainy to dzisiejsze lekcje, z których płyną konkretne wnioski na przyszłość. Najważniejszym z nich jest nowe otwarcie w stosunkach multilateralnych Polski – pisze Mateusz Cabak, współpracownik BiznesAlert.pl.
Zarówno Grupa Wyszehradzka, jak i Partnerstwo Wschodnie zdezawuowały się. W pierwszym przypadku od początku był to raczej związek z rozsądku niż miłości.Czechy, Słowacja ani nawet bratnie Węgry nie traktowały polityki putinowskiej Rosji jak realne zagrożenie dla Europy Centralnej i Wschodniej, dodatkowo widząc w Polsce sojusznika „primus inter pares”.
W drugim to efekt destrukcyjnej ale konsekwentnej polityki Federacji Rosyjskiej m.in. na Białorusi,Armenii czy Mołdawii. Członkostwo Polski w UE i NATO, stanowiące podstawę naszego rozwoju gospodarczego oraz bezpieczeństwa,wymaga dodatkowego wsparcia ze strony zaufanych sojuszników, z którymi wiążą nas bezpośrednie relacje oparte na trwałych fundamentach. Na pytanie gdzie ich szukać odpowiada matematyka –pod tym samym mianownikiem. A analiza obiektowa dodaje że atrybutem klasy „zaufany sojusznik”jest historia.
Warszawa-Wilno-Ryga-Tallin
Można śmiało napisać że Polska nie ma aktualnie lepszych sojuszników niż Litwa, Łotwa i Estonia. Wspólne dziedzictwo I Rzeczypospolitej, agresja Związku Radzieckiego podczas II WŚ, Jałta czy aktualnie jednomyślne stanowisko w sprawie Nord Stream 1 i 2, to tylko niektóre wydarzenia ujednolicające nasze geopolityczne spojrzenie. Odzwierciedla je skoordynowana polityka na forum UE czy NATO. Jednak zaangażowanie Polski, jako zaufanego sojusznika,powinno sięgać dalej niż misje Baltic Air Policing lub PKW Łotwa i bazować na solidnych zobowiązaniach wobec zainteresowanych.Gdyby nie wygrana wojna polsko-bolszewicka, w której nomen omen ramię w ramię z Polakami walczyli m.in. Łotysze, nie byłoby niepodległej Litwy, Łotwy ani Estonii. Również dziś gwarantem suwerenności tych państw jest Polska. Dlatego mocniej wesprzeć Bałtów militarnie, uzupełniając budowane przez nich zdolności kontyngentami m.in. pancernymi, artylerii rakietowej czy OPL, którymi dysponujemy. Także część nadwyżek sprzętowych, magazynowanych na potrzeby WP, mogłaby zasilić litewską, łotewską i estońską armię. Wreszcie Polska powinna zainicjować debatę na temat jeszcze większej koordynacji wojskowej na linii Tallin-Ryga-Wilno.Estonii, Łotwie i Litwie znacznie łatwiej będzie budować swoje wspólne bezpieczeństwo razem. Stworzenie komplementarnego planu modernizacji poszczególnych armii oraz ustalenie jednej listy zakupów,finansowanej na zasadzie parytetów,przyspieszyłoby kluczowe inwestycje, takie jak powołanie Morskiej Jednostki Rakietowej, zakup dronów, stworzenie eskadry lotnictwa taktycznego w ramach połączonych sił powietrznych czy budowę wspólnych wojsk przeciwlotniczych i przeciwrakietowych.
Kijów-Warszawa-Bukareszt-Ankara
O ile wsparcie Bałtów zakłada głównie realną pomoc militarną o tyle w przypadku ww. sojuszu najistotniejsze jest zaangażowanie gospodarcze a najmocniej tego wsparcia potrzebuje teraz Ukraina. Jak długo Kijów będzie pozostawał w geopolitycznej próżni tak długo Moskwa będzie traktowała go jako część swojej strefy wpływów a tak jak droga Warszawy do UE prowadziła przez Berlin, tak droga Kijowa prowadzi przez Warszawę. Myślenie o przyszłości nie przeszłości,wyrażające się pełnym zaangażowaniem i wsparciem Ukraińców w procesie integracji z UE, jest naszą sąsiedzką powinnością.Od wydarzeń na Euromajdanie, których bezpośrednią przyczyną był brak akceptacji umowy stowarzyszeniowej ze Wspólnotą przez prezydenta Janukowycza mija już 8 lat. Faktem jest iż płynność realizacji procesu akcesji ze Zjednoczoną Europą zależy przede wszystkim od samych Ukraińców, jednak harmonogram jaki nakreślił Kijów (2024 rok – uzyskanie statusu kandydata, osiągnięcie członkostwa dopiero w przyszłej dekadzie) wymaga znacznego przyspieszenia wspartego czynnym udziałem Polski – zaufanego sojusznika.
Polskę i Ukrainę scalił sprzeciw wobec NS2. Niech to będzie filar naszej bieżącej gospodarczej współpracy. Nie wierzę by nowy rząd RFN zrezygnował z poparcia swoich poprzedników dla NS2. Współczesne Niemcy opierają swoją mocarstwowość na gospodarce a NS2 stał się elementem ich ekonomicznej racji stanu. Z jednej strony ciężko winić Angelę Merkel o szukanie sposobów na dywersyfikację dostaw źródeł energii (bo tym dla niemieckiej gospodarki jest rosyjski gaz). Z drugiej Rosja otwarcie wykorzystuje błękitne paliwo jako narzędzie szantażu proeuropejskich rządów m.in. Ukrainy (konflikty gazowe z lat 2005/6, 2008/9, 2014) czy obecnie Mołdawii. Do tej pory strategia Polski, Litwy czy Ukrainy polegała na sankcjonowaniu NS2.
Nic nie stoi na przeszkodzie by z wykorzystaniem środków unijnych, NATO oraz rekompensat ukraińskich za realizację ww. projektu dać Europie Centralnej i Wschodniej alternatywę. Oczywiście licząc siły na zamiary, bo nie mamy potencjału aby zrównoważyć 110 mld m sześc. przepustowości NS 1 i 2, ale i nasze zapotrzebowanie na gaz nie jest takie, jak Niemiec (86,5 mld m sześc. w 2020 roku). Alternatywę bazującą z jednej strony na realizowanym wydobyciu gazu ziemnego na Ukrainie(20,2 mld m sześc. – w 2020 roku wg Atlantic Council), Rumunii (5,05 mld m sześc. – prognoza na 2021 rok) i Polsce (3,8 mld m sześc. – prognoza na 2021 rok), przepustowości aktualnej i planowanej infrastruktury (LNG Independence – 4 mld m sześc./r, LNG Hrvatska – 2,6 mld m sześc./r, FSRU na Zatoce Gdańskiej ma mieć min. 4,5 mld m sześc./r, gazoport w Świnoujściu – docelowo 7,5 mld m sześc., Baltic Pipe – docelowo 10 mld m sześc.), stworzeniu regionalnej sieci gazowej, łączącej poszczególnych uczestników rynku oraz obecnym potencjale magazynowym Ukrainy (25,3 mld m sześc. pojemności – licząc tylko magazyny przy granicy z państwami UE). Kondycja Ukrainy jest o tyle kluczowa iż z jednej strony gospodarka kraju ostatnimi laty znacznie zredukowała (45-30 mld m sześc./r) zapotrzebowanie na gaz oraz zaprzestała jego importu ze Wschodu. Z drugiej pomimo trzecich największych w Europie (po Rosji i Norwegii) zasobów błękitnego paliwa (ok. bilion m sześc.) do tej pory nie upubliczniono ile z nich Ukraińcy stracili przez aneksję Krymu, separację Donbasuoraz blokady Morza Azowskiego i Czarnego przez Rosjan.
Rozbudowa ww. infrastruktury wpisuje się w koncepcję tzw. „North-South Corridor” zainicjowaną w 2014 roku przez organizację Central Europe Energy Partners.Jej realizacja uruchomi nowe kanały dostaw nierosyjskiego metanu na Ukrainę. Jednak możliwości Polski w tym zakresie po zrealizowaniu ostatniej inwestycji – FSRU na Zatoce Gdańskiej [z uwagi na natężenie infrastruktury krytycznej wokół tego akwenu – Naftoport, bazy surowcowo-produktowe PERN (Gdańsk, Dębogórze), rafineria Lotosu – nie jest to optymalna lokalizacja], który ma zacumować do 2025 roku, będą mocno ograniczone. Ich naturalnym uzupełnieniem są inwestycje w gazoporty/FSRUs na Ukrainie i Rumunii.
W tym momencie na scenę wkracza ostatni, lecz nie mniej ważny, zaufany sojusznik – Turcja. Z Turcją łączą nas ambiwalentne stosunki.Z jednej strony to czas powracających wojen okresu XV-XVII w., prowadzonych przez I Rzeczpospolitą nie zawsze w jej interesie. Z drugiej wsparcie konfederacji barskiej, fakt że Imperium Osmańskie nigdy nie uznało rozbiorów czy protureckie nastawienie czołowych polskich polityków (książę Czartoryski), pisarzy (Mickiewicz) i wojskowych (Bem) XIXw., upatrujących w Wysokiej Porcie szans na odzyskanie niepodległości.Dziś Turcja to przede wszystkim wytrawny gracz polityczny, który bazując na potencjale militarnym, jest jako jedyny w stanie skutecznie odstraszać Flotę Czarnomorską, zabezpieczając przy okazji pozycje Ukrainy czy Rumunii. Ale nie tylko Turcy, mający tyle samo interesów na kursie kolizyjnym z Rosją, co Polska, realizują jednak bardziej wyrafinowaną politykę. Po pierwsze to polityka skrojona na miarę możliwości państwa, po drugie czerpiąca wymierne korzyści ze współpracy z Rosjanami, tam gdzie się to zwyczajnie opłaca (np. gazociąg Turkish Stream), wreszcie stanowcza i konsekwentna jeśli chodzi o interes narodowy (Syria, Libia, Górski Karabach czy współpraca zbrojeniowa z Ukrainą). W efekcie Rosja może być pewna, że Turcja jeszcze nie raz ją czymś zaskoczy.
Jakóbik: Wzrost cen gazu to między innymi skutek celowych działań Gazpromu