– Ze Stocznią Gdańską nie byłoby żadnych problemów, gdyby nie postępowanie b. ministra Skarbu Państwa Aleksandra Grada. Obecny szef MSP Włodzimierz Karpiński stwierdził niedawno publicznie, że SG otrzymała 525 mln zł pomocy publicznej. I nadszedł najwyższy już czas by nie dokładać kolejnych publicznych środków do tej spółki. A jest to kłamstwo. Gdyż stocznia nie otrzymała nigdy takich środków mówi naszemu portalowi poseł Andrzej Jaworski (PiS).
Jego zdaniem kiedy rozpoczął się proces prywatyzacji przemysłu stoczniowego zrobiono wyceny wszystkich trzech polskich stoczni: szczecińskiej, gdyńskiej i gdańskiej. SG wyceniono wtedy na 36 mln zł. – Ze sporządzonych wtedy dokumentów przez znaną międzynarodową firmę pwc wynikało, że SG otrzymała pomoc publiczną w wysokości 60 mln zł, z tego większość nie stanowiła żadnej gotówki, która wpłynęła na konta stoczni, tylko pożyczkę Agencji Rozwoju Przemysłu (dziś posiadającej 25 proc. udziałów w SG), która została spłacona. Nie było zatem w rzeczywistości żadnej półmiliardowej pomocy publicznej dla SG – powtarza poseł.
Komisja Europejska zażądała, by polskie władze przekazały jej wysokość kwoty, które uzyskały poszczególne stocznie ze strony państwa. Wg Jaworskiego minister Grad zdecydował, że poda KE kwotę (525 mln zł), którą w postaci pożyczki paliwowej otrzymała stocznia gdyńska. – To jednak nie były pieniądze dla SG. W rezultacie KE podjęła decyzję o ograniczeniu mocy produkcyjnej SG, zatrudniającej 2,5 tys. osób, poprzez zamknięcie dwóch z trzech pochylni. Już wówczas mówiłem, że będzie to początkiem końca tego zakładu. Minister Grad zaczął następnie przekonywać Ukraińców, żeby uruchomili w SG dodatkowo produkcję wiatraków dla elektrowni wiatrowych. Jednak i to rozwiązanie nie zapewniało pracy dla dotychczasowych zatrudnionych. W ten sposób powstało zamknięte koło, które spowodowało, że SG przeżywa obecne problemy – mówi dalej poseł.
I dodaje: – Niestety zapomina się o jednym istotnym fakcie. Kiedy podpisywano umowę prywatyzacyjną dotyczącą SG założono, że jeśli Ukraińcy przestaną produkować w niej statki, będą musieli zwrócić Skarbowi Państwa kwotę ok. 350 mln zł. Oznaczało to, że SG nie będzie mogła zmienić profilu swej produkcji. Najprawdopodobniej jednak Grad w zamian za to, że oni podpisali dokumenty o zawyżonej pomocy publicznej zwolnił Ukraińców z tego warunku. Jeśli okaże się za jakiś czas, że rzeczywiście tak było, to Grad powinien stanąć przed Trybunałem Stanu, a jego sprawą powinna zainteresować się prokuratura – twierdzi Jaworski.
W ocenie posła przemysł zbrojeniowy, w tym Stocznia Marynarki Wojennej w Gdyni, nie podlega pomocy publicznej. W UE firmy zbrojeniowe rządzą się swoimi własnymi prawami. – Zaś – twierdzi Jaworski – biorąc pod uwagę ilość naszych okrętów wojennych, polska MW potrzebuje profesjonalnego miejsca, gdzie mogą odbywać się drobne naprawy, przeglądy i konieczne remonty. Lepiej to robić w naszej stoczni niż niemieckich czy francuskich. Kiedy ogłoszono proces likwidacyjny SMW to nagle rząd znalazł pieniądze na nowe jednostki wojskowe. Nie wiadomo czy kupimy je od Włochów, Niemców czy Francuzów. Ale jeśli się tak stanie, to gdyńska SMW może przestać być potrzebna i ulegnie ostatecznej likwidacji. Oznacza to więc całkowity brak sensownej polityki ze strony naszego MON, zgodnej z polską racją stanu – ocenia poseł.