Marszałkowski: Rozpędzona machina wojenna Rosji ma zadyszkę (ANALIZA)

2 lutego 2023, 07:35 Bezpieczeństwo

Rosja stara się utrzymać swoją machinę wojenną w ryzach mobilizując sektor zbrojeniowy. Jednak obecnie ma to negatywne przełożenie na rosyjski eksport i poziom oraz jakość dostarczanego sprzętu – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Czołg rosyjski zniszczony na Ukrainie. Fot. Freepik.
Czołg rosyjski zniszczony na Ukrainie. Fot. Freepik.

Zbrojeniowy fundament budżetu Rosji

Dużym echem w rosyjskich mediach rozniosła się wypowiedź Manfreda Webera, szefa frakcji EPL w Parlamencie Europejskim, który stwierdził, że Europa potrzebuje przestawić się na swego rodzaju gospodarkę wojenną w obliczu zagrożenia ze strony Rosji. W jego opinii, intensywność działań zbrojnych na wschodzie Ukrainy udowadnia, że konieczne staje się przygotowanie mechanizmów obronnych UE do długotrwałej i wyczerpującej wojny. Rosyjscy komentatorzy odczytują to jako oficjalne wejście struktur zachodnich do wojny z Rosją. Czy jednak rosyjskie twierdzenia mają sens? Zważywszy na to co dzieje się w Rosji, zdecydowanie nie.

Rosyjski przemysł zbrojeniowy przed inwazją pełnej skali z lutego 2022 roku był drugim, po USA, dostawcą uzbrojenia na świecie odpowiadając za około 20 procent rynku. Rosjanie dostarczali sprzęt tam, gdzie nie chcieli bądź nie mogli tego zrobić producenci z państw zachodnich. Produkty rosyjskiej zbrojeniówki uchodziły za tańsze od zachodniego, znacznie prostsze w obsłudze, mniej skomplikowane a przede wszystkim, dostępne w większości przypadków od ręki. Rosjanie zbroili w swój sprzęt dyktatorów, różnego rodzaju autorytarne rządy, gdzie nie obowiązują standardy demokratyczne, a także bliskich sojuszników Kremla, jak m.in. Białoruś czy Wenezuela, którzy jednocześnie wypełniają kryteria opisane wcześniej. Rosjanie korzystali również z możliwości subsydiowania sprzedaży wojskowej, np. udzielając niskooprocentowanych kredytów i długiego okresu odroczenia płatności.

Sprzedaż produktów zbrojeniowych przed inwazją na Ukrainie stanowiła ważną część rosyjskich wpływów twardych walut. Po sprzedaży ropy naftowej i gazu uzbrojenie było w czołówce eksportowej Rosji. Portfel zamówień rosyjskiego przemysłu obronnego oscylował w ostatnich latach na poziomie 50-60 mld dolarów, natomiast roczne przychody z tytułu sprzedaży broni wynosiły od 15 do nawet 19 mld dolarów. Roczne zamówienia natomiast przekraczały wartości ponad 20 mld dolarów. Te liczby sprawiały, że z jednej strony utrzymywane były setki tysięcy miejsc pracy w samym przemyśle obronnym, a z drugiej strony zapewniały Rosji stabilne wpływy budżetowe.

Zła reklama sprzętu z Rosji

Wojna to zawsze okazja do prezentacji możliwości danego produktu zbrojeniowego. Sukces amerykańskiej czy izraelskiej technologii zbrojeniowej wynikał w głównej mierze z realnego przetestowania jej w warunkach bojowych a nie jedynie na poligonach i w laboratoriach. Podobnie mogło mieć miejsce w przypadku rosyjskiej, najnowocześniejszej technologii. Na nieszczęście dla Rosji nastąpiły dwie rzeczy. Pierwsza to niekompetencja i brak właściwych umiejętności wykorzystania realnych zdolności produktów zbrojeniowych rosyjskiej zbrojeniówki. Dzięki temu widzieliśmy praktycznie wszystkie najnowocześniejsze wzory rosyjskiego uzbrojenia zniszczone bądź przejęte przez ukraińskie wojska. Wśród tego były nowoczesne samoloty takie jak Su-34 czy Su-35, śmigłowce Ka-52, czołgi T-90M, systemy artyleryjskie jak MSTA-MS2 czy systemy walki radioelektronicznej Krasucha.

Drugim negatywnym aspektem jest czas trwania tego konfliktu i straty ponoszone przez wojska rosyjskie. Rosyjskie zakłady zbrojeniowe od kilku miesięcy intensywnie starają się uzupełniać utracony sprzęt armii wypuszczając nowe i remontując stare uzbrojenie i wyposażanie. Dzięki temu Rosja nadal może prowadzić wojnę i uzupełniać straty materiałowe, to jednak odbywa się kosztem klientów zagranicznych. Zamiast wytwarzać i dostarczać zamówiony przed laty sprzęt wojskowy swoim klientom, rosyjskie zakłady wszystko co zejdzie z linii kierują do rosyjskich jednostek wojskowych. To odbije się w przyszłości na kolejnych decyzjach zakupowych części klientów rosyjskiej zbrojeniówki, np. Egiptu, Iraku czy Algierii – państw relatywnie bogatych, które stać na zakup i utrzymanie sprzętu produkcji zachodniej, czy Wietnamu, który również dostrzega problemy z terminową dostawą wyposażenia i serwisu przez rosyjskie koncerny zbrojeniowe. Pojawiły się również wiadomości, że na wschodzie Ukrainy pojawiły się eksportowe wersje T-90S, które należały do sił zbrojnych Indii. Prawdopodobnie maszyny te trafiły do Rosji na planowane remonty, jednak ostatecznie nie wróciły do swojego pierwotnego właściciela.

O fakcie przestawienia produkcji na potrzeby wewnętrzne mówił w wywiadzie dla RIA Novosti sam Siergiej Czemezow, dyrektor generalny rosyjskiego koncernu Rostec, skupiającego branżę zbrojeniową Rosji. – Dziś cała nasza uwaga skupiona jest na pracy na rzecz obrony państwa. Myślę, że pozostanie to głównym priorytetem w nadchodzących miesiącach. Nasze główne zadanie pozostaje niezmienione – wykonać 100 procent założeń zawartych w dekrecie dotyczącym obrony Rosji.

Produkcja zbrojeniowa ze stratą

Czemezow jednocześnie przyznał, że pomimo wielokrotnego zwiększenia zamówień ze strony rosyjskiej armii, rentowność produkcji jest zerowa, a niekiedy nawet nieopłacalna dla firm sektora. – Rostec nigdy nie był bardzo rentownym przedsiębiorstwem. Dla nas celem numer jeden nie jest osiąganie zysku, a zapewnienie możliwości obronnych państwa i rozwój produkcji. Z racji działania na wolnym rynku, dotykają nas te same problemy i wyzwania co sektor budowlany, finansowy, czy segment handlu. Teraz w obliczu realizacji założeń związanych z celem obronnym państwa, z prowadzeniem specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie (rosyjskie określenie inwazji na Ukrainę – przyp. red.) pracujemy co najwyżej, aby nie osiągnąć straty, co i tak się zdarza – mówi szef holdingu.

Rosyjskie firmy zbrojeniowe poza kwestiami finansowymi borykają się z niedoborem pracowników. Ze względu na przejście na sześciodniowy tydzień pracy przez całą dobę brakuje im wykwalifikowanych pracowników. Braki są na tyle dokuczliwe, że w przypadku zakładów czołgowych w Uljanowsku zdecydowano się na wykorzystanie 400 więźniów z okolicznych kolonii karnych. Ci, którzy mają doświadczenie i mogliby pracować zostali zmobilizowani i wysłani na front. Problemem w rozwoju zdolności obronnych jest również niedobór komponentów, np. Sosna-U – system kierowania ogniem czołgów T-72B3 czy T-80BMW czy T-90M posiada matryce francuskiego Thalesa, który zaprzestał dostawy tych elementów do Rosji. W efekcie, do nowoczesnych rosyjskich wozów montowane są znacznie gorsze, rosyjskiej produkcji produkty przeznaczone do zmodernizowanych wozów T-62M. Z zewnątrz wóz praktycznie niczym się nie różni, jednak jego zdolności wykrywania i zwalczania wrogich celów są znacznie zubożone.

Rosja od kilku miesięcy prowadzi częściową mobilizację ludności. W szeregi rosyjskiej armii miało już trafić około 300 tys. ludzi. Według nieoficjalnych doniesień cały czas trwa nabór, z tym, że nie jest on medialny. Mniej głośne, ale niemniej istotne jest przestawienie większości zakładów zbrojeniowych w tryb pracy czasu wojny. Zakłady te pracują całą dobę, praktycznie przez cały tydzień. Firmy realizują zamówienia ministerstwa obrony na amunicję, ładunki wybuchowe, proch, czołgi, pojazdy opancerzone, ciężarówki, czy innego rodzaju wyposażenie. Do tego, znacznie zwiększono produkcję różnego rodzaju części zamiennych i elementów serwisowych. Wśród głównego typu przywracanego sprzętu są czołgi rodziny T-72, T-80, T-90 oraz T-62. Tylko tych ostatnich w ciągu najbliższych trzech lat ma zostać „zmodernizowanych” co najmniej 800 sztuk. Rosjanie remontują i ulepszają stare BWP-1 i BWP-2 oraz pojazdy kołowe BRDM.

Władimir Putin w ostatnich wystąpieniach publicznych kilkukrotnie podkreślał znaczenie rosnących zdolności rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego dla powodzenia inwazji na Ukrainę. Jednak nawet sami Rosjanie mają problemy. Intensywność walk, skala zużycia amunicji, ale i sprzętu, np. luf, powoduje, że część rosyjskiego wyposażenia po krótkim pobycie na froncie nie nadaje się do użytku. Taki stan rzeczy daje szanse Ukrainie, wspieranej militarnie przez Zachód w sprzęt, będący w znacznie lepszym stanie niż ten wychodzący jako odrestaurowany z rosyjskich zakładów.

To jest też element, który warto podkreślić w kontekście rosyjskich deklaracji o walce z NATO. Rosjanie lubią propagandowo chwalić się, że naprzeciw nim stoi cała potęga NATO wspierająca Ukrainę, a ci nadal mają inicjatywę. Prawdą jest jednak, że naprzeciw drugiej armii świata (jak sami Rosjanie określają swoje siły zbrojne) stoi armia, która na papierze nie miała żadnych szans w starciu z rosyjską machiną wojenną. Mimo to, obroniła stolicę, większe miasta, odbiła Chersoń i dużą część obwodu charkowskiego. I zrobiła to ze wsparciem pochodzącym z NATO-wskich rezerw. Co by było, gdyby sprzęt dostarczany Ukrainie składał się w głównej mierze z najnowszych slotów produkcyjnych (najnowocześniejszy), a nie z wyposażenia z początków XXI wieku? Zachód może cały czas podjąć decyzję o mobilizacji części zakładów obronnych. Zapewne w części państw już się to dzieje.

Marszałkowski: Inwazja na Ukrainę nie będzie dla Rosji spacerem