Thomas Pugh, brytyjski ekonomista i analityk z londyńskiej firmy doradczej Capital Economics, ocenia w niedawno przygotowanym materiale, że ceny ropy raczej nie powrócą do poziomu 100 dol. za baryłkę.
Na tę ocenę powołała się komentatorka azerskiego portalu Trend, zwracając uwagę na pewien fragment analizy brytyjskiego ekonomisty:
„Niedawne odbicie cen ropy skłoniło do snucia spekulacji na temat ewentualnego ich powrotu do granicy powyżej 100 dol. za baryłkę, czyli do poziomu z ostatnich kilku lat”.
Jednakże zdaniem Brytyjczyka, istnieje kilka zasadniczych przesłanek zarówno po stronie popytowej jak i podażowej rynku, które sprawiają, że większe i trwałe zwyżki cen są mało prawdopodobne. Trudno nie docenić oczywiście faktu, że w ostatnim miesiącu ceny ropy gwałtownie odbiły w górę. Obecnie cena ropy Brent plasuje się w okolicach 65 dol. za baryłkę, podczas gdy cena WTI jest blisko granicy 60 dol. za baryłkę. Pugh w raporcie zwraca uwagę, że utrwaliła się relatywnie niska dywersyfikacja pomiędzy Brent a WTI, wahająca się w granicach 7 – 5 dol. Cena ropy WTI dość znacząco wyrównała do wspomnianego poziomu poprzednie duże spadki, co jak dotychczas okazuje się tendencją trwałą, a co dowodzi znacznego ożywienia rynku.
Jednakże są obiektywnie biorąc dość liczne powody – podkreśla kilkakrotnie Pugh – które będą hamować dalszy większy wzrost cen ropy. Ekonomista nie wymienia wśród tych powodów gry giełdowej na transakcjach futures. Bierze natomiast pod uwagę sytuację na rynku realnym.
Po pierwsze – pomimo zaostrzających się konfliktów zbrojnych na Bliskim Wschodzie, wydobycie ropy na tych obszarach wzrasta. Nadpodaż wzrasta w zdecydowanej większości państw OPEC. Po drugie – wzrośnie jeszcze bardziej, gdy zostaną złagodzone, a zapewne następnie zniesione sankcje zachodnie wobec Iranu. Pugh uważa za
bardzo mało prawdopodobne, aby państwa członkowskie kartelu nieco ograniczyły własne wydobycie, aby umożliwić Teheranowi odzyskanie udziału w rynku. W takiej sytuacji nawet najmniejszy wzrost dostaw z Iranu będzie wywierać presję na spadek cen ropy.
Trzecim powodem wstrzymującym wzrost cen jest największy dotychczas w historii stan zapasów surowca w Stanach Zjednoczonych.
Pugh uważa, że pewną część z tych zapasów, zwłaszcza wobec niskich cen, przejmą i przerobią amerykańskie rafinerie. Tym bardziej, że popyt na benzynę systematycznie na rynku krajowym USA wzrasta. Jednak rezerwy są zbyt duże, by przemysł rafineryjny szybko je wyczerpał. Na eksport szerzej USA nie mogą bardzo liczyć. Na rynku azjatyckim już się ulokowali eksporterzy z państw OPEC, stosujący pewne obniżki ceny np. dla Chin. Do tego wbrew oficjalnym zapewnieniom chiński rynek w 2014 r. potrzebował ropy o 3,2 proc. mniej niż w 2013 r. Przyczyną jest – dość dobrze maskowane znaczne spowolnienie chińskiej gospodarki.
Gdyby jednak okazało się, że niedawne ożywienie cen ropy oznacza nowe perspektywy dużego wzrostu popytu – koncerny amerykańskie są w stanie mocno wejść na rynek (Pugh liczy, że republikanie, którzy zdominowali obie Izby Kongresu, zlikwidują bez zwłoki zakaz swobodnego eksportu ropy i gazu). Witany entuzjastycznie przez giełdę spadek urządzeń wiertniczych jest mocno przesadzony, a aktywność wydobywcza może powrócić do poziomu z I połowy 2014 r. w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Zresztą – nie czekając na taki zwrot na rynku, dwa z największych amerykańskich koncernów eksploatujących łupki, Pioneer i EOG, zapowiedziały, że natychmiast ponownie zwiększą liczbę odwiertów, gdy tylko cena ropy ustabilizuje się ok. 65 dol. za baryłkę. Gdyby ceny wzrosły powyżej tego poziomu – wydobycie ropy łupkowej w USA ruszy pełną parą – stwierdza raport brytyjskiej firmy. Jednak na razie Pugh ocenia, że ceny po osiągnięciu 70 dol. za baryłkę, mogą dostać zadyszki. „Są bardziej narażone w ciągu bieżącego roku na spadki, niż na większe wzrosty” – komentuje Pugh.
Ostatecznie prognoza analityka Capital Economics jest bardzo powściągliwa – na koniec 2015 r. za baryłkę Brent trzeba będzie płacić ok. 60 dol. W 2020 r. – więcej, bo 70 dol.
Ceny ropy, jak można ostrożnie ocenić – podsumowuje Pugh – ustabilizowały się na poziomach optymalnych. Takich, które stanowią bardzo duże wsparcie dla konsumentów, a jednocześnie łagodzą negatywną presję na producentów. Gdyby nastąpił dalszy wzrost cen – mógłby osłabić ożywienie mniej rozwiniętych gospodarczo krajów. W szczególności tych, które są w strefie euro.