Niejeden i niejedna już się przekonali, że pomysły dobre w czasie kampanii wyborczej, teraz już takie dobre nie są. Właśnie tę „prawdę etapu” testuje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, minister pracy i różnych innych ważnych spraw w rządzie Donalda Tuska.
Oczywiście pani minister nie jest „od Tuska”, a z Lewicy, ale pomysł jak najbardziej od pana premiera. Donald Tusk zgłaszał go w 2022 roku. Co prawda, kiedy rok później jeden z reporterów przypomniał premierowi tę śmiałą koncepcję, ten „się wściekł”, radząc pytającemu, by „się przygotował”.
Nie wiadomo, czy chodziło o to, by przygotował się na czterogodzinny tydzień pracy – może karnie za zadawanie głupich pytań – czy też o to, że dziennikarz nie nadążał dostatecznie sprawnie za zmieniającymi się prawdami etapu. A wiadomo, że w tej sprawie obecny szef rządu potrafi narzucić zabójcze tempo. Tak czy siak, podziałało, bo redakcja zaprzyjaźnionego na ogół tabloidu już nigdy do tematu w kontekście premiera nie wróciła.
Sprawę za to podchwyciła pani ministra z Lewicy i pcha ją do przodu z dość sporą konsekwencją, zapowiadając to, co najfajniejsze, czyli program pilotażowy. To ważna sprawa, bo takim programom towarzyszą zawsze badania, podsumowania, raporty, organizacja — sporo osób może zarobić. Sytuacja jednak nie jest zbyt komfortowa dla samego pana premiera, który mógłby się wściec i pomysł wyrzucić do kosza, gdyby nie to, że sam go zapowiadał. A do tego, według badań, 47 procent Polaków pomysł się podoba — i trudno im się dziwić.
Mniej podoba się on wszystkim, a zwłaszcza pracodawcom — bo koszty mają oczywiście być przerzucone na nich. A podstawowym będzie wypłacanie nadgodzin w piątym dniu pracy albo po 5–6 godzinie pracy w danym dniu. Ci pracodawcy zaczynają się niepokoić, że może jednak cała historia nie jest żartem. I mają rację w jednym. Przede wszystkim, ofiarą nowych rozwiązań padną małe i średnie firmy. A jeżeli o budżetówkę chodzi — to hulaj dusza, piekła nie ma. Tam realny tydzień pracy i tak jest dużo krótszy. Dla wielu — i poniżej jednego dnia.
W związku z powyższym, a także z regularnym przypominaniem przez przedstawicieli tej władzy, że wszystko, co najlepsze, płynie do nas z Zachodu — czyli z Niemiec — mam postulat. Przeprowadźmy szeroki pilotaż. Dziesięcioletni. Niech na początek programem będą objęte duże korporacje, szczególnie te będące w posiadaniu kapitału zagranicznego. Jak już się sprawdzi, to w następnej kolejności niech obejmie duży biznes w Polsce, potem dopiero średnie i małe przedsiębiorstwa, spółki państwowe. A na samym końcu — urzędy.
Czy tak będzie w porządku, pani minister? Czy, biorąc pod uwagę, że już czwartek, zbliża się godzina 16, więc torebka na biurku przygotowana do wyjścia? W ramach pierwszego pilotażu?