W czasie buntu Czechosłowacji w 1968 roku mawiano, że starą legendę o „Lechu, Czechu i Rusie” trzeba przerobić na bajkę o „Lechu, Rusie i Enerdusie”. Wygląda na to, że podobny los musi spotkać trio pionierów energetyki wiatrowej.
Najsmutniej oczywiście, gdy kłopoty dopadają „mocarstwo moralne”, bo przecież wszystkie działania naszych zachodnich sąsiadów podejmowane w ciągu ostatnich trzech i pół dekady nie miały charakteru ekonomicznego czy politycznego, lecz moralny. Z przyczyn moralnych zlikwidowano energetykę jądrową, rozwijano OZE, wpuszczano migrantów.
Okazuje się jednak, że nie wszystkie żywioły chcą podążać za tym kantowskim duchem. Dlatego były wiceprezes PGNiG Termika (dziś Orlen Termika) i publicysta Dobitnie.pl Paweł Przychodzeń drwi bez litości: Nie, proszę nie przecierać oczu, nie sprawdzać, czy to jakiś błąd. To dramatyczna prawda! I piszą o tym sami Niemcy – nie złośliwi Polacy, czekający tylko, by okazać schadenfreude. A ten dramat rozgrywa się w samym sercu tak dumnie ogłaszanej na cały świat transformacji energetycznej.
Co się dzieje? Wiać nie chce! Niemiecka prasa pisze o gigantycznych stratach farm wiatrowych. W I kwartale 2025 roku produkcja spadła rok do roku o blisko 30 procent – w kraju, w którym energia wiatrowa stanowi już główną część miksu energetycznego.
Może więc ratunek nadchodzi z innego pionierskiego kraju? Niestety – jak pisze z kolei Reuters – Holandia odroczy przetargi na dwie farmy wiatrowe na morzu o łącznej mocy 2 gigawatów. Dlaczego? Słabo wieje, więc oferentów brak. Została więc Dania, najbardziej na ogół zawiana, która – jak pisze Bloomberg – oferentom po prostu pomoże. Zamiast wiatru będzie kasa – ponad 3 miliardy euro dofinansowania do nowych instalacji w obszarze cieśniny graniczącej ze Szwecją, o którą kiedyś się zabijano, a która zbudowała wizerunek farm wiatrowych na morzu jako przyszłego Eldorado energetycznego.
Nie ma wiatru! Nie wieje, panie bosmanie, nie będzie przygód na morzu i legend. Co robić w tej sytuacji? Walka z efektem cieplarnianym, który gładko przeszedł w efekt klimatyczny, tego problemu nie zakładała. Nie był on elementem boju z dziurą ozonową, nie ma bezpośredniego związku z depopulacją. Nie ma funduszy na to, by może rozkręcić lepiej naszą szacowną Matkę Ziemię, by zaczęło na niej bardziej wiać.
Do tego wiatr kompletnie nie chce dostosowywać się do agend ekologicznych. A to zerwie dach w centrum na rzecz zrównoważonego rozwoju, a to ucichnie na dwa tygodnie właśnie wtedy, kiedy jakieś ministerstwo klimatu chce pochwalić się wynikami z OZE. Pozostaje wezwać małą Gretę, która ostatnio – znudzona walką o klimat – zajęła się Strefą Gazy, co mocno skonfudowało część jej fanów, szczególnie polskich. Niech Greta nawoła wiatr do tego, by wiał. Najlepiej za pomocą nieśmiertelnego: How dare you!