– Podobieństwa między Gazpromem a Aramco są oczywiste. Systemowe przykrywanie własnych występków wartościami towarzyszącymi sportowi działa – pisze Bartosz Cholawo, ekspert do spraw komunikacji, w BiznesAlert.pl.
Ranek 24 lutego 2022 roku dla Aleksandra Nowaka, od 2018 szefa marketingu rosyjskiego giganta energetycznego Gazpromu, musiał być przeżyciem traumatycznym. Z pewnością nie wiedział, co na ten dzień przygotowały siły zbrojne Federacji Rosyjskiej. W przeciwnym razie nie wypowiedziałby się wcześniej, tego samego miesiąca, w wywiadzie dla rosyjskiej gazety „Kommiersant”, że „wojna byłaby katastrofą dla Rosji”. Nadchodzący miesiąc miał potwierdzić, że to nie był najlepszy czas w jego karierze zawodowej. Odwołany został jeszcze w marcu.
Skąd zainteresowanie działem marketingu potężnej korporacji inwestującej miliardy dolarów w infrastrukturę krytyczną czy wydobycie kluczowych surowców dla europejskich gospodarek? Bo właśnie w tej strukturze zarządzano największym sportswashingowym projektem w historii (przynajmniej) Europy. To tutaj podejmowano decyzje dotyczące sponsoringu imprez sportowych oglądanych przez miliardowe widownie: Ligę Mistrzów UEFA, Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2018 i 2020, Puchar Świata w Hokeju na Lodzie czy Mistrzostwa Świata w Boksie.
I właśnie zostaliśmy świadkami najbardziej spektakularnej na skalę światową śmierci takiego projektu…
Od mapy Europy do piłkarskich salonów, czyli geneza niebieskiej kurtyny
Obecność sponsorów w sporcie to oczywiście codzienność, z którą mamy do czynienia po włączeniu każdej telewizyjnej transmisji. Reklamy dostawców jedzenia, marek napojów czy kart kredytowych zachęcają do wzbudzenia konkretnych potrzeb konsumenckich. Co w takim razie robi w tym towarzystwie firma, od której zwykły klient nic kupić nie może? Nie może, bo jest własnością państwa, które zarabia na sprzedawaniu swoich surowców innym państwom. Dlaczego więc tak ogromne pieniądze inwestuje w sport?
Do wyjaśnienia tego fenomenu potrzebne będzie posłużenie się mapą. Jeszcze w 2017 roku kraje takie jak (patrząc od północy) Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, Białoruś, Polska, Węgry czy Mołdawia były dużo bardziej uzależnione od dostaw gazu z Rosji niż kraje zachodniej Europy, kupując od Gazpromu ponad połowę swojego wolumenu. Wyzwaniem był więc Zachód, i to od dawna.
Będący na przełomie wieków u władzy w Niemczech kanclerz Gerhard Schroeder wyraził wówczas intencję odchodzenia od źródeł energii pochodzących z węgla i atomu, co oznaczało, że Niemcy potrzebować będą więcej gazu. Problem w tym, że wówczas można go było dostarczać z Rosji do Niemiec tylko poprzez gazociągi państw, którym Gazprom musiał za ten przesył płacić. Pod koniec 2005 roku koncern znalazł się więc w końcowej fazie finansowania gazociągu Nord Stream, łączącego Federację Rosyjską bezpośrednio z Niemcami. Zbiegło się to akurat z wyborami w Niemczech, do których kanclerz się przygotowywał. Jego dotychczasowe relacje z Władimirem Putinem były na tyle dobre, że nawet u naszych zachodnich sąsiadów pojawiały się komentarze krytykujące coraz większe rosyjskie wpływy na niemiecką rzeczywistość. Na kilka tygodni przed tymi wyborami Schroeder spotkał się z Putinem i podpisano dokumenty oficjalnie zatwierdzające projekt Nord Stream. Dwa miesiące później przegrał wybory i kanclerska misja dobiegła końca, ale czekało już na niego nowe stanowisko: Prezes Rady Nadzorczej w jednej ze spółek Gazpromu. Przy dodatkowym ujawnieniu wcześniejszej zgody na współfinansowanie projektu Nord Stream, były kanclerz zderzył się z globalną krytyką i oskarżeniami o korupcję. A że taki klimat nie sprzyja swobodnemu robieniu dużych pieniędzy, postanowiono zaciągnąć kurtynę dla przypadkowych widzów.
Kurtyna miała niebieski kolor niemieckiego klubu FC Schalke 04. To wtedy, w 2006 r., Gazprom podpisał pierwszą umowę sponsorską z klubem z Zagłębia Ruhry. Wprawdzie poprzedniego roku klub zanotował stratę w wysokości 110 milionów Euro, ale złote lata miały właśnie nadejść. Obecny na konferencji ogłaszającej współpracę, reprezentujący Gazprom Siergiej Fursenko wprost oznajmił, że jednym z głównych powodów wyboru takiego a nie innego klubu są jego związki z sektorem energetycznym. Być może nie wciał wchodzić w tak zawiłe szczegóły i o tym już nie wspomniał, ale tak się składa że Gelsenkirchen (miasto, w którym swoje mecze rozgrywa FC Schalke) znajduje się bardzo blisko Rehden, czyli lokalizacji hubu gazowego, będącego otwierającą się furtką na całą zachodnią Europę.
Schalke nie było pierwszym klubem sponsorowanym przez Gazprom. Rok wcześniej firma przejęła kontrolę nad klubem znajdującym się na drugim końcu podbałtyckiej rury: Zenitem St. Petersburg. Rozmach inwestycji sprawił, że Zenit w 2 lata od mariażu zdobył pierwsze w swojej historii mistrzostwo Rosji, zatrudniając piłkarzy o światowej renomie, jak Brazylijczyk Hulk czy Belg Axel Witsel.
W 2006 roku biały logotyp Gazpromu na błękitnym tle ozdabiał już na dobre bandy wokół boiska Schalke i wizualizacje na trybunach. Dla uczczenia udanego pożycia zorganizowano z wielką pompą mecz towarzyski Zenit – Schalke w Rosji, a nagłówki mediów eozpływały się w zachwytach nad milionami pompowanymi w klub z Gelsenkirchen. Zadziałało.
Marketingowe hasło Gazpromu „Wir geben gas auf Schalke” działało. Napędzane rosyjską kroplówką objętości rury z gazem Schalke zostało mistrzem Niemiec 2011 roku, a w tym samym czasie rurociąg Nord Stram został ukończony. To wtedy właśnie świat obiegły obrazki uśmiechniętych i dumnych partnerów odkręcających wielki kurek (z jednej strony m.in. Gerhard Schroeder i Angela Merkel, z drugiej marionetkowy i tymczasowy prezydent Federacji Rosyjskiej, Dymitrij Miedwiediew).
Tymczasem na południu Europy nowe koszulki z logotypem Gazpromu objawił światu kolejny klub. Serbska Crvena Zvezda z Belgradu. Niespodzianka? Otóż w tle pojawiła się kolejna rura mająca ominąć Ukrainę: tym razem South Stream, którym zamierzano przesyłać gaz z Rosji na południe Europy, przez Serbię. Projekt wprawdzie upadł w roku 2014 i dociśnięcie pętli się nie dokonało, ale w międzyczasie Gazprom zwiększał swoje udziały na Starym Kontynencie, budując drugą nitkę pod Bałtykiem, czyli Nord Stream 2, mający zdwoić przesył gazu między Rosją a Niemcami.
Inwestycje w europejską piłkę również kwitły. Gazprom objął swą partnerską ręką londyńską Chelsea będącą wówczas własnością Romana Abramowicza, przytulił się jako główny sponsor do organizującej piłkarską Ligę Mistrzów UEFA i zaprosił się do sypialni FIFA, czyli światowej organizacji piłkarskiej tworzącą największą imprezę sportową świata: Mundial. To już było wejście na światowe, nie tylko europejskie salony. Nie chodziło już o dodawanie gazu Schalke. Zgodnie z hasłem „Gazprom. We light up the football”, rosyjski gigant miał ogrzać cały świat, korzystając w pełni z przyjemnego ciepła nowo otwierających się możliwości. Jeśli siedzi się w loży finału Mistrzostw Świata w Brazylii (2014 rok), to przy najdroższym cateringu pod słońcem świetnie omawia się biznesowe perspektywy następnej czterolatki, mającej skończyć kolejnym Mundialem… w Rosji (2018).
Kiedy na bandach stadionu w Gelsenkirchen podczas meczów pojawiały się reklamy gazociągu Nord Stream 2 (!), udział rosyjskiego gazu w europejskim rynku wynosił już 39 procent (rok 2018).
Arabska ofensywa
Europejskie kluby piłkarskie bogacą się coraz szybciej, a na rynek wkraczają marki będące jeszcze wówczas dość egzotyczne dla Europejczyków. Na koszulkach piłkarzy Manchesteru City pojawiają się ETIHAD Airways, gracze AC Milan biegają ze znaczkiem Fly Emirates na piersi, a ich koledzy z Paris Saint Germain przywdziewają trykoty z logotypem Qatar Airways. Nie tylko po to, by zwiększyć popyt na bilety lotnicze.
Od czasu Mistrzostw Świata w Brazylii w 2014 roku kraje Zatoki Perskiej, a przede wszystkim Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Katar zainwestowały w światowy sport niewyobrażalne ilości pieniędzy. Trudno mówić nawet o szacunkowych kwotach, bo wiele sum w ogóle nie jest ujawnianych. Trudno dziś kibicowi spędzić weekend bez wydarzenia sportowego bez udziału logotypu z rodem z Rijadu, Dubaju czy Dochy. Widowiska ściągające przed ekrany miliardowe widownie: piłka nożna, Formuła 1, tenis na najwyższym poziomie. Do inwestycji doliczyć należy infrastrukturę sportową: budowa nowoczesnych stadionów, aren sportowych i obiektów treningowych.
Co wśród tych gigantów wyróżnia jednego, przy którym można pokusić się o porównianie do Gazpromu? Saudi Aramco czy krócej Aramco (bo o nim mowa), znany również jako Saudi Arabian Oil Company, jest saudyjskim koncernem paliwowo-chemicznym prowadzącym poszukiwania i wydobycie ropy naftowej. Jest kilkakrotnie większy od innych globalnych koncernów paliwowych, takich jak brytyjski BP, amerykański ExxonMobil, chiński PetroChina czy rosyjski Rosnieft. Przedsiębiorstwo zatrudnia ponad 61 tysięcy pracowników z 77 krajów na świecie. To największy na świecie producent ropy, zaspokajający ponad 10 proc światowego zapotrzebowania na ten surowiec. Koncern jest własnością państwową Królestwa Arabii Saudyjskiej, państwa będącego monarchią absolutną, własnością króla Salmana, a praktycznie rządzi nim następca tronu, którego 2018 roku magazyn Forbes umieścił na ósmym miejscu na liście najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Mohamed bin Salman (MbS): wizjoner z misją przekształcenia Arabii Saudyjskiej, aby zmniejszyć zależność kraju od dochodów z ropy naftowej. Z jednej strony reformator umożliwiający kobietom prowadzenia samochodów i otwierający kina w kraju. Wizjoner i wielki filantrop, a z drugiej…
Co jest za tą kurtyną? MbS był jednym z inicjatorów zaangażowania Arabii Saudyjskiej w wojnę w Jemenie w 2015 roku. Konflikt ten wywołał liczne kontrowersje ze względu na liczbę ofiar cywilnych i humanitarny kryzys w regionie. W 2018 roku Jamal Chaszokdżi, saudyjski dziennikarz i krytyk reżimu, został zamordowany, a jego ciało poćwiartowane w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Stambule. Choć nie ma bezpośrednich dowodów łączących MbS z tym zamachem, wielu znawców tematu uważa, że nie zdarzyłoby się to bez zgody władcy. A powyższym „wyczynie” media przypomniały sobie pod koniec 2021 roku, kiedy głównym udziałowcem i de facto właścicielem angielskiego klubu piłkarskiego Newcastle United został fundusz reprezentowany przez Yasira Al-Rumayyana, który pełni również funkcję prezesa klubu. Al-Rumayyan jest także przewodniczącym rady nadzorczej… Saudi Aramco.
Jeszcze w 2023 roku straż graniczna Arabii Saudyjskiej dopuszczała się masowych mordów na migrantach z Etiopii, którzy próbowali przedostać się z Jemenu do Arabii Saudyjskiej. Według Human Rights Watch, na podstawie relacji i zdjęć satelitarnych można stwierdzić, że ofiar było setki, a może nawet tysiące. Ocaleli opowiadają o bombardowaniach z moździerzy, gwałtach i torturach.
W okresie od marca 2022 roku do czerwca 2023 roku saudyjskie oddziały straży granicznej na granicy z Jemenem zamordowały co najmniej kilkuset migrantów z Etiopii. Grupy kobiet, mężczyzn i dzieci były ostrzeliwane przez Saudyjczyków z moździerzy i obrzucane granatami wkrótce po przekroczeniu granicy. Niektóre z tych grup liczyły nawet 200 osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. Część z nich uciekała przed wojną, a część przed suszą pustoszącą Róg Afryki i towarzyszącą jej nędzą i głodem. Wielu migrantów straciło kończyny z powodu saudyjskiego ostrzału i przeżyło, ale byli w praktyce uwięzieni w Jemenie, nie mając dostępu do opieki medycznej.
Znajdź różnice, czyli bez znaku równości na koniec
Podobieństwa między Gazpromem a Aramco są oczywiste. Systemowe przykrywanie własnych występków wartościami towarzyszącymi sportowi działa. W gruncie rzeczy należałoby jednak odpowiedzieć na pytanie, czy płacąc za saudyjskie surowce możemy przyczynić się do kolejnego ranka jak ten 24 lutego 2022 roku, który rozpoczął serię rosyjskich zbrodni wojennych, bestialstwo i koszmar cywili.
Cytowany we wspaniałych opowieściach arabskich w podkaście „Raport o Stanie Świata Dariusza Rosiaka” Jan Natkański, były ambasador RP w Egipcie i Kuwejcie twierdzi, że żadne z państw Zatoki Perskiej nie jest zainteresowane otwartym konfliktem. Zbyt dobrze pamiętają inwazję dużej armii na mały kraj, czyli Iraku na Kuwejt w 1990 roku i jej konsekwencje dla całego regionu. Krytyk takiego poglądu mógłby przypomnieć, że rosyjskiej agresji na Ukrainę też prawie nikt nie przewidział i miałby rację. Różnica polega na tym, że arabscy władcy dotychczasowe decyzje podejmują w sposób racjonalny i z instytucjonalnym wyrachowaniem. Passę mają świetną, biznes kwitnie i nic nie wskazuje na to, żeby beneficjenci mieli ochotę sami sobie szkodzić.
Perspektywa wyeliminowania pieniędzy krwawych władców ze sportowego biznesu brzmi jak naiwny sen utopisty. Będzie ich tylko więcej, a nie mniej. Czy kibice będą się odwracać (i czy powinni?) od swoich ukochanych klubów? Kibic jest od kochania i kibicowania, a klub ma wygrywać i zapełniać gablotę trofeami. W tej relacji nie ma przestrzeni do dyskusji na tak trudne tematy jak energetyka i surowce.
Droższa ropa pozwala Saudyjczykom wyciągnąć miliardy na uniezależnienie od niej