Gazprom chce, aby Mołdawia nie wdrażała zapisów trzeciego pakietu energetycznego. Temu mają służyć m.in. komplikacje w przeprowadzeniu audytu w Moldovagazie. To pozwoli utrzymać status quo na rynku energetycznym Mołdawii – mówi Kamil Całus, analityk i ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Pod koniec ubiegłego roku Mołdawia podpisała nowy, pięcioletni kontrakt na dostawy gazu od Gazpromu. Miało to zakończyć problemy mołdawskiej energetyki, a wydaje się, że problemów przybyło. O co chodzi?
Kamil Całus: Tak, 19 stycznia rząd w Kiszyniowie wprowadził stan nadzwyczajny w sektorze energetycznym. Stało się to po tym jak Gazprom zagroził Mołdawii natychmiastowym zakręceniem kurka z gazem, jeśli ta do 20 stycznia nie ureguluje swoich bieżących zobowiązań wobec rosyjskiego koncernu. Dodajmy przy tym, że rachunek dotyczył nie tylko gazu który Mołdawia zdołała już skonsumować w ciągu pierwszych dwudziestu dni stycznia, ale także prognozowanego zużycia w kolejnych 10 dniach tego miesiąca. Taki model rozliczeń przewiduje bowiem podpisana w październiku 2021 roku umowa z Gazpromem. Do 20 dnia każdego miesiąca Moldovagaz – tj. mołdawski operator gazowy – musi de facto dokonać przedpłaty za bieżący miesiąc. I tu właśnie pojawia się problem. Sytuacja finansowa Moldovagaz jest bowiem zła. Właściwie, podwójnie zła. Po pierwsze, spółka nie ma własnych zasobów finansowych, które umożliwiałyby jej opłacenie zaliczki. Nie ma też ich jak zebrać, bo przecież większość klientów płaci za gaz „z dołu”, tj. np. za surowiec zużyty w styczniu płaci dopiero w lutym. Co prawda Mołdovagaz zachęca odbiorców, głównie biznesowych, aby płacili rachunki „z góry”, ale poza niektórymi spółkami publicznymi niewielu przedsiębiorców skłonnych jest do dokonywania przedpłat. Prawdziwy dramat polega jednak na tym, że nawet gdyby wszyscy odbiorcy gazu w Mołdawii postanowili uregulować swoje zobowiązania awansem to niewiele by to pomogło. Jak tłumaczy prezes Moldovagaz, obecna taryfa ustalona została w czasie gdy spółka płaciła za rosyjski surowiec ok. 430 dolarów za 1000 m sześc.. Tymczasem obecnie ten sam 1000 m sześc. kosztuje Mołdawię ponad 640 dolarów. Wyjaśnijmy przy tym, że cena na gaz dla Mołdawii na mocy nowego kontraktu w okresie grzewczym (tj. w zimie) uzależniona jest w 70 procentach od giełdowych cen na produkty naftowe, a w pozostałych 30 procentach od giełdowych cen gazu, które w ostatnim czasie przekraczają 1000 dolarów za 1000 m sześc. Obecne taryfy nie pozwalają więc spółce na zebranie pełnej kwoty, która pozwoliłaby na spłacenie należności wobec Gazpromu.
O jakich kwotach mowa?
W momencie ogłoszenia stanu wyjątkowego w energetyce mołdawskiemu operatorowi brakowało ok. 25 mln dolarów. To sporo, zważywszy, że przy obecnych cenach gazu i poziomie zużycia Mołdawia konsumuje miesięcznie gaz za około 60-70 mln dolarów. Tym razem w sukurs przyszło państwo, które dorzuca spółce brakujące kwoty w ramach pożyczek.
Dlaczego Moldovagaz nie pożyczy pieniędzy od spółek finansowych?
Nie pożyczy z dwóch powodów. Po pierwsze, spółka ta jest niewiarygodna dla banków. Nie ma zdolności kredytowej. Co więcej, jego historia kredytowa jest, łagodnie mówiąc, nie najlepsza. Żaden bank nie pożyczyłby pieniędzy firmie, której budżet się nie spina co miesiąc. Z punktu widzenia banków, Moldovagaz jest nieefektywa, a jej płynność finansowa sztucznie utrzymywana jest przez państwo. Drugim powodem jest kształt mołdawskiego sektora bankowego. Banki w Mołdawii są po prostu zbyt małe, nie dysponują tak dużymi środkami. By udzielić pożyczki na 25-30 mln dolarów trzeba by prawdopodobnie powołać konsorcjum kilku banków. Tylko jak to zrobić, skoro nie da się znaleźć nawet jednego chętnego do kredytowania mołdawskiego operatora? Ta trudna sytuacja będzie się powtarzać do momentu aż ceny gazu na rynku spadną, albo gdy taryfy zostaną dostosowane do warunków rynkowych. Ta druga opcja staje się zresztą rzeczywistością. 28 stycznia ANRE (tj. regulator) zatwierdził podwyżki taryf dla odbiorców końcowych z 11 lei do 15,2 lei. Co ciekawe, taryfą tą mają zostać objęte już rachunki styczniowe. To druga w ostatnim czasie podwyżka. W listopadzie taryfy wzrosły z 4,6 lei do wspomnianych 11. Innymi słowy, są one obecnie niemal ponad 3 razy wyższe niż trzy miesiące temu.
A jak wygląda kwestia audytu finansowego w Moldovagaz, które miało zostać przeprowadzone do połowy roku?
Jeszcze w grudniu 2021 roku zdecydowano że audyt prowadziła będzie Najwyższa Izba Obrachunkowa. Jednocześnie Agencja Mienia Publicznego została poproszona o wyłonienia na drodze przetargu publicznego jeszcze jednego – jak rozumiem – niezależnego audytora . Tak więc wspomniany audyt prowadzić będą dwie instytucje.. Co ciekawe, ustawa która powierza misję przeprowadzenia audytu Najwyższej Izbie Obrachunkowej zobowiązuje go do przedstawienia ostatecznego raportu do 30 listopada 2022 roku. Tymczasem protokół podpisany wraz z kontraktem gazowym mówi, że audyt powinien zakończy się do 1 maja 2022 roku. Ale to nie jedyne wątpliwości dotyczące audytu. Niejasny jest np. jego zakres. Moldovagaz – jak twierdzi Rosja – winny jest Gazpromowi ponad 700 mln dolarów. To tzw. dług historyczny, który powstał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Audyt, na który zgodziła się Mołdawia ma obejmować jedynie samą wysokość wspomnianego długu. Tymczasem wielu ekspertów zwraca uwagę, że powinien on być znacznie szerszy i uwzględniać także chociażby zasadność ponoszonych przez firmę wydatków. Niektórzy wprost sugerują, że dług powstać mógł przez błędne decyzje zarządu, . Drugim istotnym problemem, który zawsze powodował komplikacje przy poprzednio prowadzonych audytach jest fakt, że część dokumentów potrzebnych do audytu znajduje się w nieuznawanym Naddniestrzu, a konkretnie w posiadaniu spółki Tiraspoltransgaz, tj. naddniestrzańskiego operatora gazowego.
Pojawiają się głosy, że jeżeli nie uda się przeprowadzić audytu, to zerwaniu ulegnie kontrakt na dostawy gazu…
Groźba taka zawsze istnieje, ale ja nie jestem co do jej realności przekonany. Wydaje się, że idea rosyjską jest inna. Moskwie od lat konsekwentnie chodzi o to samo – tj. o zablokowanie wdrożenia trzeciego pakietu energetycznego przez Mołdawię. W ramach tego pakietu Mołdawia jeszcze w 2011 roku zobowiązała się do podziału MoldovaGaz, której głównym akcjonariuszem jest kontrolujący 63,4 procent jej udziałów Gazprom, na trzy osobne przedsiębiorstwa zajmujące się zakupem, przesyłem oraz dystrybucją gazu na terenie kraju. Rosja blokuje ten proces bo nie chce utracić swoich wpływów w mołdawskim sektorze energetycznym. I obecny kontrakt oraz podpisany wraz z nim protokół wyraźnie służą realizacji tego właśnie celu. Dokument ten (tj. protokół) wprost zobowiązał przecież Kiszyniów do „nie przeprowadzania przymusowej reorganizacji” spółki MoldovaGaz do czasu uregulowania kwestii zadłużenia wobec Gazpromu. Innymi słowy – bez przeprowadzenia audytu, najlepiej takiego na którego wynik przystanie Gazprom – nie będzie mowy o podziale Moldovagaz.
A jak wygląda kwestia funkcjonowania interkonektora gazowego na granicy Mołdawii i Rumunii?
Gazociąg Jassy-Ungheni-Kiszyniów ukończono ostatecznie w październiku 2021 roku. Jednak sam interkonektor to nie wszystko. Rumunia nie posiada obecnie bowiem gazu, który mógłby zostać do niego wtłoczony i przesłany do sąsiedniej Mołdawii. Według pierwotnych planów, tą magistrala miał płynąć rumuński gaz, wydobywany na szelfie Morza Czarnego. Niestety, póki co projekt eksploatacji tych zasobów jest poważnie opóźniony ze względu na niekorzystne regulacje podatkowe wprowadzone przez Bukareszt. Te zniechęciły dotychczasowych inwestorów (z projektu wycofał się np. amerykański Exxon Mobil). Obecnie zatem, jak się wydaje, nie ma możliwości zapewnienia stabilnych dostaw gazu do Mołdawii za pomocą rumuńskiego gazociągu.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski
Marszałkowski: Niemcy szukają sposobu ukarania Rosji, ale nie chcą uderzyć w Nord Stream 2