Najazd antyputinowskich oddziałów w regionie Biełgorodu miał miejsce zaledwie kilka kilometrów od jednego z 12 rosyjskich centralnych magazynów broni jądrowej – pisze amerykański think tank Jamestown Foundation.
Mimo że nalot nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla samego składowiska, mimo wszystko rodzi pytanie, jak społeczność międzynarodowa poradzi sobie z rosyjskim arsenałem nuklearnym w przypadku dalszej agresji zbrojnej w najbliższych latach lub gwałtownych niepokojów wewnętrznych w samej Federacji Rosyjskiej.
W sumie Rosji istnieje 12 centralnych magazynów rosyjskiej broni jądrowej podległych 12. Dyrekcji Głównej Ministerstwa Obrony. Większość z tych miejsc nosi nazwy miast w pobliżu, w których się znajdują: Biełgorod-22, Briańsk-18, Irkuck-45, Chabarowsk-47, Komsomolsk nad Amurem-31, Lesnoj (regionie Jekaterynburga), Możajsk-10, Oleniegorsk-2 (w obwodzie murmańskim), Saratów-63, Triochgornyj (w obwodzie czelabińskim), Wołogda-20 i Woroneż-45. Bazy te są rozmieszczone w całej Rosji, z czego siedem znajduje się w europejskiej części Rosji,
Jest oczywiste, że okupacja Rosji po klęsce na Ukrainie lub przynajmniej wydobycie jej broni jądrowej z silosów będzie technicznie niemożliwa. I ta niemożliwość stała się nawet częścią strategicznego myślenia Kremla, ponieważ rosyjskie władze niemal co tydzień szantażują członków NATO groźbami nuklearnymi, w pełni świadomi, że Sojusz nie rozważa poważnie opcji „stąpania po ziemi” i nigdy pierwszy nie zaatakuje Rosji. Niemniej unikanie przez Moskwę międzynarodowych praw i reguł, jej polityczna nieprzewidywalność oraz malejące zdolności i moralność rosyjskiej klasy rządzącej sprawiają, że konieczne jest „wyobrażenie sobie niewyobrażalnego” i przedyskutowanie możliwych najgorszych scenariuszy.
The Jamestown Foundation / Jacek Perzyński