ROZMOWA
Dr Konrad Zasztowt
Analityk
Polski Instytut Spraw Międzynarodowych
– Czy przewiduje Pan dalsze rozszerzenie konfliktów zbrojnych i politycznego chaosu na Bliskim Wschodzie po zerwaniu zawieszenia broni Turcji z kurdyjską partią PKK? I dalszych zagrożeń dla produkcji ropy ze wszystkimi konsekwencjami?
– Zaostrzenie już trwa, miał miejsce szereg zamachów na tureckie obiekty i ataki na bazy bojowników Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) w północnym Iraku. Są ostre wypowiedzi prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana i przedstawicieli mniejszości kurdyjskiej. W 2013 r. doszło do zawieszenia broni i porozumienia między władzami Turcji a PKK o rozpoczęciu procesu pokojowego, który miał jako efekt nadać autonomię Kurdom zamieszkującym w Turcji. Doprowadzić do ostatecznego złożenia broni przez bojówkarzy. Nadzieje na taki rozwój sytuacji wzrosły, gdy w wyborach 7 czerwca po raz pierwszy do tureckiego parlamentu dostała się umiarkowana prokurdyjska formacja, Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) z charyzmatycznym liderem Selahattinem Demirtaşem na czele. W parlamencie zasiadło 80 posłów HDP. Ale właśnie po wyborach nastąpiło dramatyczne zaostrzenie kursu wobec Kurdów. Wbrew nadziejom prezydenta Erdogana rządząca dotychczas samodzielnie Partia Sprawiedliwości i Rozwoju wprawdzie wygrała wybory, ale nie uzyskała bezwzględnej większości, która pozwoliłaby na nowelizację konstytucji wprowadzająca w Turcji system prezydencki. Co leżało w planach Erdogana jako konieczny warunek budowania państwa-mocarstwa regionalnego. Stąd rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zdecydowała się na konfrontację z Kurdami, która prowadzi do dalszej destabilizacji wewnętrznej w Turcji. AKP chce pokazać Turkom, że tylko jej samodzielne rządy gwarantują spokój i bezpieczeństwo wewnętrzne, aby uzyskać lepszy wynik w powtórzonych wyborach parlamentarnych.
– Jeszcze trzy lata temu Erdogan był jednak zwolennikiem dużo większego udziału Kurdów w życiu politycznym Turcji…
– Tak, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Nie został obalony prezydent Baszar al-Assad w Syrii. Generalnie doszło do porażki poprzedniej koncepcji Turcji jako potęgi regionalnej kontynuującej w regionie po części rolę Imperium Osmańskiego. Pozostał inny wariant – potęgi regionalnej w zasadzie opartej na nacjonalizmie, z mocną pozycją władzy prezydenta. Tu chyba nie ma miejsca na autonomię dla mniejszości. Jednak Kurdowie to bardzo duża mniejszość, wielomilionowa grupa, stanowiąca w Turcji prawie 20 proc. społeczeństwa. Wciąż nie są uznawani oficjalnie jako mniejszość etniczna i nie cieszą się pełnią praw narodowościowych.
– Ankara wciąż obawia się, że Kurdowie będą chcieli oderwać od Turcji terytorium przez nich zamieszkane.
– PKK przestała walczyć o stworzenie niepodległego państwa, lecz o zapewnienie sobie praw i autonomii wewnątrz Turcji. To wymagałoby jednak zmian w konstytucji. Na szybkie rozwiązanie tej kwestii nie ma co liczyć. Przede wszystkim nie sprzyja temu obecna sytuacja polityczna. Ankara widzi poważne zagrożenie – powstanie samodzielnego państwa kurdyjskiego. To zagrożenie zdaniem Ankary jeszcze się zwiększy, jeśli kurdyjskie siły Yekineyen Parastina Gel (YPG) w Syrii połączą wyzwolone przez siebie terytoria i stworzą praktycznie drugi autonomiczny region kurdyjski w Syrii. Neutralizacja tego zagrożenia jest obecnie celem prezydenta Erdogana, znacznie ważniejszym niż zwalczanie Państwa Islamskiego, choć ostatnio wypowiedziało ono wojnę „zdrajcy Erdoganowi”.
– 1 listopada br. w Turcji odbędą się ponowne wybory parlamentarne i prezydent liczy, że tym razem Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) uzyska większość bezwzględną.
– Dlatego obecnie każdy ruch w kwestii kurdyjskiej jest dla AKP politycznie ryzykowny. Wielu Turków ma bardzo nacjonalistyczne przekonania, nie uważają Kurdów za oddzielny naród. Z drugiej strony zarówno kurdyjska PKK jak i prokurdyjska HDP to partie sekularne, choć większość Kurdów to muzułmanie. Konserwatywni Kurdowie zawsze stanowili i nadal są potencjalnym elektoratem AKP. Partia musi więc umiejętnie rozgrywać kwestię kurdyjską, aby przyciągnąć wyborców Kurdów, nie zniechęcając jednocześnie nacjonalistycznie nastawionych Turków. Choć doszło do ponownego zaostrzenia konfliktu z PKK, jednocześnie do rządu tymczasowego zostało włączonych dwóch Kurdów z HDP, Ali Haydar Konca został ministrem ds. Unii Europejskiej, a Müslüm Doğan – ministrem ds. rozwoju. Sposobem na przyciągnięcie nacjonalistycznego elektoratu było zaś mianowanie wicepremierem Tuğrula Türkeşa, syna Alparslana Türkeşa, legendarnego założyciela nacjonalistycznej Partii Ruchu Narodowego (MHP). Tuğrul Türkeş został usunięty z partii. Jego poparcie rządu tymczasowego było jednak zwycięstwem AKP i posunięciem skutecznie uderzającym w MHP, a także rozbijającym jej elektorat. Celem Erdoğana jest utrzymanie władzy i jej dalsze zwiększenie poprzez wprowadzenie systemu prezydenckiego. Kwestia kurdyjska jest jedynie narzędziem, AKP nie ma sprecyzowanej koncepcji jej rozwiązania. Zależnie od sytuacji może prowadzić politykę bardziej otwartą wobec Kurdów lub bardziej nacjonalistyczną i represyjną. Partyzanci z PKK nie znikną jednak z tureckiej polityki. Politycy HDP z jednej strony deklarują lojalność wobec państwa, przywiązanie do demokratycznych wartości i szukania rozwiązań wyłącznie politycznych, ale z drugiej – wiele ich wiąże z Partią Pracujących Kurdystanu i w dużej mierze są od niej zależni. Samo istnienie zbrojnej partyzantki też służy jako narzędzie presji politycznej na Ankarę.
– Zamachy bojówek PKK i bombardowanie przez lotnictwo tureckie baz sił PKK w północnym Iraku to prawie już wojna domowa. Czy nie zagraża to rozwojowi gospodarki tureckiej? Zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo dostaw surowców energetycznych, o ataki na infrastrukturę przesyłową ropy i gazu?
– Ataki na gazociągi i ropociągi były także w poprzednich latach, można je jednak skutecznie chronić. Turcja, z racji swojego położenia geograficznego jest niezwykle ważna jako kraj tranzytowy. Dla przesyłu ropy i gazu w kierunkach południowo-północnym i wschodnio-zachodnim. W pobliżu granic Turcji znajduje się ok. 70 proc. światowych rezerw ropy i gazu. Turcja graniczy z drugim na świecie największym konsumentem tych surowców – Unią Europejską, która widzi w Turcji możliwą ,,czwartą arterię’’ (po Afryce, Norwegii i Rosji), przez którą mogą być dostarczane strategiczne surowce. Ankara może stać się bramą energetyczną pomiędzy Wschodem i Zachodem. A ponieważ Turcja nie posiada znaczących złóż węglowodorów, wszelkie projekty rurociągów przez jej terytorium leżą również w strategicznym interesie tego państwa.
– Ataki na infrastrukturę przesyłową są tym bardziej groźne: mogą zniechęcić inwestorów zagranicznych: Rosję, konsorcjum gazociągu Transanatolijskiego (TANAP), w przyszłości Iran.
– Jeżeli chodzi o rosyjski projekt Turkish Stream, to strona rosyjska się wycofuje, być może dlatego, że Kreml dostrzegł osłabienie pozycji Erdogana, a może dlatego, że Ankara okazała się twardym partnerem. W gruncie rzeczy Turkish Stream to był blef Putina. Realizacja projektu TANAP mającego przesyłać do Turcji i Europy gaz azerbejdżański jest w pełni bezpieczna i to jest obecnie bardzo ważna inwestycja dla Ankary. Od strony południowej do Turcji dociera ropa przez ropociąg Kirkuk – Ceyhan, o przepustowości 1,6 mln baryłek dziennie. Dostawcą tej ropy dla Turcji jest autonomiczny Region Kurdystanu (RK). Inwestycje – rurociągi i infrastruktura – dostarczające ropę i gaz pochodzą jeszcze z czasów Saddama Hussajna, do 2014 roku eksport ropy i gazu z tego obszaru pozostawał przynajmniej formalnie pod kontrolą Bagdadu. Obecnie RK dostarcza Turcji ropę i gaz całkowicie ignorując słaby centralny rząd Iraku. Wkrótce rozpocznie pracę nowy rurociąg kurdyjski, który zostanie podłączony do już istniejącej magistrali Kirkuk-Ceyhan, co umożliwi eksport ropy z północnego Iraku na rynki światowe. Kontrakty przewidują także zbudowanie kolejnego nowego ropociągu i gazociągu. Gaz ma popłynąć nową magistralą na początku 2017 roku.
Inwestycje tureckiego kapitału w autonomicznym Regionie Kurdystanu są rzeczywiście duże, a współpraca gospodarcza jest obustronnie bardzo opłacalna. Jednak Ankara nie chce, aby Kurdystan stał się suwerennym państwem.
– I będzie mogła kurdyjskiej niepodległości zapobiec?
– Jeśli chodzi o autonomiczny Region Kurdystanu, nieoficjalnie to już jest niepodległe państwo. Sprawne, bezpieczne i całkiem zamożne. Nie tylko prowadzi w ramach koalicji przewodzonej przez USA najskuteczniejsze militarne operacje lądowe przeciwko PI, przyjęło też uciekinierów z Syrii i Iraku. Stany Zjednoczone uznają RK za cennego sojusznika w wojnie z Państwem Islamskim na obszarze Iraku, podobnie jak kurdyjskie oddziały YPG w Syrii (określane jako taktyczni sojusznicy). Tymczasem kilka miesięcy temu Turcy mieszkający przy granicy z Syrią przyglądali się wojnie za miedzą, czyli atakom dżihadystów PI na miasto Kobane. Ankara nie zdecydowała się wówczas na zwiększenie poparcia międzynarodowej koalicji walczącej z dżihadystami. Zwrot nastąpił dopiero po ich zamachu w tureckim mieście Suruc w lipcu tego roku. Turcja wtedy rozpoczęła walkę na dwa fronty: z PI w Syrii i PKK na swoim terytorium oraz w Iraku. Kurdyjskie siły w Syrii oskarżały Turków o ostrzał. Ankara uważa, że nie ma różnicy między PKK i Daesz (PI). Dla Ankary jedni i drudzy to terroryści. Stąd korzystne jest, aby wykrwawiali się we wzajemnej walce.
Rozmawiała Teresa Wójcik