(Financial Times/Wojciech Jakóbik)
Z raportu ośrodka Wood Mackenzie wynika, że znaczny spadek cen ropy naftowej, której baryłka kosztuje obecnie około 50 dolarów, zagroził inwestycjom sięgającym półtorej biliona dolarów.
Ze względu na taniejącą ropę wydatki na nowe projekty mają być cięte średnio o 20-30 procent. Ośrodek wyliczył, że cięcia dotknęły już inwestycji na sumę 22- mld dolarów, czyli o 20 mld więcej, niż prognozowano dwa miesiące temu. W ich skutek większość projektów została zamrożona. Wood Mackenzie ostrzega, że utrzymanie się tego trendu zagraża nowym kryzysem na kształt tego z połowy lat 80’, kiedy tania ropy naftowej zagroziła światowej gospodarce.
W poprzednich latach średnia ilość zatwierdzanych projektów wydobywczych wynosiła 50-60 inwestycji. W tym roku ma to być 6 a w przyszłym 10-11 projektów. Wood Mackenzie potwierdza, że najszybciej na tanią ropę zareagowali inwestorzy w USA, którzy korzystają z drogiego hydraulicznego kruszenia w celu pozyskania surowca z łupków. Ośrodek podkreśla, że te „głębokie cięcia” inwestycji w wydobycie odpowiadają za ponad 45 procent cięć wydatków w obu Amerykach. Zdaniem analityków rynek amerykański daje tamtejszym wydobywcom przewagę, dzięki elastyczności, która pozwoli im szybko wrócić do wydobycia po powrocie droższej ropy. Tymczasem najwięksi gracze światowi takiej elastyczności nie mają.
Najgorzej mają sobie radzić firmy serwisujące wydobycie, które dostarczają robotników i sprzęt na odwierty. Dlatego tego rodzaju spółki wdrożyły programy oszczędnościowe, przez które pensje uznawane dotąd za jedne z najbardziej atrakcyjnych na rynku, zaczęły spadać. Mimo to liczba zamówień dla firm serwisowych nadal spada.
Wood Mackenzie uspokaja, że pomimo porównań z latami osiemdziesiątymi tak głęboki i strukturalny kryzys jak w tamtych latach jest obecnie mało prawdopodobny. Ceny ropy naftowej mają znacznie wzrosnąć w 2017 roku, a razem z nimi presja na inwestycje w wydobycie.