KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Bliski Wschód był od zakończenia II wojny światowej zdominowany przez Związek Sowiecki. Za wyjątkiem enklaw – Izraela, Arabii Saudyjskiej i Turcji – zarówno świat arabski jak i Iran w mniejszym lub większym stopniu zależały od Kremla.
Po rozpadzie ZSRR wpływy Moskwy w tym regionie stopniały do jednej Syrii, gdzie też Rosja zachowała ostatnią bazę morską w syryjskim porcie Tartus. Upadek syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada oznaczałby dla Rosji utratę tej jedynej bazy wojskowej poza strefą postsowiecką i jednego z nielicznych, związanego ściśle z Moskwą dyktatora.
Sojusz Kremla z Syrią trwa ponad 40 lat, rozpoczął się z początkiem reżimu Hafeza el-Asada, ojca obecnego prezydenta tego kraju. Hafez al-Asad w odróżnieniu od Egiptu i Iraku, a podobnie jak Libia i Jemen, nigdy nie zmienił sojuszy na proamerykańskie.
Jeśli prezydent Władimir Putin chce przywrócić Rosji rangę antyzachodniego mocarstwa, rywalizującego ze Stanami Zjednoczonymi musi ocalić i umocnić Asada. „Wspieranie dyktatora z Damaszku to granie Białemu Domowi na nosie” – stwierdzili Anna Borszczewskaja, kremlinolog, oraz Andrew Foxall, szef Centrum Studiów Rosyjskich w Henry Jackson na łamach Foreign Policy. Ale oboje podkreślają, że to dużo więcej niż przekora. Putin proponując w tych dniach Obamie współpracę w wojnie z Państwem Islamskim i w politycznym rozwiązaniu konfliktu syryjskiego liczy nie na jeden, lecz na kilka sukcesów. Pierwszym jest wyciszenie na swoją korzyść siłowego kryzysu na Ukrainie po aneksji Krymu. Prezydent Rosji zmierza do wyjścia z izolacji pomimo agresji na Ukrainę i do przekonania Zachodu, że zagarnięcie Krymu i Donbasu to wschodnioeuropejski wewnętrzny drobny epizod wobec globalnego zagrożenia ze strony radykalnego Islamu. Foxhall na łamach jednego z ostatnich wydań dziennika New York Times upomina: – Jeśli zbliżenie w sprawie Syrii będzie postępować, Ukraina zostanie zapomniana, co podważy też system sankcji.
Drugim celem Rosji jest ocalenie Asada i w dążeniu do tego celu nie jest osamotniona, udało się w ostatnich kilku latach rozszerzyć współpracę z Iranem. Obecnie Kreml wykorzystuje fakt, że szyicki Iran jest naturalnym przeciwnikiem arabskich sunnitów w Syrii i broni wszędzie na Bliskim Wschodzie mniejszości szyickiej ( takim przykładem jest rebelia szyickich plemion w Jemenie). W poniedziałkowym elektronicznym wydaniu Wall Street Journal jeden z komentarzy podkreśla, że Rosja zrobi wszystko, aby przeszkodzić USA w usunięciu od władzy Asada.
Może się zdarzyć, że ceną za rozpoczęcie negocjacji pokojowych będzie udział syryjskiego dyktatora w tych negocjacjach. Wymuszą to zgodnie Moskwa i Teheran.
W każdym razie strategia i polityka bliskowschodnia Obamy znalazła się w poważnym impasie. Jeden z celów tej polityki – definitywne usunięcie wpływów Rosji z tego regionu zamienia się chyba w swoje przeciwieństwo. Czyli w trzeci cel Rosji – powrót na szerszą skalę do całego regionu bliskowschodniego i śródziemnomorskiego. Powrót także wojskowy.
Na razie Waszyngton mocno złagodził swoje żądanie, że „Assad musi odejść, zanim rozpocznie się proces przekazywania władzy w kraju.” Tym bardziej, że nie bardzo jest komu przekazać tę władzę. Sekretarz stanu USA John Kerry w miniony weekend powiedział mediom, że „Assad może odgrywać pozytywną rolę w przekazywaniu władzy nowemu rządowi w Syrii.” Jakby pomijając dwa fakty, że może to być rząd dobrany według interesów Moskwy a nie Waszyngtonu i że jednak najpilniejszą sprawą w Syrii ( i w Iraku) jest rozgromienie i zupełne zlikwidowanie Państwa Islamskiego. To obecnie najgroźniejszy przeciwnik, z którym prawie nikt nie potrafi walczyć. Albo jak Turcja – walczyć nie chce.
Konflikt zbrojny w Syrii trwa od marca 2011 roku. Od tego czasu zginęło tam ponad 200 tys. ludzi, 4 mln Syryjczyków stało się uchodźcami, 7,6 mln – to przesiedleńcy wewnętrzni, którzy przy tym scenariuszu też staną się uchodźcami. Wojna domowa toczy się w zupełnym chaosie, uzbrojone anarchiczne grupy opozycyjne przeciwko rządowi Asada. A jedni i drudzy usiłują bezskutecznie stawić opór fanatycznym siłom Państwa Islamskiego. Obecnie zresztą trzeba przyznać, że to Państwo Islamskie jest czołowym przeciwnikiem Asada. W istocie administracja Obamy jest trochę w sytuacji bez wyjścia: po cichu może wykorzystać Państwo Islamskie, aby się pozbyć Asada, albo się zgodzić na rosyjską interwencję militarną przeciw bojownikom.
Pierwsze wydaje się nie do zaakceptowania. Drugie…Rosji wprawdzie udało się zdławić Czeczenów, ale interwencja przeciwko Państwu Islamskiego będzie bardziej podobna do wojny w Afganistanie. A zanim wojska rosyjskie będą w popłochu opuszczać Syrię, cena jakiej Putin zażąda od Zachodu, to będzie milcząca akceptacja agresji na Ukrainie i złagodzenie, a nawet zniesienie sankcji.
Wciąż nie widać w tej bardzo niejasnej i groźnej sytuacji, jaka jest właściwie strategia Waszyngtonu. Moskwa spokojnie przerzuca coraz większe ilości ciężkiego sprzętu wojskowego oraz samolotów do bazy w Latakii na północnym zachodzie Syrii. Media zachodnie donoszą, że do tej bazy przybywają też rosyjskie siły wojskowe. Zdaniem analityków z Centrum Stratfor zapowiada to plany interwencji lotnictwa i sił lądowych po stronie reżimu Asada.
Według planów rosyjskich czas interwencji się szybko zbliża, reżim kontroluje już tylko jedną trzecią całego terytorium Syrii. Cała reszta, za wyjątkiem Kobane, Rodżawy i jeszcze jednego małego obszaru w pobliżu granicy tureckiej skutecznie bronionych przez Kurdów, jest pod władzą Państwa Islamskiego, albo różnych grup rebeliantów i te terytoria przechodzą z rąk do rąk. Trudno opisać los ludności cywilnej na tym całym obszarze. Amerykanie ostatnio proponują stworzenie stref zakazu lotów w Syrii właśnie dla ochrony ludności i przemarszów uchodźców, wymagałoby to kontrolowania tych stref przez lotnictwo USA i sojuszników. Trudno ocenić, na ile to rozwiązanie byłoby skuteczne.
Pod koniec września Putin na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ ma przedstawić plan zakończenia wojny domowej w Syrii po pokonaniu Państwa Islamskiego przez koalicję, składająca się z wojsk reżimu Asada, USA i NATO, państw arabskich, Iranu i Rosji. Eksperci oceniają, że ten plan ma znaczenie głównie propagandowe. Albo chodzi w nim o utrzymanie przy władzy Asada. Jednak ostatnio eksperci pomijają ważne nowe wydarzenia – rządy europejskich państw NATO mogą zmienić stanowisko wobec Rosji. Brytyjski minister spraw zagranicznych Philip Hammond oznajmił właśnie, że jego rząd zgodzi się na pewne kompromisy z Rosją na Bliskim Wschodzie oraz na pozostawienie Asada przy władzy. Bardziej otwarty był szef dyplomacji austriackiej Sebastian Kurz, który powiedział wprost „w walce z Państwem Islamskim jesteśmy po tej samej stronie, co syryjski dyktator”. Austrię zalewają setki tysięcy migrantów z Bliskiego Wschodu.