– Politycy mogą eliminować możliwe do wystąpienia ryzyka i liczymy na takie wsparcie niezależnie od tego, kto będzie rządził w Polsce – mówi o projekcie pomorskiej elektrowni jądrowej Leszek Hołda, country manager w Bechtel Polska w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jaką role odegra Bechtel w programie jądrowym w Polsce?
Leszek Hołda: Wraz z Westinghouse utworzyliśmy konsorcjum, którego zadaniem jest wybudować pierwszą elektrownię jądrową w Polsce. Koledzy z Westinghouse są odpowiedzialni za wyspę nuklearną, czyli lokalizację reaktora, a my za pozostały zakres projektu, czyli około 70 procent jego wartości.
Do czego zobowiązuje umowa projektowa?
Umowa ESC (Engineering Service Contract) to istotny element, który obejmuje projekt i plan inwestycji. Jednocześnie konsorcjum wypracowuje z inwestorem tabelę ryzyk oraz sposoby ich mitygacji, uwzględniając w niej najlepsze praktyki z projektu Elektrowni Vogtle realizowanego dla Southern Nuclear w USA, przygotowuje specyfikacje do zakupu urządzeń, czy estymacje kosztów poszczególnych elementów i usług. Dzięki temu inwestor, czyli Polskie Elektrownie Jądrowe, będzie mógł rozmawiać o zamknięciu finansowania z instytucjami finansowymi.
Jakie znaczenie mają zmiany polityczne w Polsce?
Liczymy na kontynuację projektu. Potrzebujemy wsparcia regulacyjnego i administracyjnego. Politycy mogą eliminować możliwe do wystąpienia ryzyka i liczymy na takie wsparcie niezależnie od tego, kto będzie rządził w Polsce.
Czy łańcuchy dostaw pierwszych komponentów są na tym etapie zapewnione?
Nie ma jeszcze decyzji o zamawianiu long lead items. To przedmiot rozmów konsorcjum z PEJ.
Czy to oznacza dalsze negocjacje?
Nie są to negocjacje, zespoły robocze wszystkich trzech spółek pracują nad zakresami umowy ESC. Na tej podstawie powstają rekomendacje. Negocjacje zaś będą dotyczyły umowy wykonawczej EPC, zanim zapadnie ostateczna decyzja inwestycyjna dla projektu nuklearnego.
Na przykład udział w akcjonariacie?
Stanowisko konsorcjum jest takie, że nie jesteśmy naturalnym partnerem do objęcia udziałów w tym projekcie. Nasza rola to wykonawca, ale nie współwłaściciel.
Co zatem zrobić, gdyby nowa władza w Polsce oczekiwała takiego zaangażowania?
Na razie nie mamy podstaw do rozmów na ten temat, bo nie ma jeszcze nowego rządu ani oficjalnych zapytań. Jeśli ktoś uważa, że objęcie przez nas własności byłoby sposobem na obniżenie ryzyka projektu, to przypomnę, że nasze doświadczenia z USA – unikalne w skali świata – są wystarczające, aby zrealizować ten projekt na czas i w budżecie.
Czy Bechtel dalej liczy na udział w projekcie drugiej lokalizacji?
Realizacja jednej technologii w dwóch lokalizacjach jest racjonalna. Zakładamy, ze przy pierwszym projekcie około 50 procent prac zostanie zrealizowanych przez polskie firmy. To kilkaset podmiotów, które nabędą umiejętności i know-how, dzięki którym osiągną poziom jakości świadczonych usług i wytwarzanych produktów niezbędny w sektorze jądrowym. Ten zasób można wykorzystać do realizacji drugiej lokalizacji z efektem skali i ekonomii. Operowanie w obu lokalizacjach jest także łatwiejsze, gdy wykorzystują tę samą technologię i te same zespoły wyposażone w niezbędną do tego wiedzę. Dlatego realizacja drugiej lokalizacji w oparciu o technologię Westinghouse i zaangażowanie Bechtel jest z wielu miar najbardziej optymalna i korzystna.
Czy da się pogodzić organizacyjnie kilka różnych projektów w Polsce?
Gdyby harmonogramy w Polsce się nakładały, mogłoby dojść do pewnych opóźnień, ponieważ łańcuch dostaw i siła robocza będą ograniczone.
Czy Polska ma czas się zastanawiać?
Podczas COP28 w Dubaju 22 państwa zadeklarowały potrojenie mocy jądrowych do 2050 roku. Rośnie więc kolejka chętnych. Jeśli Polska z niej wypadnie i zechce wrócić za kilka miesięcy, to może ją czekać kilkuletnie opóźnienie, bo stanie na końcu tej kolejki. Dlatego tak ważna jest kontynuacja projektu. Polska jest obecnie na czele stawki: ma partnerów, rozpoczęty projekt i wizję realizacji. Mamy przewagę w regionie. Ideą Bechtel jest także budowa centrum kompetencji inżynierskich. Chcielibyśmy korzystać z tych zasobów przy innych projektach, by Polska mogła być centrum kompetencji nuklearnych w regionie.
Jak Bechtel skorzysta na zaangażowaniu politycznym Waszyngtonu w atom w Polsce?
To dobra rzecz i dotyczy poziomu międzyrządowego. Bechtel jest firmą prywatną w piątej generacji działalności rodzinnej. Patrzymy na tę sprawę z punktu widzenia biznesu, ale i możliwości pozostawienia po sobie w Polsce pozytywnego dziedzictwa, co jest dla nas bardzo ważne. Do samych pracy inżynieryjnych chcemy zatrudnić 600-700 osób z Polski i około 200 z USA, które wesprą lokalny zespół swoją wiedzą i doświadczeniem wynikającymi z innych realizowanych wcześniej projektów. W szczycie budowy bloku jądrowego możemy mówić nawet o 8 tysiącach pracowników pracujących przy jego realizacji.
Są głosy, że atom się nie opłaci i spóźni, a lepiej inwestować w biometan.
Z punktu widzenia Polski, priorytetem jest bezpieczeństwo energetyczne kraju i zabezpieczenie mocy polskiego systemu energetycznego za pomocą reaktorów jądrowych. Tym bardziej jeśli planowane jest zastąpienie źródeł węglowych innym stabilnym rozwiązaniem. Nie ma innej technologii stabilizującej, dającej gwarancję dostaw energii w przypadku, gdy OZE jej nie zapewniają. Obecnie nie ma technologii magazynów energii pozwalających magazynować energię na dłużej i na dużą skalę.
Czy jest ryzyko protestów?
Dialog na temat atomu to rola inwestora. Analizując sondaże widać, że poparcie Polaków dla atomu kształtuje się na poziomie 70-80 procent i jest najwyższe w historii. Dla osób, które jeszcze nie są przekonane jest wiele argumentów pokazujących, że Polska potrzebuje atomu.
Trwa publicystyka o atomie w Polsce, ale co odpowiedzą specjaliści branży jak Bechtel: czy termin 2033 roku jest nadal realny?
To pytanie do PEJ. Jest krok pośredni w postaci umowy ESC – w jej ramach strony intensywnie pracują nad potwierdzeniem optymalnego harmonogramu realizacji projektu. Cała wiedza z zgromadzona przez Bechtel zostanie przekazana polskiemu zespołowi projektowemu, by mieli wszystkie narzędzia do przedstawienia harmonogramu najpóźniej w ciągu 1,5 roku od podpisania umowy. To dobrze, że jest takie rozwiązanie – pozwoli nam się lepiej przygotować do podpisania umowy EPC, bo alternatywą mogłoby być jej podpisanie, a potem aneks z nowymi kosztami i terminem. Umowa projektowa pozwoli potwierdzić kamienie milowe, ale na dzisiaj zakładamy wbicie pierwszej łopaty w ziemię w 2026 roku.
Jakie kamienie milowe są przed nami?
To właśnie umowa na wykonanie (EPC), która powinna zostać podpisana w przeciągu 18-24 miesięcy. Do tego czasu na bieżąco będziemy zapewniać produkty z umowy projektowej.
Czy 2033 rok pozostaje niewiadomą do czasu podpisania umowy o budowie?
To w umowie EPC będzie zawarty harmonogram zobowiązujący wszystkie strony.
Nic tylko budować.
Dlatego działamy (Śmiech).
Rozmawiał Wojciech Jakóbik
Jakóbik: Polska jest na przedzie kolejki atomowej i oby z niej nie wypadła