Ropa reaguje na nowe cięcia wydobycia ropy przez kraje porozumienia naftowego OPEC+ spadkiem wartości, a zatem przeciwnie do oczekiwań sygnatariuszy tego układu. Arabia Saudyjska może wywrócić stolik i wznowić wojnę cenową, która w 2014 roku dała kryzys cen ropy.
Baryłka Brent kosztowała z końcem dnia czwartego grudnia 2023 roku około 78 dolarów a przed szczytem OPEC+ z 30 listopada była warta jeszcze 84 dolary. Powodem jest rozczarowanie owocami obrad na temat zwiększenia cięć wydobycia, które podniosłyby cenę baryłki. Ostatecznie państwa OPEC+ nie przyjęły wspólnego celu, ale deklarowały oddzielnie wkład każdego z nich. Razem z istniejącymi zobowiązaniami Arabii i Rosji o cięciu w sumie 1,3 mln baryłek ropy dziennie kolejni członkowie OPEC+ zadeklarowali w sumie prawie 700 tysięcy baryłek. Nie ma sankcji za niewywiązanie się z deklaracji, a zdarzało się to w przeszłości.
Ten ruch nie dał inwestorom wrażenia spadku podaży, którą zwiększa rekordowe wydobycie ropy łupkowej w USA przekraczające 13,2 mln baryłek dziennie we wrześniu. Z kolei popyt stoi pod znakiem zapytania wobec sygnałów spowolnienia gospodarczego na świecie na czele z Chinami.
Arabia Saudyjska odpowiedzialna za największe cięcia, bo sięgające miliona baryłek w ramach układu OPEC+ i kolejnego miliona dobrowolnie, stoi przed dylematem. Może zwiększyć podaż o nawet 2,5 mln baryłek dziennie, bo jest najbardziej elastycznym producentem na świecie. W ten sposób nagle zwiększyłaby podaż jak podczas wojny cenowej z Rosją z 2014 roku, która poskutkowała szybkim spadkiem cen ropy w okolice 40 dolarów. Może także dalej angażować się w działania OPEC+, ale te przynoszą coraz mniejszy efekt. Ośrodek Sankley Research ocenia w CNBC, że opcja wojny cenowej jest prawdopodobna.
Reuters / Bloomberg / Wojciech Jakóbik
Wyciek: Rosja chciała użyć gazu by powalić Niemcy na kolana. Teraz mogą to zrobić Chiny