– Choć uwagę świata przykuły wojna w Ukrainie i w Izraelu, ten rok w Cieśninie Tajwańskiej był stosunkowo spokojny. Jednak w przyszłym roku może się to zmienić, gdyż supermocarstwa cały czas siedzą na beczce prochu – pisze prof. Hal Brands, ekspert stosunków międzynarodowych i polityki zagranicznej w Szkole Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa, w komentarzu dla agencji Bloomberg.
Tajwan zbliża się do kolejnych wyborów prezydenckich, które odbędą się w styczniu 2024 roku. Po zakończeniu tego głosowania Pekin może spróbować zdyscyplinować nowy rząd w Tajpej, demonstrując, jak potężna jest chińska siła – militarna i nie tylko. A w miarę jak wzrastać będzie ryzyko kolejnego kryzysu w cieśninie, zwiększy się uwaga światowej opinii publicznej na perspektywę konfliktu w tej cieśninie.
– Ostatni taki kryzys, który miał miejsce w sierpniu 2022 roku po wizycie byłej spikerki Nancy Pelosi, utwierdził wielu obserwatorów w przekonaniu, że chińskiemu przywódcy Xi Jinpingowi zależy na tym, aby Tajwan został wchłonięty przez ChRL. Dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej William Burns poinformował, że Xi nakazał swojej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ChALW) osiągnięcie pełnej gotowości bojowej do 2027 roku. Prowokacyjne ćwiczenia chińskich wojsk pokazały wiele narzędzi potrzebnych do inwazji lub blokady. Wszystko to zapoczątkowało w Waszyngtonie grę w zgadywanie, kiedy może nadejść kulminacyjna walka o Tajwan – podkreśla prof. Hal Brands w komentarzu dla agencji Bloomberg.
– Pekin mają co najmniej pięć możliwych strategii ucisku i być może zajęcia Tajwanu. Obejmują one zarówno to, co ma już miejsce dzisiaj – systematyczny przymus do czasu wojny – jak i pełną inwazję, z opcjami obejmującymi blokadę morską, bombardowanie i niewielkie zajęcia terytorium wyspy – wskazuje.
W kręgach bezpieczeństwa narodowego USA toczy się ożywiona, choć cicha debata na temat ścieżki, jaką może obrać Xi oraz reakcji Waszyngtonu i Tajpej. Równie ważne jest jednak rozwikłanie tych możliwości ilustrujących dylematy, jakie każda strategia stwarza dla Pekinu. Największą szansą na pokój może być fakt, że wszystkie opcje Xi dotyczące zajęcia Tajwanu są obarczone ryzykiem i stratami ludzkimi. Największe ryzyko wojny może niestety wystąpić, jeśli niedociągnięcia mniej brutalnych opcji popchną Xi w kierunku najbardziej brutalnego podejścia ze wszystkich.
Presja i groźby
Amerykański ekspert uważa, że preferowaną opcją Xi jest ta, którą realizuje obecnie: nieustanne wywieranie presji i grożenie wojną. Od lat Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wzmaga agresywne działania takie jak loty do strefy identyfikacyjnej tajwańskiej obrony powietrznej i przebijanie się przez środkową linię cieśniny – mające na celu wyczerpanie tajwańskiej armii, zmniejszenie jej przestrzeni fizycznej i wywołanie wrażenia, że wyspa nie może się obronić. Ponadto dezinformacja, cyberataki i wysiłki mające na celu dyplomatyczną izolację Tajwanu uzupełniają tę kampanię.
– Wymuszone, ale pokojowe zjednoczenie jest preferowaną opcją Xi, ponieważ wie on, jakie egzystencjalne zagrożenia może przynieść wojna. Inwazja Rosji na Ukrainę jest ostrzeżeniem dla Pekinu, że brutalny podbój może mieć katastrofalne skutki. Z kolei na Morzu Południowochińskim Chiny osiągnęły dominację, stosując pokojową taktykę przymusu, takie jak budowanie sztucznych wysp, które służą jako bazy wojskowe, aby zmienić status quo w regionie – podkreśla.
– Xi Jinping z pewnością chciałby „wygrać bez walki” także w Cieśninie Tajwańskiej. Problem w tym, że ta strategia nie działa. Presja Pekinu na tajwańską politykę przyniosła odwrotny skutek: w ciągu ostatniej dekady chińskie naciski osłabiły przyjazną Pekinowi partię Kuomintang (KMT) i wzmocniły pozycję bardziej jastrzębiej, niepodległościowej Demokratycznej Partii Postępu (DDP) z obecną prezydent Tsai Ing-wen na czele – mówi Brands.
Brands zauważa, że poparcie dla zjednoczenia z ChRL tajwańskiego społeczeństwa jest znikome, zwłaszcza od czasu bezlitosnych represji Xi w Hongkongu w 2019 roku. Jednocześnie wyraźne poczucie tajwańskiej tożsamości rośnie nie tylko wśród wyborców DPP, ale wśród społeczeństwa jako całości. Jeśli Xi ma nadzieję pozbawić Tajwanu międzynarodowego wsparcia, jego taktyka jest odwrotna: Stany Zjednoczone zwiększają sprzedaż broni, rozszerzają liczbę wizyt na wysokim szczeblu i w inny sposób zacieśniają swoje stosunki z Tajpej.
Jeśli kandydat DPP Lai Ching-te wygra wybory w 2024 roku i zapewni niepodległościowej partii trzecią kadencję prezydencką z rzędu, Xi musiałby zadać sobie pytanie, czy presja bez wojny się nie powiodła. Nawet jeśli Kuomintang lub inny pretendent zatriumfuje, Xi może stwierdzić, że środek ciężkości w tajwańskiej polityce przesunął się w sposób, który czyni pokojowe zjednoczenie mało prawdopodobnym. Wcześniej czy później może rozważyć bardziej eskalacyjne opcje, takie jak zajęcie jednej z przybrzeżnych wysp Tajwanu.
Warto zwrócić uwagę, że Tajwan to nie jedna wyspa. Jest to zbiór wysp, z których część znajduje się w niewielkiej odległości od lądu stałego. W latach pięćdziesiątych siły Mao Zedonga ostrzelały dwie z tych wysp, Kinmen i Matsu, wywołując kryzys z USA. Mao ustąpił, a wyspy nadal znajdują się pod kontrolą Tajpej. Jednak w przypadku inwazji populacji dwóch wysp (140 tys. mieszkańców) prawdopodobnie nie da się obronić, jeśli ChALW zaatakuje.
– Na pierwszy rzut oka strategia ta wydaje się diabelnie sprytna. Zmusiłoby to Tajwan do podjęcia decyzji między zaangażowaniem lub prawdopodobną utratą znacznej części swojego wojska w daremnym wysiłku ratowania przybrzeżnych wysp a przyglądaniem się, jak Pekin połyka część jego terytorium – wskazuje Brands.
Niebezpiecznie blisko Chin kontynentalnych
Inwazja Pekinu na wyspy Matsu i Kinmen stworzyłaby niebezpieczny dylemat dla Tajwanu i Stanów Zjednoczonych.
Prof. Brands wskazuje, że ta geopolityczna mikroagresja postawiłaby także Waszyngton w trudnym położeniu: Stany Zjednoczone mogłyby albo walczyć z Chinami z powodu kilku strategicznie bezsensownych drobiazgów, albo postawić pod znakiem zapytania ich gotowość do ochrony bezpieczeństwa Tajwanu. Zajęcie jednej lub dwóch przybrzeżnych wysp zademonstrowałoby zatem militarną dominację Pekinu, powodując jednocześnie trudne wybory i być może niezgodę wśród wrogów.
Jednak jak roztropna jest w rzeczywistości strategia wymagająca od Pekinu użycia siły bez przynoszenia decydujących rezultatów? W końcu zajęcie przybrzeżnej wyspy nie dałoby Pekinowi kontroli nad Tajwanem.
– Taka jawna agresja terytorialna może jednak przyspieszyć powolne reformy obronności Tajwanu, katalizować bardziej formalny sojusz antychiński w regionie i przekonać Stany Zjednoczone do podjęcia jaśniejszych zobowiązań w zakresie obrony pozostałych wysp Tajwanu. Może nawet doprowadzić Waszyngton do rozmieszczenia sił amerykańskich na Formozie (głównej wyspie), co znacznie utrudni przyszłą chińską inwazję.
Brans dodaje, że zajęcie wyspy upokorzyłoby Tajwan, ale by go nie pokonało. Może się okazać, że będzie to mały krok, który sprawi, że każdy kolejny będzie trudniejszy do wykonania.
Morski kordon
Trzecią opcją inwazji jest blokada wyspy. W tym scenariuszu Xi wykorzystałby jakiś pretekst, aby odciąć Tajwan od świata zewnętrznego.
Blokada może obejmować wszystko, od całkowitej kwarantanny fizycznej, egzekwowanej przez okręty wojenne i samoloty wojskowe, po agresywne „kontrole celne” statków próbujących dostać się na Tajwan, połączone z testami rakietowymi. Mogą temu towarzyszyć cyberataki na instytucje finansowe i inną infrastrukturę gospodarczą. Morski kordon chińskiej marynarki może być szczelny lub celowo nieszczelny. Może też być krótki, jeśli ma stanowić ostrzeżenie przed nieprzyjemnymi wydarzeniami, które mają nadejść lub długi, jeśli ma na celu zniszczenie gospodarki Tajwanu, zagłodzenie jego ludności i wymuszenie kapitulacji.
Według eksperta scenariusz blokady nie bez powodu przyciąga uwagę w kręgach bezpieczeństwa narodowego USA. W przeciwieństwie do zajęcia wyspy, podejście polegające na okrążeniu niekoniecznie wymagałoby od Chin oddania pierwszego strzału, przynajmniej w teorii. Może to jednak uczynić życie wyspy niezwykle niepewnym, uzależnionym od importowanej żywności, paliwa i innych niezbędnych artykułów. Demokratyczny świat prawdopodobnie zareagowałby surowymi sankcjami na Chiny, ale Tajpej może pęknąć przed Pekinem. Blokada wykorzystałaby podstawową słabość geograficzną Tajwanu – jego izolację – i być może zmusiłaby jego obywateli do zaakceptowania zjednoczenia jako ceny przetrwania.
– Z drugiej strony blokada nie jest jakąś magiczną bronią. Nie ma gwarancji, że kryzys ekonomiczny skłoni Tajwan do kapitulacji: historycznie rzecz biorąc, blokady rzadko powodowały poddanie się wrogów, chyba że towarzyszyły temu inne formy presji. Nawet w najlepszym przypadku blokada zadziałałaby dopiero po pewnym czasie, co dałoby Waszyngtonowi i jego sojusznikom czas na zorganizowanie reakcji – podkreśla.
– Stany Zjednoczone prawdopodobnie zalałyby zachodni Pacyfik okrętami podwodnymi i w przeciwnym razie rozmieściłyby swoje siły dokładnie tak, jak chciałyby, gdyby wybuchła wojna. Armia amerykańska mogłaby następnie spróbować przełamać blokadę, żeglując i dostarczając zaopatrzenie na Tajwan – choć byłoby to trudne na ogromnych dystansach zachodniego Pacyfiku – skutecznie prowokując Pekin do ingerencji. Innymi słowy, egzekwowanie blokady może w dalszym ciągu wymagać od Chin oddania pierwszego strzału i tym samym rozpoczęcia wojny, do której toczenia przygotowywali się ich wrogowie – prognozuje.
Bombardowanie Tajwanu
Jeśli blokada nie wystarczy, Chiny mogą wybrać czwartą opcję – wysłanie bombowców. Wysadzenie Tajwanu bombami i rakietami balistycznymi mogłoby pomóc zintensyfikować skutki blokady poprzez zniszczenie sieci dróg łączących najbardziej dostępne porty Tajwanu z najważniejszymi miastami. Mogłoby to zniszczyć tajwańską marynarkę wojenną i siły powietrzne. W najbardziej ambitnym wydaniu kampania bombardowań miałaby na celu wymuszenie zjednoczenia poprzez złamanie woli ludności.
Prof. Brans twierdzi, że bombardowanie ma sens, jeśli uzna się, że podstawową słabością Tajwanu jest brak woli walki. W miejscu, gdzie obowiązkowa służba wojskowa jest niepopularna, a wydatki na obronność rosną, ale są niewystarczające, być może ludność raczej upadnie, niż zniesie ciągły terror z góry.
– Kampania bombardowań obejmowałaby niektóre z najpotężniejszych przewag Chin, takie jak największe na świecie naziemne siły rakietowe, przy jednoczesnym uniknięciu ogromnej złożoności inwazji desantowej. Dopóki Pekin nie rozpocznie tej kampanii od uderzenia także w bazy amerykańskie na zachodnim Pacyfiku, zmusiłoby to Waszyngton do podjęcia decyzji, czy interweniować w imieniu przyjaciela, który może nie wytrzymać – wskazuje
Wciąż jednak jest mnóstwo niepewności. Nawet jeśli bombardowania zniszczą wiele celów, nie ma pewności, że zbrojna agresja przyniesie polityczny cel, do którego dąży Xi: przekonanie rządu i ludności Tajwanu do poddania się Pekinowi. Poprzednie kampanie bombowe czasami wzmacniały wolę przeciwstawienia się agresorowi: tak się ostatecznie stało, gdy Luftwaffe bombardowała Wielką Brytanię w czasach II wojny światowej.
– A jeśli jakakolwiek kampania bombardowań nie zakończy się szybko, ryzyko dramatycznie wzrasta: im dłużej Pekin uderza w Tajwan i zabija jego obywateli, tym większe wywoła międzynarodowe oburzenie i tym większa szansa na interwencję Stanów Zjednoczonych i innych państw. Jeśli Chiny pragną naprawdę zdecydowanego wyniku, być może będą musiały rozważyć bardziej drastyczny, kompleksowy atak – ostrzega Hal Brands.
Pełnoskalowa inwazja
Piąta i ostatnia opcja to scenariusz koszmaru. Inwazja na pełną skalę prawdopodobnie rozpoczęłaby się od zmasowanego nalotu na siły zbrojne Tajwanu i infrastrukturę krytyczną, połączonego z sabotażem i próbami zamachu na jego przywódców. Następnie ChALW próbowałaby przejąć plaże, porty i lotniska, wykorzystując je do przewożenia żołnierzy i zaopatrzenia niezbędnego do podboju wyspy. Marynarka wojenna Xi dążyłaby do odizolowania Tajwanu od zagranicznej ingerencji i wsparcia.
Po drodze Chiny mogą zaatakować siły amerykańskie niespodziewanymi atakami rakietowymi na amerykańskie bazy na Guam i w Japonii oraz na lotniskowce na zachodnim Pacyfiku. Do tego dochodzi również groźba wykorzystania eskalacji nuklearnej, aby powstrzymać Waszyngton od zaangażowania się w obronę Formozy.
– Atrakcyjność tego podejścia polega na jego bezpośredniości. Nie byłoby czekania na blokadę, która powoli wyciśnie życie z tajwańskiej gospodarki. Chiny wykorzystałyby szybkość, brutalność i bliskość, aby rozwiązać kwestię Tajwanu, zanim ktokolwiek mógłby stanąć na drodze. Stałoby to wówczas Amerykę i świat przed faktem dokonanym, którego odwrócenie byłoby straszliwie krwawe – podkreśla.
Błędem jest sądzić, że Xi nigdy nie spróbowałby czegoś tak szokującego. Chiny mają długą tradycję rozpoczynania wojen od niespodziewanych ataków, o czym przekonały się siły amerykańskie w Korei w 1950 roku, a Wietnamczycy przekonali się w 1979 roku. Chińska doktryna wojskowa kładzie nacisk na szybkie, przytłaczające ataki.
Z drugiej strony ryzyko dla chińskiej armii byłyby ogromne. Tajwan to górzysta wyspa, z wielkimi dżunglami i miastami, które sprzyjają obronie. Ponadto chroni go ponad 160 km wzburzonej, trudnej do przebycia wody.
Brands uważa, że inwazja prawdopodobnie wymagałaby przetransportowania drogą powietrzną lub morską ponad 100 tys. żołnierzy na terytorium wroga przy jednoczesnej kontroli powietrza i wody wokół Tajwanu – była to operacja wojskowa imponująca jak każda inna w historii. Mogłoby to wywołać interwencję Stanów Zjednoczonych, Japonii i innych krajów; nawet gdyby inwazja się powiodła, zniszczyłaby terytorium, które Chiny chcą kontrolować. A to podejście, jak każde użycie siły, stawia Pekin przed strasznym dylematem.
– Już pierwszego dnia jakiejkolwiek próby inwazji Chiny musiałyby dokonać wyboru definiującego epokę: czy zaatakować siły amerykańskie w regionie. W przypadku ataku na amerykańskie bazy na zachodnim Pacyfiku Pekin musiałby się liczyć na odwet największego na świecie supermocarstwa – podkreśla.
Ekspert twierdzi, że żadna z chińskich opcji nie jest idealna ani zbliżona do niej. Wywieranie presji bez wypowiedzenia wojny może nie zadziałać, jeśli obecne wyniki są jakąkolwiek wskazówką. Opcje takie jak zajęcie wyspy lub blokada wymagają stopniowych zmian w chińskiej agresji bez gwarancji strategicznego sukcesu. Próba podboju Tajwanu niesie ze sobą ryzyko, począwszy od porażki militarnej – co nie jest dobrą perspektywą dla dyktatora – po III wojnę światową.
– Jeśli Tajwan, Stany Zjednoczone i ich przyjaciele zdołają utrzymać wysoką cenę agresji, zapewniając jednocześnie Pekin, że bierność nie doprowadzi po prostu do niepodległości Tajwanu – czego żaden chiński rząd nie może zaakceptować – być może Xi uzna, że tolerowanie niezręcznego status quo jest niestosowne równie kosztowne, jak jego zmiana – wskazuje.
Brands zauważa, że z drugiej strony Xi może nie chcieć żyć w nieskończoność ze status quo Tajwanu, który prawdopodobnie uważa za niesprawiedliwy, a nawet obraźliwy dla Chin, które jego zdaniem odzyskują należne im miejsce w Azji i na świecie. Wydaje się, że Xi Jinping nie rozumie, w jaki sposób jego własne działania podważyły status rządu w Tajpej, promując antychiński zwrot w polityce Tajwanu i wzmacniając sojusze pod przewodnictwem USA, których Pekin rzekomo się obawia.
Chiny szybko rozwijają swoje siły zbrojne, które mogłyby pozwolić mu na siłowe rozwiązanie kwestii Tajwanu. – Nie mogę powiedzieć, jakie są ich rzeczywiste zamiary, ale Chiny przygotowują się do wojny, a konkretnie do wojny ze Stanami Zjednoczonymi – powiedział niedawno Sekretarz Sił Powietrznych Frank Kendall.
– Taka decyzja może mieć zgubne konsekwencje dla Chin i świata. Ale historia jest pełna wojen, których ich inicjatorzy zaczęli żałować swoich decyzji. Stany Zjednoczone i ich przyjaciele muszą być gotowi na każdy scenariusz, jaki może obrać Xi, zwłaszcza ten, którego skutki byłyby najbardziej katastrofalne – podsumowuje prof. Hal Brands w tekście dla Boomberga.
Opracował Jacek Perzyński