Najważniejsze informacje dla biznesu

Przesmyk lub wyłom suwalski jako militarna pięta Achillesa i temat na filmy szpiegowskie?

Ostatnio na świecie znowu głośno o przesmyku suwalskim, który jest nie tylko ładnym i mało skażonym miejscem Polski i Litwy. Przesmyk w okolicahc Suwałk to termin geograficzno-militarny używany m.in. przez wojska NATO. Przesmyk lub wyłom – jak określił to miejsce prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves w 2015 roku – wzbudza wiele emocji.

Od inwazji rosyjskiej na Ukrainę w 2022 wyłom suwalski (ang. Suwalki gap) jest jednocześnie straszakiem Putina i elementem konsolidującym plan obrony tzw. wschodniej flanki Paktu Północnoatlantyckiego.

Niebezpieczna mozaika

Przesmyk suwalski to teren na północno-wschodnim krańcu Polski i w południowo-wschodniej części Litwy. Od polskiej strony obejmuje rejon Suwałk, Sejn i Augustowa. Od północnego zachodu wyłom suwalski styka się z rejonem Królewca, czyli rosyjskim Kalingradem – miasto specjalnie tak nazwali aparatczycy Związku Sowieckiego z podziwu dla bolszewickiego zbrodniarza. Od wschodu tereny przesmyku przylegają do fikcyjnie niepodległego państwa, jakim pod przemożnym wpływem Kremla jest obecnie Białoruś.

Od wschodu, gdzie pojałtańskie granice Polski wyznacza tzw. linia Curzona (brytyjski polityk, który chciał, aby już po I wojnie światowej była tam granica Polski jako szlak demarkacyjny na mapie Europy. Między Rzeczpospolitą i bolszewicką Rosją. Na szczęście Polacy wygrali wojnę, której kulminacją była Bitwa Warszawska z 1920 roku.

Niestety, do linii Curzona powrócono. Stało się to ćwierć wieku później a kreska wytyczona na mapie przez brytyjskiego lorda jest naszą wschodnią granicą od 1945 roku. A zwycięskie mocarstwa w Jałcie i Poczdamie przypisały nas do okupowanej przez sowietów części Starego Kontynentu.

Historia z Kremlem w tle

Przesmyk między rosyjskim Kaliningradem, czyli Królewcem a sowiecką Białorusią nawet w czasie zimnej wojny nie miał jeszcze takiego jak dziś znaczenia strategicznego. Co prawda opisywano go na mapach układu Warszawskiego i utajniano, bo tędy prowadziły szlaki komunikacyjne z zaopatrzeniem dla położonej nad Bałtykiem enklawy Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Właśnie tam – tak jak zresztą teraz – stacjonowały liczne jednostki wojskowe. Także tam jest siedziba dowództwa najpierw sowieckiej, a obecnie rosyjskiej floty bałtyckiej i moskiewskie rakiety z bronią nuklearną wycelowane w państwa NATO. To się akurat od zimnej wojny nie zmieniło…

Wyłom suwalski stał się dużym problemem po upadku komunizmu i Związku Sowieckiego. Problemem dla odzyskujących suwerenność państw – Litwy i Polski. Wilno wydało zakaz przejazdu przez Litwę dla transportów militarnych z Rosji i Białorusi nad Bałtyk. O przesmyku suwalskim zaczęto bardzo poważnie rozmawiać po rosyjskiej inwazji na Gruzję w 2008 roku i zajęciu przez Kreml ukraińskiego Krymu oraz części Donbasu w 2014 roku. Putin, jak niegdyś Hitler marzył o jakimś sposobie utworzenia „eksterytorialnej drogi i linii kolejowej” łączącej Białoruś, czyli Rosję, z obwodem kaliningradzkim.

Niebezpieczne miejsce

Od inwazji Rosji na Ukrainę o wyłomie suwalskim żołnierze NATO mówią jako o jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na Ziemi. Czy jest w tym przesada? Amerykańscy i brytyjscy sztabowcy mówią, że nie. O wejściu na teren suwalskiego wyłomu „zielonych ludzików” –  jak 11 lat temu na Krymie, czyli po prostu ataku Rosji w celu utworzenia korytarza nad Bałtyk – mówi się już od lat jako o manewrze wysoce prawdopodobnym. Nie znamy, co zrozumiałe, planów obrony przez NATO suwalskiej części tzw. flanki wschodniej sojuszu i – co jeszcze bardziej jasne – nie znamy strategii Putina. Można jednak założyć, że rosyjski zbrodniarz nie wykluczał i nie wyklucza prowokacji, aby po ewentualnym – na szczęście to nie nastąpiło – zajęciu dużej części Ukrainy rozpocząć atak na przesmyku suwalskim.

Film jako antidotum na wojnę?

Na razie, na szczęście, przesmyk suwalski rozpala głowy tylko zachodnich dziennikarzy i scenarzystów filmowych. Amerykański producent, właściciel platformy VOD Max wyemitował już pierwszy sezon polskiego serialu „Przesmyk” w reżyserii Jana Pawła Matuszyńskiego. Film da się obejrzeć. Nie rozumiem jednak, dlaczego ma tak entuzjastyczne recenzje. Przede wszystkim w Ameryce i na zachodzie Europy. Może chodzi o odwieczne pragnienie każdego narodu, aby, nawet w kinie, wojna toczyła się daleko? Czyli, tam, gdzie jest tylko geograficzną abstrakcją. Nas to w przypadku przesmyku nie dotyczy. Niestety.

A w serialu, poza kilkoma niezłymi pomysłami i rewelacyjną aktorsko Leną Górą grającą agentkę polskich służb, nie było zawrotu głowy. Poza oczywistą tezą, że ruscy obrońcy demokracji mogą po prostu posłużyć się prowokacją, aby pokazać jądrowe pazury.

Strachy i serial

Nie jestem pewien, czy chcę, aby na Zachodzie wiedziano, że jest taki wyłom niedaleko Suwałk. Niestety, nie mam na to wpływu… A jest taki wyłom. Nie wyłom w obronie NATO, ale wyłom w postrzeganiu tego terenu przez obecnie rządzące w Polsce władze. Zbyt dobrze pamiętam z jakim lekceważeniem Tusk i jego ekipa traktowali północno-wschodnią część Polski jeszcze kilka tygodni przez inwazją rosyjskich barbarzyńców na Ukrainę. Pamiętam również jak ówczesna opozycja lekceważyła przepychanie zarobkowych imigrantów z Bliskiego Wschodu przez białorusko-polską granicę przez działający na zamówienie Putina reżim Łukaszenki.

Problem z suwalskim wyłomem niewątpliwie w polityce międzynarodowej istnieje. Istnieją też pewnie rozwiązania będące najściślej strzeżoną tajemnicą i Waszyngtonu i Moskwy. I Wilna i Warszawy oraz Berlina i Paryża a także, co jasne, Rygi i Tallina. Czy przesmyk suwalski stanie się realnym problemem, który doprowadzi do międzynarodowego konfliktu? Oby nie.

Film jednak niech powstaje, obejrzę kolejną, może mniej już naiwną, wersję serialowego dramatu o tym, jak w Polsce północno-wschodniej powstaje plan wybuchu III wojny światowej. Przez kogo konstruowany? Nie chcecie wiedzieć, bo zepsuje Wam zabawę przy oglądaniu.

A wojna? Daj Boże, aby była tylko w serialu. Produkcja może mieć dziesięć a nawet piętnaście sezonów. Chociaż nie wiem, kto obejrzy ostatnią odsłonę „Przesmyku”. Na pewno jednak to dobry pomysł, aby nie jakieś armie tylko filmowcy zajęli wyłom suwalski. Na dłużej. Jeśli jednak na terenie przesmyku pojawiliby się statyści w mundurach, to Putin, ze swoim enerdowsko-leningradzkim poczuciem rzeczywistości, mógłby tam też posłać mundurowych, nie statystów…

Hubert Bekrycht

 

Ostatnio na świecie znowu głośno o przesmyku suwalskim, który jest nie tylko ładnym i mało skażonym miejscem Polski i Litwy. Przesmyk w okolicahc Suwałk to termin geograficzno-militarny używany m.in. przez wojska NATO. Przesmyk lub wyłom – jak określił to miejsce prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves w 2015 roku – wzbudza wiele emocji.

Od inwazji rosyjskiej na Ukrainę w 2022 wyłom suwalski (ang. Suwalki gap) jest jednocześnie straszakiem Putina i elementem konsolidującym plan obrony tzw. wschodniej flanki Paktu Północnoatlantyckiego.

Niebezpieczna mozaika

Przesmyk suwalski to teren na północno-wschodnim krańcu Polski i w południowo-wschodniej części Litwy. Od polskiej strony obejmuje rejon Suwałk, Sejn i Augustowa. Od północnego zachodu wyłom suwalski styka się z rejonem Królewca, czyli rosyjskim Kalingradem – miasto specjalnie tak nazwali aparatczycy Związku Sowieckiego z podziwu dla bolszewickiego zbrodniarza. Od wschodu tereny przesmyku przylegają do fikcyjnie niepodległego państwa, jakim pod przemożnym wpływem Kremla jest obecnie Białoruś.

Od wschodu, gdzie pojałtańskie granice Polski wyznacza tzw. linia Curzona (brytyjski polityk, który chciał, aby już po I wojnie światowej była tam granica Polski jako szlak demarkacyjny na mapie Europy. Między Rzeczpospolitą i bolszewicką Rosją. Na szczęście Polacy wygrali wojnę, której kulminacją była Bitwa Warszawska z 1920 roku.

Niestety, do linii Curzona powrócono. Stało się to ćwierć wieku później a kreska wytyczona na mapie przez brytyjskiego lorda jest naszą wschodnią granicą od 1945 roku. A zwycięskie mocarstwa w Jałcie i Poczdamie przypisały nas do okupowanej przez sowietów części Starego Kontynentu.

Historia z Kremlem w tle

Przesmyk między rosyjskim Kaliningradem, czyli Królewcem a sowiecką Białorusią nawet w czasie zimnej wojny nie miał jeszcze takiego jak dziś znaczenia strategicznego. Co prawda opisywano go na mapach układu Warszawskiego i utajniano, bo tędy prowadziły szlaki komunikacyjne z zaopatrzeniem dla położonej nad Bałtykiem enklawy Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Właśnie tam – tak jak zresztą teraz – stacjonowały liczne jednostki wojskowe. Także tam jest siedziba dowództwa najpierw sowieckiej, a obecnie rosyjskiej floty bałtyckiej i moskiewskie rakiety z bronią nuklearną wycelowane w państwa NATO. To się akurat od zimnej wojny nie zmieniło…

Wyłom suwalski stał się dużym problemem po upadku komunizmu i Związku Sowieckiego. Problemem dla odzyskujących suwerenność państw – Litwy i Polski. Wilno wydało zakaz przejazdu przez Litwę dla transportów militarnych z Rosji i Białorusi nad Bałtyk. O przesmyku suwalskim zaczęto bardzo poważnie rozmawiać po rosyjskiej inwazji na Gruzję w 2008 roku i zajęciu przez Kreml ukraińskiego Krymu oraz części Donbasu w 2014 roku. Putin, jak niegdyś Hitler marzył o jakimś sposobie utworzenia „eksterytorialnej drogi i linii kolejowej” łączącej Białoruś, czyli Rosję, z obwodem kaliningradzkim.

Niebezpieczne miejsce

Od inwazji Rosji na Ukrainę o wyłomie suwalskim żołnierze NATO mówią jako o jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na Ziemi. Czy jest w tym przesada? Amerykańscy i brytyjscy sztabowcy mówią, że nie. O wejściu na teren suwalskiego wyłomu „zielonych ludzików” –  jak 11 lat temu na Krymie, czyli po prostu ataku Rosji w celu utworzenia korytarza nad Bałtyk – mówi się już od lat jako o manewrze wysoce prawdopodobnym. Nie znamy, co zrozumiałe, planów obrony przez NATO suwalskiej części tzw. flanki wschodniej sojuszu i – co jeszcze bardziej jasne – nie znamy strategii Putina. Można jednak założyć, że rosyjski zbrodniarz nie wykluczał i nie wyklucza prowokacji, aby po ewentualnym – na szczęście to nie nastąpiło – zajęciu dużej części Ukrainy rozpocząć atak na przesmyku suwalskim.

Film jako antidotum na wojnę?

Na razie, na szczęście, przesmyk suwalski rozpala głowy tylko zachodnich dziennikarzy i scenarzystów filmowych. Amerykański producent, właściciel platformy VOD Max wyemitował już pierwszy sezon polskiego serialu „Przesmyk” w reżyserii Jana Pawła Matuszyńskiego. Film da się obejrzeć. Nie rozumiem jednak, dlaczego ma tak entuzjastyczne recenzje. Przede wszystkim w Ameryce i na zachodzie Europy. Może chodzi o odwieczne pragnienie każdego narodu, aby, nawet w kinie, wojna toczyła się daleko? Czyli, tam, gdzie jest tylko geograficzną abstrakcją. Nas to w przypadku przesmyku nie dotyczy. Niestety.

A w serialu, poza kilkoma niezłymi pomysłami i rewelacyjną aktorsko Leną Górą grającą agentkę polskich służb, nie było zawrotu głowy. Poza oczywistą tezą, że ruscy obrońcy demokracji mogą po prostu posłużyć się prowokacją, aby pokazać jądrowe pazury.

Strachy i serial

Nie jestem pewien, czy chcę, aby na Zachodzie wiedziano, że jest taki wyłom niedaleko Suwałk. Niestety, nie mam na to wpływu… A jest taki wyłom. Nie wyłom w obronie NATO, ale wyłom w postrzeganiu tego terenu przez obecnie rządzące w Polsce władze. Zbyt dobrze pamiętam z jakim lekceważeniem Tusk i jego ekipa traktowali północno-wschodnią część Polski jeszcze kilka tygodni przez inwazją rosyjskich barbarzyńców na Ukrainę. Pamiętam również jak ówczesna opozycja lekceważyła przepychanie zarobkowych imigrantów z Bliskiego Wschodu przez białorusko-polską granicę przez działający na zamówienie Putina reżim Łukaszenki.

Problem z suwalskim wyłomem niewątpliwie w polityce międzynarodowej istnieje. Istnieją też pewnie rozwiązania będące najściślej strzeżoną tajemnicą i Waszyngtonu i Moskwy. I Wilna i Warszawy oraz Berlina i Paryża a także, co jasne, Rygi i Tallina. Czy przesmyk suwalski stanie się realnym problemem, który doprowadzi do międzynarodowego konfliktu? Oby nie.

Film jednak niech powstaje, obejrzę kolejną, może mniej już naiwną, wersję serialowego dramatu o tym, jak w Polsce północno-wschodniej powstaje plan wybuchu III wojny światowej. Przez kogo konstruowany? Nie chcecie wiedzieć, bo zepsuje Wam zabawę przy oglądaniu.

A wojna? Daj Boże, aby była tylko w serialu. Produkcja może mieć dziesięć a nawet piętnaście sezonów. Chociaż nie wiem, kto obejrzy ostatnią odsłonę „Przesmyku”. Na pewno jednak to dobry pomysł, aby nie jakieś armie tylko filmowcy zajęli wyłom suwalski. Na dłużej. Jeśli jednak na terenie przesmyku pojawiliby się statyści w mundurach, to Putin, ze swoim enerdowsko-leningradzkim poczuciem rzeczywistości, mógłby tam też posłać mundurowych, nie statystów…

Hubert Bekrycht

 

Najnowsze artykuły