„Twierdzenie, że tworzymy nową erę +zielonego dobrobytu+, to iluzja. Miejsca pracy w tym sektorze nie są samowystarczalne” – ocenia w rozmowie z Biznes Alert brytyjski ekspert ds. energii, David Turver. „Każde jest dotowane na poziomie całkowicie oderwanym od ekonomicznego sensu, a skutkiem są wyższe koszty energii dla wszystkich” – dodaje.
Podejście do zmian klimatu i wyjaśniania ich przyczyn zmienia się na naszych oczach. Dotychczasowi „heretycy” nie dość entuzjastycznie powtarzający dyskusyjne hipotezy o płonącej planecie zyskują wpływ. Mają wpływ nie tylko na debatę naukową, ale też na polityczne rozwiązania.
Sceptycyzm Ameryki
Jak już pisaliśmy w Biznes Alercie, pod koniec lipca Departament Energii Stanów Zjednoczonych (DOE) opublikował raport podważający dotychczasową narrację na temat wpływu gazów cieplarnianych na zmiany klimatu. Wśród kluczowych wniosków sprawozdanie zawiera stwierdzenie, że ocieplenie klimatu spowodowane przez CO2 jest mniej szkodliwe dla gospodarki niż powszechnie się uważa. Raport sugeruje, że agresywne strategie łagodzenia skutków zmian klimatycznych mogą być niewłaściwie ukierunkowane.
Sceptycyzm klimatyczny nie dotyczy jednak tylko USA. Rozszerza się także na resztę świata – w tym Mekkę zielonego fundamentalizmu – Niemcy. W tamtejszych mediach coraz częściej pojawiają się opinie, że transformacja energetyczna poniosła druzgocące fiasko. Wielu uważa, że bezmyślne stawianie wiatraków to droga do nikąd.
Z kolei w rozmowie z Biznes Alert brytyjski ekspert David Turver obala kolejny mit. Tym razem o „zielonych” miejscach pracy.
Potężne dotacje oderwane od ekonomicznego sensu
Analityk powołuje się na twarde dane z brytyjskiego rynku pracy. „Jedno miejsce pracy w tzw. zielonej energetyce musi być dotowane w wysokości prawie 200 tys. funtów szterlingów rocznie przez brytyjskich podatników” – mówi Turver, autor analitycznego newslettera na platformie Substack, Eigen Values.
„Twierdzenie, że tworzymy nową erę +zielonego dobrobytu+, to iluzja. Miejsca pracy w tym sektorze nie są samowystarczalne; to potemkinowskie etaty – fasada, na którą powołują się politycy w przemówieniach” – twierdzi.
„Każde z tych miejsc pracy jest dotowane na poziomie całkowicie oderwanym od ekonomicznego sensu. Skutkiem są wyższe koszty energii dla wszystkich. Nie ma to nic wspólnego z rewolucją energetyczną – po prostu uiszczamy podatek na energię, który jest obciążeniem dla gospodarki” – dodaje.
Większe zatrudnienie, ale wydajność bez zmian
Na jakiej podstawie Turver formułuje takie oceny? Wyjaśnia, że Brytyjski Urząd Statystyczny (Office for National Statistics – ONS), okresowo publikuje dane o zatrudnieniu w sektorach uznawanych za środowiskowo zrównoważone.
Najnowszy raport ukazał się 18 lipca 2025 r. i zawiera dane za rok 2023. W owym roku w Wielkiej Brytanii było około 691 tys. tzw. zielonych miejsc pracy. Dla porównania w 2015 r. było ich 513 tys. Te miejsca pracy są jednak bardzo różnorodne. Na przykład: 45 tys. osób było zatrudnionych w organizacjach charytatywnych zajmujących się ochroną środowiska. Ponad 17 tys. pracowało w doradztwie środowiskowym, a 19 tys. w administracji państwowej.
„Ta ostatnia kategoria pokazuje biurokratyczny aspekt tej historii — czyli, jak się czasem ironicznie mówi, +klasa smyczy i identyfikatora w akcji+” – ironizuje Turver. Stricte przy produkcji energii ze źródeł odnawialnych pracowało w 2023 r. 42,6 tys. osób. Z tego 16,4 tys. w energetyce wiatrowej offshore (czyli na morzu). Kolejne 5,9 tys. w energetyce wiatrowej onshore (na lądzie), a 20,3 tys. w energetyce słonecznej.
„Co istotne, liczba miejsc pracy w sektorze słonecznym w 2023 roku ponad dwukrotnie wzrosła. Zanotowano także duży wzrost zatrudnienia w offshore. Jeśli liczba pracowników w energetyce odnawialnej gwałtownie rośnie, a produkcja energii pozostaje na podobnym poziomie, to znaczy, że sektor staje się mniej wydajny. Mówiąc prościej: więcej osób produkuje tyle samo albo tylko nieco więcej prądu. To oznacza, że energia staje się droższa. Koszty jednostkowe rosną” – tłumaczy ekspert.
Regularne subsydia
„Ale nie to jest najważniejsze. Sektor OZE w Wielkiej Brytanii otrzymuje subsydia. Istnieją trzy główne systemy subsydiowania, które tylko wymienię bez wchodzenia w szczegóły – można je łatwo sprawdzić – FiTs, ROCs i CfDs. Łącznie, z tych trzech systemów, na produkcję energii z odnawialnych źródeł od kwietnia 2023 do marca 2024 trafiło około 8,1 mld funtów. Jeśli podzielimy subsydia przez liczbę miejsc pracy w tej branży, to otrzymamy zatrważającą liczbę: 192 tys. funtów dopłaty na jedno miejsce pracy rocznie” – wylicza David Turver.
Jak zaznacza, nie jest to jednorazowe wsparcie na rozwój branży, tylko coroczne, regularne płatności. Bez tych dopłat, w warunkach rynkowych, sektor nie byłby w stanie istnieć.








