Brukselski think-tank MCC w opublikowanym w piątek raporcie zwrócił uwagę na problem ograniczania wolności słowa pod pretekstem walki z ekstremizmem przed wyborami do Bundestagu.
„W obliczu coraz bardziej podzielonego krajobrazu politycznego Niemiec, agresywna kontrola wypowiedzi przez rząd nie jest tylko teoretycznym problemem – to aktualna i eskalująca rzeczywistość. Dziennikarze, działacze polityczni i zwykli obywatele są narażeni na wysokie grzywny, zarzuty karne, a nawet naloty policyjne za wyrażanie opinii, które kwestionują politykę establishmentu” – czytamy w raporcie.
Nie krytykuj
Autorka publikacji, Sabine Beppler-Spahl wymienia przypadki, w których niemieckie przepisy dotyczące „mowy nienawiści” i zniesławienia były wykorzystywane do uzasadniania przeszukań i sankcji karnych wobec zwykłych obywateli, którzy nie zgadzali się z polityką migracyjną, czy Covidową rządu.
Z kolei paragraf o „podburzaniu” był uruchamiany, aby kryminalizować nawet łagodną krytykę polityki rządu. Np. 74-letnia kobieta została ukarana grzywną w wysokości tysiąca euro za krytykowanie niemieckiej polityki imigracyjnej na Facebooku.
Klimat strachu
Działacz antyislamski Michael Stürzenberger został ukarany grzywną w wysokości 3600 euro za komentarze wygłoszone w 2020 r. – zaledwie kilka tygodni po przeżyciu ataku terrorystycznego.
Z kolei media publiczne i organy regulacyjne wymuszają ideologiczny konformizm, zmuszając niezależnych dziennikarzy i portale do autocenzury, aby uniknąć odwetu prawnego.„Rezultatem jest klimat strachu, w którym mniej niż połowa Niemców czuje się bezpiecznie, wyrażając swoje poglądy polityczne” – podsumowuje raport.
Artur Ciechanowicz