„Z wojskowego punktu widzenia, zmiana charakteru działań zbrojnych na Ukrainie w najbliższych miesiącach jest mało prawdopodobna; wojna pozycyjna będzie trwać” – mówi w rozmowie z Biznes Alert ekspert ds. wojskowości warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia (OSW), Andrzej Wilk – „Elementy nowoczesne – drony – zadecydowały o wbiciu tej wojny w ziemię” – dodaje ekspert.
„Nie należy zanadto spodziewać się zmian na froncie. Ani pod względem charakteru prowadzonych działań, jak również strony przeważającej na tym etapie, którą jest Rosja” – mówi ekspert.
„Jeśli chodzi o prowadzone działania, to już mniej więcej od drugiego miesiąca tej wojny przybrały one charakter pozycyjny. Wielu ekspertów porównuje to z I wojną światową, zauważając, że mamy do czynienia z wojną przeszłości” – podkreśla Andrzej Wilk.
Klasyczna ofensywa oznacza morze ofiar
Paradoksalnie, jak zauważa, to jednak elementy nowoczesne – drony – zadecydowały o „wbiciu tej wojny w ziemię”.
„Od rozpoznania najniższego szczebla, po rozpoznanie satelitarne obie strony doskonale wszystko wiedzą o swoich ruchach. Jakakolwiek próba przygotowania klasycznej ofensywy i wyprowadzenia działań manewrowych wiąże się z kolosalnymi stratami, bo przeciwnik zdąży się do tego przygotować. Rosjanie odczuli to w pierwszej fazie wojny. Ukraińcy – latem ubiegłego roku” – przypomina analityk OSW.
Jak wyjaśnia, strony konfliktu próbują zatem „budować element zaskoczenia na jak najniższym poziomie”.
„Polega to na tym, że ten kto ma przewagę ogniową – w artylerii, lotnictwie taktycznym – stara się się zniszczyć pozycje umocnione przeciwnika i dopiero wtedy kilku-, góra kilkunastoosobowe drużyny piechoty po części ze wsparciem dronów, podchodzą pod te pozycje” – tłumaczy.
Zastrzega jednocześnie, by nie wyobrażać sobie, że +wojna pozycyjna+ oznacza brak przesunięć. „Paradoksalnie – jak na wojnę pozycyjną – postępuje ona dosyć szybko. Są to przesunięcia od kilkuset metrów do kilku kilometrów na dobę po stronie rosyjskiej. Na większości kierunków sytuacja Ukraińców jest co najmniej skomplikowana” – ocenia ekspert.
Jest to skutek kilku czynników. Po pierwszej fazie wojny Rosjanie dążą do osiągnięcia względnej równowagi liczebnej.
„Latem 2022 r. znajdowali się w głębokich opałach. Mieli 150 tys. żołnierzy nie chcieli tego zmieniać. Natomiast Ukraińcy zmobilizowali milion ludzi chętnych do walki i zasypali agresora masą. Rosja miała do wyboru, albo uznać, że ilość jest jakością, albo podwinąć ogon i przegrać wojnę” – zaznacza Andrzej Wilk.
„W tej chwili, z szacunkowych danych wynika, że Rosjanie mają na Ukrainie około 500 tys. żołnierzy. Ostatnie dane nt. liczebności wojsk ukraińskich sprzed roku to 880 tys.” – dodaje, podkreślając, że Ukraińcy mają duże problemy z uzupełnieniem stanów jednostek.
Nadwątlone morale
„Poważnym problemem jest słabnięcie morale. Dwa lata temu Ukraińcy bardzo ochoczo wstępowali w szeregi sił zbrojnych, teraz ochoczo starają się uniknąć wysłania na front. Powód? Zwyczajne zmęczenie oraz konstatacja, że w sumie w ich państwie nic się zmieniło na lepsze. Podczas gdy część przelewa krew dla ojczyzny, to inni nie dość, że nie walczą – uchylają się – to jeszcze cynicznie zarabiają na tej wojnie. Co więcej, niejednokrotnie zarabiają na tych, którzy walczą – np. rozkradają i handlują pomocą z Zachodu” – tłumaczy ekspert OSW.
Kolejnym czynnikiem decydującym o takiej a nie innej sytuacji są finanse i pomoc wojskowa.
„Rosjanie nadal mają pieniądze na tę wojnę. Sankcje na pewno uderzają w ich gospodarkę, ale nie wywierają większego wpływu na szeroko pojęty sektor wojskowy. Nadal np. kontynuowane są programy zbrojeniowe w marynarce wojennej, co z punktu widzenia toczonej wojny jest zupełnie niepotrzebne” – podkreśla Wilk.
„Tymczasem Ukraina jest zaledwie utrzymywana na kroplówce, bez widoków na światełko w tunelu chociażby w postaci jakichś symbolicznych gestów, których Rosjanie bardzo nie lubią” – zaznacza.
Obrońcy pokoju marzą o biznesie z Rosją
Kolejnym czynnikiem działającym na korzyść Rosji jest – zdaniem analityka – wciąż silne, działające ponad granicami i podziałami politycznymi w Europie stronnictwo prorosyjskie, które kreuje się na „obrońców pokoju”.
„Są to środowiska tęskniące za +starymi, dobrymi+ czasami, kiedy można było robić z Rosją biznesy, a Ukraina im przeszkadza. Ta partia jest ciągle silna i Rosjanie ją okresowo wspierają. Nie finansowo, lecz dostarczając argumentów” – tłumaczy analityk.
„Ostatnie uderzenie pociskiem balistycznym średniego zasięgu na Dniepr nic nie wnosiło z wojskowego punktu widzenia. Ale było symbolem. Chodziło o przypomnienie największego koszmaru obu stron zimnej wojny, mianowicie groźby użycia rakiet RSD-10 Pionier lub +Pershing+, które nie wychodzą na orbitę, konstrukcyjnie są podobne do rakiet kosmicznych i rozwijają ogromną prędkość – 11 tys. km/h. Oczywiście Rosja nie będzie używać pocisków balistycznych w wojnie na Ukrainie na skalę większą niż homeopatyczna, ale to wystarczy, żeby przez Europę przechodziły spazmy trwogi i żeby podsycać apele o pokój” – wyjaśnia Wilk.
USA nie mogą okazać słabości
„Podsumowując, z wojskowego punktu widzenia nie ma dużych szans na żadną ofensywę. Powrót do działań manewrowych będzie możliwy tylko w takim przypadku, kiedy jedna strona pęknie. Nie wiadomo, czy to nastąpi, kiedy i która to będzie strona, ale w tej chwili w trudniejszej sytuacji są Ukraińcy. Czy i jak długo wytrzymają zależy od Zachodu, a właściwie od USA” – podkreśla analityk OSW.
Przypomina, że prezydent elekt Stanów Zjednoczonych, Donald Trump. obiecał pokój, więc prawdopodobnie będzie się starał do niego dążyć.
„Ale po pierwsze, w interesie imperium amerykańskiego nie jest bezwarunkowa kapitulacja Ukrainy i tryumf Kremla. Po drugie, można oczekiwać, że Rosjanie zachowają się jak zwykle i uznają, że są mądrzejsi od +kowboi i rednecków+, których Trump nominował do objęcia kierownictwa w resortach siłowych i służbach. Będą chcieli ich wyrolować i przelicytują, albo nie dotrzymają w czymś słowa. I jak zwykle, reakcja administracji amerykańskiej będzie bardzo zdecydowana, bo imperium nie może sobie pozwolić na śmieszność” – podsumowuje Andrzej Wilk.
Rozmawiał: Artur Ciechanowicz