Komisja Europejska bada możliwości utworzenia rynku tzw. „kredytów przyrodniczych” (nature credits), czyli instrumentów finansowych powiązanych z działaniami na rzecz ochrony środowiska. „To kolejny atak na produkcję rolniczą w Europie” – mówi Biznes Alertowi Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa RP. I podkreśla, że wynagradzani będą ci rolnicy, którzy … ograniczą produkcję.
„Unia Europejska zrobiła już bardzo wiele dla klimatu. Nadszedł czas, by zrobić więcej dla ochrony przyrody” – powiedziała PAP komisarz UE ds. środowiska Jessika Roswall. „Możemy brać przykład z systemu handlu pozwoleniami na emisję CO2. Widzimy, że ETS znacząco przyczynił się do jej zmniejszenia w UE” – przekonywała.
Jan Krzysztof Ardanowski wskazuje z kolei na negatywną stronę funkcjonowania systemu ETS. „Jeśli coś ma wyglądać jak ETS, to jest to wystarczający powód, żeby taki pomysł z całą stanowczością odrzucić. Przecież to ETS doprowadził do takiego wzrostu cen energii w Europie, że firmy europejskie są niekonkurencyjne” – zaznacza.
Zagrożone bezpieczeństwo żywnościowe Europy?
Komentując zaś pomysł „kredytów przyrodniczych” ocenia, że jest to element polityki mającej w średnim i długim okresie doprowadzić do znaczącego ograniczenia produkcji rolnej w Europie.
„KE stosuje metodę kija i marchewki. Kijem jest uzależnienie płatności bezpośrednich dla rolników od spełniania kolejnych absurdalnych wymogów środowiskowych. Marchewką – właśnie te „kredyty przyrodnicze”. Pozwalałyby one niby firmom na wynagradzanie rolników za ich działania na rzecz bioróżnorodności i ochrony środowiska, czyli ograniczanie produkcji” – podkreśla Ardanowski, były minister rolnictwa RP (2018-2020), a obecnie poseł klubu Wolni Republikanie.
Jego zdaniem, takie jak ta inicjatywy KE są wymierzone w bezpieczeństwo żywnościowe Europy.
„Rolnicy europejscy zdają sobie sprawę, że bezpieczeństwo żywnościowe jest tak samo ważne jak bezpieczeństwo militarne i energetyczne. I może być zapewnione tylko przez własne rolnictwo. Jeśli wykasujemy nasze rolnictwo, to staniemy się zakładnikami importu żywności z innych kontynentów. Ktoś, kto będzie kontrolował przepływ żywności, będzie miał niewyobrażalną wprost władzę” – ostrzega.
Nagroda za brak produkcji
Jak miałby wyglądać system kredytów przyrodniczych, czy też jak określają je niektórzy – certyfikatów przyrodniczych? Wiadomo, że byłby oferowane przez firmy zajmujące się projektami ekologicznymi. Zaangażowane byłyby też instytucje finansowe jak np. Deutsche Bank, który uczestniczył w zeszłą środę w Brukseli w spotkaniu na temat kredytów z komisarz UE ds. środowiska Jessiką Roswall.
Nagradzani mieliby być rolnicy, którzy zrobią coś dla klimatu i bioróżnorodności, np. zasadzą drzewa, albo ochronią rzadki gatunek ptaka na swojej ziemi. To jednak oznacza, że na terenie, który będą chronić nie utrzymają produkcji rolnej, czyli z niej zrezygnują.
Za kredytami przyrodniczymi opowiedziała się już we wrześniu 2024 r. szefowa KE Ursula von der Leyen. Przekonywała wówczas, że „Unia Europejska ma niesamowicie skuteczny rynek kredytów węglowych, który działa od prawie 20 lat na zasadzie: „Chcesz zanieczyszczać, to musisz zapłacić, nie chcesz płacić – wprowadź innowacje„.
Zachwalając ETS powiedziała wtedy, że „to samo mogłoby dotyczyć kredytów przyrodniczych”.