Firma Orano, drugi co do wielkości producent paliwa jądrowego wzywa do zwiększenia sankcji na rosyjskie paliwo lub zwiększenia konkurencyjności paliwa z zachodu.
– Aby całkowicie odłączyć się od Rosji, potrzebujemy nowych mocy produkcyjnych, a grupy przemysłowe zainwestują tylko wtedy, gdy będą miały długoterminowe kontrakty. Wtedy świat polityki musi wybrać, co zrobią, aby to się stało – powiedział Nicolas Maes, dyrektor generalny francuskiej grupy Orano, w wywiadzie dla Financial Times.
Po rozpoczęciu wojny przez prezydenta Władimira Putina, w 2022 roku łańcuch dostaw paliwa jądrowego został początkowo oszczędzony przed szerokimi sankcjami, takimi jak te nałożone na rosyjską ropę i gaz, ze względu na dominującą pozycję Moskwy posiadającej około 40 procent światowego rynku produkcji wzbogaconego uranu.
W 2024 roku Stany Zjednoczone podjęły działania mające na celu zakazanie importu rosyjskiego paliwa jądrowego, z potencjalnymi zwolnieniami do 2028 roku.
W Europie uzależnienie od rosyjskiego paliwa dla ponad 30 rosyjskich elektrowni na wschodzie kontynentu utrudniło znalezienie konsensusu w sprawie sankcji, chociaż niektóre zachodnie firmy produkują obecnie zespoły paliwowe, które można wykorzystać w rosyjskich projektach.
Maes powiedział, że budowa nowych zakładów wzbogacania uranu może zająć tylko kilka lat. Orano, jeden z niewielu zachodnich rywali rosyjskiego dostawcy paliwa jądrowego Rosatom, obok brytyjsko-holendersko-niemieckiego konsorcjum Urenco, w ramach projektu o wartości 1,7 miliarda euro rozbudowuje zakład we Francji, który rozpocznie produkcję do 2028 roku. Dodał, że chociaż technicznie możliwe jest zastąpienie rosyjskich dostaw w ciągu następnej dekady, wymagałoby to ogromnych inwestycji, które dostawcy rozważyliby tylko wtedy, gdyby popyt był zagwarantowany.
– Pewne jest, że jeśli nałoży się maksymalne sankcje, nowe inwestycje w moce będą rozwijane na maksymalnym poziomie. Jeśli nie będzie żadnych sankcji, zobaczymy, że niektórzy producenci energii elektrycznej będą nadal otrzymywać dostawy z Rosji tak długo, jak będzie to możliwe – powiedział Maes.
Piotr Brzyski / Financial Times