– Szczyt NATO przyniósł kolejne wiążące deklaracje względem pomocy Ukrainie. 40 miliardów euro wsparcia, bilateralne umowy z członkami Sojuszu czy szkolenie żołnierzy przez NATO to dobre wiadomości dla Kijowa. Z drugiej strony Ukraina ciągle nie dostała oficjalnego zaproszenia do NATO i nie może używać części otrzymanego sprzętu wojskowego na terenie Rosji. Czy Kijów może mówić o sukcesie? – zastanawia się Marcin Karwowski, redaktor BiznesAlert.pl.
- W trakcie szczytu NATO określono Rosję jako główne zagrożenie dla Sojuszu.
- Ukraina osiągnęła nie wszystkie swoje cele, między innymi ciągle nie otrzymała oficjalnego zaproszenia do NATO.
- Ogłoszono wiele pozytywnych dla Kijowa wiadomości, np. 40 miliardów wsparcia czy szkolenie ukraińskich żołnierzy w Bydgoszczy.
Zakończył się 75. szczyt NATO, który odbył się w Waszyngtonie. Głównym tematem były zagrożenia, jakie są wymierzone w Sojusz, a Rosja została zdiagnozowana jako największe z nich. Mimo, że nie doszło do spektakularnych deklaracji, w przeciwieństwie do potknięć językowych, to decyzje, które zapadły rzutują na bezpieczeństwo Ukrainy i dalsze dzieje wojny.
To co należy zrozumieć to, że niepodległość Ukrainy jest w interesie Zachodu. Nawet odrzucając względy moralne, etyczne i prawne (które również są bardzo istotne), to patrząc stricte cynicznie Kijów stanowi bufor przed Rosją. Tym bardziej jest w interesie Polski, która w przypadku upadku Ukrainy graniczyłaby z Rosją. A zarówno rządy, analitycy, jak i agencje wywiadowcze ostrzegają, że dalsza agresja Putina jest prawdopodobna.
Podobnie sytuacje postrzega większość państw NATO, stąd poczyniono przygotowania by wesprzeć jej wysiłek obronny.
Nie wszystko się udało…
Ukraina domaga się od Stanów Zjednoczonych możliwości atakowania celów będących w głębi Rosji przy użyciu amerykańskiego sprzętu. Prezydent USA Joe Biden zapytany o taką możliwość stanowczo zaprzeczył mówiąc, że nie powinni „atakować Kremla”. Obecnie Kijów może używać amerykańskiej broni do atakowania celów na terytorium Ukrainy (obejmującym granice przed aneksją Krymu) i w terenie przygranicznym, ze szczególnym uwzględnieniem okolic Charkowa. Słowa Bidena o atakowaniu Kremla były na wyrost. Z pomocą dostarczanych pocisków Ukraina mogłaby atakować bazy lotnictwa dalekiego zasięgu czy obiekty kluczowe ze względów logistycznych, a nie Moskwę. Spowolniłoby to ofensywę Rosji i pozwoliło wywrzeć na nią presję, chociażby w postaci relokowania środków obrony powietrznej w głąb kraju. Na zielone światło w tej kwestii Ukraina na razie nie ma co liczyć. Jedyne pytanie, czy stanowcze stanowisko Bidena faktycznie przedstawia jego zdanie, czy jest obliczone na potrzeby wyborów i po nim może się zmienić?
Również wbrew plotkom, NATO nie planuje bezpośredniego udziału w wojnie na Ukrainie. Wyraźnie to zaznaczył prezydent Emmanuel Macron. Powiedział jednak, że Sojusz będzie wspierał Kijów, aby nie dopuścić do zwycięstwa Rosji. Samo w sobie nie jest to odkrywcze stanowisko, ale po raz kolejny ucina plotki o wysłaniu wojsk NATO do walki. A to narracja, którą bardzo chętnie podtrzymuje rosyjska propaganda i używa, by zniechęcić społeczeństwo Zachodu do Ukrainy. Argumentuje, że decydenci wyślą swoje wojska by te „umierały za Kijów”.
Nieco w jaśniejszych słowach przyszłość rysuje polski prezydent Andrzej Duda, który wyraził nadzieję, że podczas następnego szczytu Ukraina otrzyma formalne zaproszenie do NATO. Mimo uprzejmych słów prezydenta, to Kijów prędko raczej nie otrzyma takiej propozycji. Po pierwsze, Sojusz, w tym USA, mają uwagi do panującej tam korupcji. Poprawa tego aspektu jest nie tylko warunkiem wstąpienia do NATO, ale i otrzymywania dalszej pomocy. Co więcej Sojusz nie chce zaangażować się w wojnę. A podobnie jak wysłanie na Ukrainę żołnierzy, tak i włączenie jej do NATO by to spowodowało. Sojusz Północnoatlantycki nie jest międzynarodowym szeryfem, który wymierza sprawiedliwość niczym bohater westernu. To organizacja, która ma na celu obronę swoich członków. Wciągnięcie jej w wojnę, która może potencjalnie eskalować w Azji, jest wbrew interesowi Zachodu.
…ale Ukraina może mówić o wielu sukcesach
Wśród tych łyżek dziegciu znajduje się jednak również dużo miodu. Prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski powiedział, że Ukraina pogłębiła współpracę wywiadowczą z państwami NATO. Świadomość sytuacyjna jest niezmiernie istotna. To zachodnie służby pomogły Ukrainie przygotować się na inwazję w 2022 roku, i bez wątpienia niejednokrotnie pomagały później. Chociażby w sposób pośredni, jak wywiad Wielkiej Brytanii, który ujawnił dowody na przekazywanie broni przez Koreę Północną do Rosji.
Mimo, że dołączenie do NATO jest jeszcze daleko przed Ukrainą, to zarówno przed szczytem, jak i w jego trakcie Zełenski podpisał umowy bilateralne o bezpieczeństwie z kolejnymi państwami. Wśród nich znalazły się Stany Zjednoczone, Polska czy Luksemburg. Obecnie Ukraina ma podpisanych 23 umowy o bezpieczeństwie z sojusznikami. Daje do podstawy nie tylko do dalszej współpracy, ale i konkretne korzyści. Szkolenie ukraińskich żołnierzy czy dalsze wsparcie sprzętowy. Zresztą w trakcie szczytu ogłoszono pakiet pomocowy dla Ukrainy warty 40 miliardów euro. Z pewnością jest to suma, która wspomoże ukraiński wysiłek obronny, z drugiej strony pierwotnie pogłoski mówiły o 100 miliardach dolarów.
Dalsze deklaracje wysyłania Ukrainie broni zostały poparte konkretami. Kijów otrzyma systemy obrony powietrznej, w tym amerykańskie Patrioty. W dalszej kolejności Zachód przekaże „kilkadziesiąt” kolejnych. Jest to o tyle istotne, że Rosja za cel obiera budynki cywilne, czego najokrutniejszym przykładem było niedawne trafienie rakietą szpitala dziecięcego. Dodatkowo skutecznie niszczy infrastrukturę energetyczną. Według danych Forum Energii pod koniec maja 2024 roku Ukraina dysponowała około 10 GW mocy wytwórczej wobec 40 GW przed wojną. Obrona powietrzna jest Kijowowi potrzebna nie tylko, by obronić energetykę przed kolejnymi stratami, ale i do zabezpieczenia ekipy naprawcze.
Na wsparciu obrony powietrznej nie koniec. Zarówno Sojusz jak i poszczególne państwa zadeklarowały się do dalszej pomocy sprzętowej. Jest to nie tylko wsparcie, ale jasny komunikat w stronę Rosji. Joe Biden powiedział, że w przypadku zakończenia wojny i późniejszej nowej agresji Rosji na Ukrainę, NATO ponownie wspomoże Kijów.
Ważnym, i lekko asekuracyjnym ruchem, jest przejęcie przez Sojusz Północnoatlantycki koordynacji międzynarodowego wsparcia. Wcześniej zajmowały się tym USA, jednak w nadchodzących wyborach może zmienić się podejście Waszyngtonu do pomocy Ukrainie. Donald Trump mówi o zakończeniu wojny, chociaż sam nie precyzuje jak chce to zrobić. Jego sojusznicy podają scenariusz w którym zagrozi Ukrainie wstrzymaniem wsparcia jeżeli Kijów nie usiądzie do rozmów, a Rosji zwiększeniem pomocy Ukrainie jeżeli Putin nie weźmie udziału w negocjacjach. Lekko mówiąc jest też bardziej sceptyczny od Joe Bidena w kwestii dalszego wspierania zaatakowanego kraju. Przejęcie koordynacji przez NATO zapewni większą stabilność w przypadku ziszczenia się najczarniejszych scenariuszy względem zaangażowania USA.
Padły też deklaracje dotyczące centrum szkoleniowego w Bydgoszczy, JATEC. NATO będzie w nim szkolić żołnierzy ukraińskich, a jednocześnie Kijów będzie dzielił się z Zachodem swoją wiedza zdobytą w trakcie konfliktu. Przykładowo użyciem dronów cywilnych w czasie działań bojowych.
Ukraina wróciła z tarczą
Porażki, czy też niepełne sukcesy, dotyczyły kwestii, które były raczej pewne. Dołączenie Ukrainy do NATO nie jest w interesie Sojuszu i może go wciągnąć w bezpośrednią wojnę. Podobnie zezwolenie na użycie amerykańskiej broni przeciwko celom znajdującym się w Rosji było wątpliwe, z uwagi na nadchodzące wybory w USA. Za to Kijów otrzymał pomoc tam gdzie była realna. Nowe systemy obrony przeciwlotnicznej, kilkadziesiąt jeżeli wierzyć zapowiedziom, w tym Patrioty. Szkolenie żołnierzy czy dalsze wsparcie z Zachodu to bez wątpienia dobre wiadomości, dla kraju broniącego się przed inwazją. Dodatkowo podpisanie umów z kolejnymi państwami przyniosło konkretne korzyści, jak na przykład szkolenie i uzbrojenie ukraińskich ochotników mieszkających w Polsce przez Warszawę.
Mocny, jednolity przekaz „NATO stało, stoi i będzie stało za Ukrainą” to dobra wiadomość i silna kontra wobec rosyjskiej propagandy. Trudno jednak nazwać te wszystkie deklaracjami przełomowymi. By ta wojna zakończyła się jakkolwiek pomyślnie dla Ukrainy Kijów będzie potrzebował więcej.