Stany Zjednoczone przyspieszają rewolucję dronową w swoich siłach zbrojnych. Pentagon ogłosił plany powszechnej integracji małych dronów bojowych z każdą gałęzią armii. To odpowiedź na dynamiczny rozwój chińskiego przemysłu bezzałogowych systemów bojowych i ich coraz szersze zastosowanie w doktrynie militarnej Państwa Środka. W tle tego zbrojnego wyścigu trwa batalia o dominację przemysłową i autonomię technologiczną Zachodu.
W lipcu sekretarz obrony USA Pete Hagseth ogłosił memorandum, które znacząco upraszcza proces zakupów dronów dla jednostek wojskowych. Małe bezzałogowce będą traktowane jak amunicja – ich zakup i użytkowanie mają być szybkie, zdecentralizowane i pozbawione zbędnej biurokracji. Zrezygnowano z wymogu zgodności ze standardami NATO STANAG 4856, co pozwala producentom oferować tańsze, komercyjnie dostępne urządzenia.
Dowódcy średniego szczebla będą mogli samodzielnie decydować, kto w jednostce używa dronów, jakie modele są kupowane i jak są testowane. To radykalne odejście od wieloletniego modelu zamówień wojskowych USA i sygnał, że Pentagon chce szybko wdrożyć nową generację broni na szczeblu taktycznym.

Od Switchblade do PBAS. Amunicja krążąca vs FPV
W 2023 roku armia USA uruchomiła program LASSO (Low Altitude Surveillance and Strike Operations), którego celem jest integracja dronów kamikadze z nowym uzbrojeniem taktycznym. Firma AeroVironment dostarczyła znane z wcześniejszych konfliktów drony Switchblade 300 i 600. Ten drugi – znacznie cięższy i uzbrojony w głowicę porównywalną z pociskiem Javelin – stał się prototypem dla przyszłych amerykańskich systemów dronowych.
Jednak wysoki koszt jednostkowy Switchblade 600 (ok. 170 tysięcy dolarów) sprawia, że USA potrzebują alternatyw. W projekcie PBAS (ang. Portable Battlefield Aerial Systems) armia testuje zestawy składające się z gogli FPV, kontrolerów, wyświetlaczy i sześciu różnych modeli tanich dronów. Wartość jednego zestawu to niecałe 35 tysięcy dolarów, co przy amerykańskim budżecie obronnym jest kwotą akceptowalną.
Nowością w amerykańskiej doktrynie jest decentralizacja produkcji i testów. Brygady armii USA otrzymują laboratoria do własnej produkcji dronów FPV, dostosowanych do lokalnych warunków operacyjnych. Ma to zwiększyć elastyczność taktyczną i umożliwić szybkie dostosowanie uzbrojenia do konkretnych scenariuszy działań bojowych.
W maju 2025 roku amerykańscy spadochroniarze przeprowadzili pierwsze ćwiczenia z użyciem takich dronów. Ich zasięg to około 20 km, a cena jednostkowa – zgodnie z założeniami – nie powinna przekraczać 5000 dolarów.

Prywatni giganci i startupy dołączają do wyścigu
Armia USA aktywnie poszukuje prywatnych firm zdolnych do szybkiej i taniej produkcji dronów. Koncerny takie jak AeroVironment, Anduril Industries, DRL czy startupy typu Neros Technologies intensywnie rozwijają linie produkcyjne i biorą udział w przetargach Pentagonu.
Anduril, znany z inwestycji rzędu miliardów dolarów, rozwija linię autonomicznych dronów Ghost X i kamikadze BOLT-M. Firma ma już na koncie kontrakty z marynarką USA (m.in. na drony przechwytujące Roadrunner). DRL, znana z organizacji wyścigów dronów, utworzyła zespół PDW produkujący drony inspirowane doświadczeniami z konfliktów asymetrycznych.
Z kolei Neros Technologies deklaruje możliwość produkcji miliona dronów FPV rocznie, choć obecnie jej zdolności wynoszą ok. 1500 miesięcznie. Dron Archer tego producenta może przenosić 2-kilogramową głowicę na dystans ponad 20 km i jest testowany przez siły specjalne USA.

Chiny na prowadzeniu. Dlaczego Zachód nie nadąża?
Według danych Drone Industry Insights UG, Chiny kontrolują aż 90 procent światowego rynku dronów. To efekt polityki “fuzji cywilno-wojskowej”, która łączy uczelnie, państwowe koncerny zbrojeniowe (AVIC, CASIC, CETC) oraz prywatne firmy, takie jak DJI. Efektem jest masowa produkcja tanich dronów – zarówno cywilnych, jak i bojowych.
Tylko w 2023 roku w Chinach zarejestrowano ponad 1,27 mln dronów, a do końca 2024 – już 2,2 mln. Produkcja liczona jest w setkach tysięcy miesięcznie. Chińskie linie wytwórcze, choć cywilne, mogą być łatwo przestawione na produkcję wojskową. Państwo wspiera ten proces finansowo i regulacyjnie.
Chiny nie tylko masowo produkują drony – trenują również żołnierzy w ich użyciu. Tworzone są specjalne poligony, ćwiczone taktyki rojów i współpracy z piechotą, rozwijane są systemy sztucznej inteligencji i walki radioelektronicznej. Drony FPV, rolnicze drony przekształcone w bombowce, drony zwiadowcze – wszystko to staje się integralną częścią chińskiego systemu walki.
USA wciąż zależne od chińskich komponentów
Pomimo inwestycji, amerykański sektor dronowy jest nadal w dużym stopniu uzależniony od chińskich komponentów – od kamer, przez układy sterujące, po baterie. Przykład Raptora – amerykańskiego odpowiednika Mavica – pokazał, że technologia opiera się na licencjach DJI.
Dlatego Pentagon planuje kolejne działania protekcjonistyczne – cła, zakazy importu komponentów z Chin, wsparcie dla krajowych dostawców. Cel: budowa suwerennego ekosystemu produkcji dronów w USA.
Kto wygra wyścig?
Stany Zjednoczone dysponują potężnym budżetem, silną bazą przemysłową i przewagą technologiczną w dziedzinach takich jak AI, autonomia, software i integracja systemów bojowych. Chiny z kolei dominują w zakresie masowości, kosztów i szybkości adaptacji. Oba państwa idą różnymi drogami – USA stawiają na precyzję, Chiny na liczby.
Równowaga sił rozstrzygnie się nie tylko na poligonach, ale także na rynkach i w laboratoriach. Ten, kto szybciej połączy przemysł z armią, zyska przewagę nie tylko w technologii, ale też w architekturze bezpieczeństwa XXI wieku.
Hanna Czarnecka