Ustawa wiatrakowa, która ma uwolnić dodatkowe inwestycje rzędu 50 mld złotych osiągnęła ważny krok milowy – zyskała akceptację Stałego Komitetu Rady Ministrów. Resortowi klimatu udało się przepchnąć projekt mimo oporu innych ministerstw, zwłaszcza rolnictwa, którego główne zastrzeżenie zostało zignorowane. A to oznacza, że wczorajsze zwycięstwo może być pyrrusowe, bo autorów ustawy czeka ciężka przeprawa w Sejmie. Także w ramach koalicji.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska w projekcie nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych i innych ustaw zaproponowało m.in. istotną liberalizację przepisów dotyczących wymaganej minimalnej odległości nowo budowanych farm od zabudowań mieszkalnych do 500 m z 700 m. Dużo miejsca poświęcono repoweringowi starych turbin, tak by na miejscu starych farm można było postawić nowe bardziej wydajne. W sumie miałoby to pozwolić na wybudowanie o 6000 MW mocy elektrowni więcej, niż na podstawie obowiązujących przepisów poprzedniej noweli, uchwalonej w marcu 2023 roku. To oznaczałoby o około dodatkowych 50 mld złotych inwestycji, bo według danych Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, wybudowanie 1 MW oznacza nakłady na poziomie co najmniej 8,1 mln złotych.
Branża wiatrakowa wyczekuje liberalizacji
– Wyczekiwana przez Polaków ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych została właśnie przyjęta przez Komitet Stały Rady Ministrów – ogłosiła wczoraj na X Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska.
Istotnie, ale może nie tyle Polacy, co branża onshore wind musiała na nią długo czekać. Liberalizacja przepisów jest bowiem częścią umowy koalicyjnej ugrupowań, które wyniku wyborów parlamentarnych 15 października 2023 roku sprawują od 15 miesięcy wspólnie rządy w Polsce. Projekt nowelizacji został opublikowany na stronach Rządowego Centrum Legislacyjnego blisko pięć miesięcy temu, 25 września 2024 roku. Od 17 grudnia ruszyły konsultacje publiczne, w ramach których wpłynęło ponad 700 uwag, z czego blisko 100 nie została uwzględniona.
Jednocześnie resort środowiska zbierał opinie od innych ministerstw. Wymiana korespondencji zajęła dwa miesiące. MKiŚ nie uwzględnił wszystkich uwag. Choć wczoraj przyjął go Stały Komitet Rady Ministrów, to RCL nie opublikowało go jeszcze na stronie internetowej.
W marcu projektem zajmie się rząd
Akceptacja ustawy przez SKRM to istotnie kamień milowy w procesie legislacyjnym. Teraz projektem zajmie się tzw. komisja prawnicza, która sprawdzi projekt ustawy pod względem prawnym, legislacyjnym i redakcyjnym, w tym pod kątem zgodności projektu ustawy z obowiązującym systemem prawnym.
Według Miłosza Motyki, wiceministra klimatu i środowiska, który w resorcie odpowiadał za jego przygotowanie, zajmie jej to od 10 do 14 dni. Potem zaakceptować musi go cała Rada Ministrów. Teoretycznie możliwe jest, że zrobi to jeszcze w marcu, i nowelizacja trafi jeszcze w tym miesiącu do Sejmu.
Co zrobią politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego?
Nie jest powiedziane, że jednak projekt nie będzie podlegał zmianom. Wiceminister Motyka nie zgodził się bowiem na żądania Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, które chciało dodatkowych korzyści dla mieszkańców terenów, gdzie miałyby być budowane farmy w odległości mniejszej niż 10H, w zamian za skrócenie dystansu do 500 m. Resort przypominał o tym jeszcze na początku marca.
– Projektowane mechanizmy gratyfikacji są wystarczające i dalsze zmiany w tym zakresie mogą być zbyt obciążające dla inwestora wiatrakowego, który nie tylko przekazuje 10% mocy (dla prosumenta wirtualnego – red.), ale również w dużej mierze jest odpowiedzialny za funkcjonowanie tego mechanizmu. Należy również podkreślić, że wśród wszystkich technologii OZE tylko energetyka wiatrowa na lądzie jest regulacyjnie objęta dedykowanym i obowiązkowym systemem gratyfikacji społeczności lokalnych, choć nie jest jedyną technologią, która na takie społeczności oddziałuje – napisał w odpowiedzi wiceminister Motyka.
Miłosz Motyka jest wiceministrem klimatu z rekomendacji PSL, tak jak Czesław Siekierski, minister rolnictwa.
Sejmowa opozycja uważa ustawę za lobbingową
Nie tylko politycy PSL, na przykład poseł i marszałek senior Marek Sawicki (były minister rolnictwa), i kierowany przez ludowców resort rolnictwa stanowczo sprzeciwiali się zmniejszeniu do 500 metrów odległości wiatraków lądowych od zabudowań, oczekując większej kontrybucji dla społeczności lokalnych.
Liberalizacji przepisów jest przeciwny też główny opozycyjny klub, czyli Prawa i Sprawiedliwości, który podtrzymuje stanowisko, że w interesie obywateli jest utrzymanie turbin w odległości 700 metrów od zabudowań mieszkalnych. Decyzję o ewentualnych poprawkach i poparciu bądź nie projektu w całości PiS podejmie dopiero po dogłębnej analizie obecnego projektu.
– Mieszkańcy terenów przeznaczonych pod wiatraki bardzo stanowczo protestowali przeciw stawianiu ich w pobliżu domów mieszkalnych. Lobbing biznesu wiatrakowego procedował już na początku obecnej kadencji Sejmu projekt ustawy wiatrakowej. Wyszło wtedy na jaw, że pisała go kancelaria adwokacka reprezentująca biznes energetyczny. Po tej kompromitacji koalicja 13 grudnia wycofała w popłochu projekt. Minęło od tego czasu już ponad rok i projekt wraca. Smród już się rozszedł i przypuszczam, że lobbyści i wyznawcy ekologizmu liczą na słabą pamięć społeczną – skomentował poseł Marek Suski, przewodniczący sejmowej Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych, która będzie opiniować projekt MKiŚ.
A to oznacza, że wczorajsze zwycięstwo MKiŚ może być pyrrusowe, bo autorów ustawy czeka ciężka przeprawa w Sejmie, bo będą musieli się także porozumieć się w ramach klubu parlamentarnego PSL, które jest zapleczem obecnej koalicji rządowej.
Tomasz Brzeziński
Polska otwiera drzwi wiatrakom. Ustawa wiatrakowa przyjęta przez Komitet Stały Rady Ministrów