Polska armia posiada różne narzędzia do wykrywania wrogich obiektów w powietrzu. Pozyskany od Szwedów AWACS, radary, czy polskiej produkcji Sky CTRL. Uzupełniają ją środki rażenia, od amerykańskich Patriotów po polskiej produkcji Pilicę. Mimo to wrogie drogi są znajdowane nawet w województwie łódzkim, ponad 250 kilometrów od granicy z Białorusią. Nie zestrzelone, a pozbawione paliwa. Dlaczego?
Z wtorku na środę potwierdzono 19 naruszeń polskiej przestrzeni powietrznej, a Wojsko Polskie zadecydowało o zestrzeleniu części obiektów. Jednocześnie nie wszystkie zostały zneutralizowane. Przykładem tego jest Gerbera, dron-wabik, znaleziony pod Mniszkowem, czy bezzałogowiec, który uderzył w dom w miejscowości Wyryki. Większość z dronów nadleciała z Białorusi.
Dlaczego trudno je wykryć?
Problemem nie jest tylko nasycenie radarami. Czym dron niżej się porusza, tym jest trudniejszy do wykrycia. Dodatkowo Bezzałogowe Statki Powietrzne (BSP), zwłaszcza niewielkie drony FPV, mogą ukryć się, korzystając z rzeźby terenu. Radary obserwują wyższe pułapy, nadlatujące rakiety i drony-samobójców.
Nie bez znaczenia jest też materiał, z jakiego wykonany jest dron. Metalowe konstrukcje odbijają sygnały radarów. Te z materiałów sztucznych są trudniejsze do wykrycia.
Szóstego i siódmego września odkryto dwa drony, z czego jeden został stworzony ze styropianu, lub materiału podobnego. Rodzi to kolejny problem, oprócz detekcji. Rosyjskie drony są robione z tanich materiałów (Kreml wykorzystuje też np. rurki PCV) a ich strącanie pochłania drogą amunicję. Dlatego kluczowy jest nie tylko system detekcji, a i efektor. Pod tym termin kryje się system, który służy do zestrzelenia wykrytego drona. W tej kategorii mieszczą się zarówno amerykańskie Patrioty (które służą do niszczenia rakiet balistycznych, a nie dronów FPV) czy Pilica.
Pilica, system polskiej produkcji, składa się z radaru, stanowiska dowodzenia, sześciu armat przeciwlotniczych ZUR-23-2SP i dwóch wyrzutni Grom lub Piorun. System posiada zasięg ponad sześciu kilometrów i oprócz dronów może razić śmigłowce, samoloty czy rakiet. ZUR-23-2SP to armata kalibru 23 mm, wyposażona w głowicę optoelektryczną i system kierowania ogniem.

Radary i modernizacje
Radary mierzą się z dwoma problemami. Pierwszym jest rozpiętość granicy. Polsko-ukraińska, za którą trwa rosyjska inwazja, mierzy 535 kilometrów. Jak pokazała noc z wtorku na środę, należy też pilnować białoruskiej, mającej prawie 420 kilometrów. Dodatkowo Polska graniczy z Rosją poprzez Obwód Królewiecki, przez co musi pilnować 232 kilometrów granicy lądowej i odcinek graniczny wód terytorialnych mający 22 kilometrów. Tym samym Polska, tylko na wschodzie, musi pilnować około 1,2 tysiąca kilometrów granicy. A do tego dochodzi granica morska, skąd Rosja może prowadzić ataki hybrydowe…
– Wojsko dysponuje skończoną liczbą dostępnych środków obrony powietrznej. Polska granica z Ukrainą to ponad 500 kilometrów. Granica z Obwodem Królewieckim wynosi ponad 200. Z tych wszystkich powodów ciężko jest pokryć naszą granicę w 100 procentach. Należy jednak zaznaczyć, że nie jest to problem tylko Polski, a większości krajów NATO czy Ukrainy –mówił Tomasz Darmoliński, prezes Akademii BSP Żelazny, w rozmowie z Biznes Alert.
Radary zwykle działają na pułapie 500 metrów lub wyższym, stąd dron lecąc np. 100 metrów nad ziemią, może uniknąć wykrycia.
– Systemy obrony powietrznej, również te, które dopiero dotrą do Polski, zostały zakupione za poprzednich rządów. Te projekty są kontynuowane przez obecny rząd. Ale póki co na wyposażeniu polskiego wojska kompletnego systemu radiolokacji, szczególnie na niższych pułapach, jeszcze nie mamy. Jesteśmy w procesie modernizacji sił zbrojnych. Rosjanie wiedzą, że ścigamy się z czasem, ale Polska wykonuje ciężką pracę – powiedział Sławomir Cenckiewicz, szef BBN, w wywiadzie z Bogdanem Rymanowskim.

Kłopoty? Polacy mają rozwiązanie
SkyCTRL, system produkcji polskiego Advanced Protection Systems, może wykrywać drony na niskim pułapie. Wojsko Polskie posiada cztery takie na wyposażeniu. Mogą być sprzężone z armatą 30 mm. Efektywny zasięg wykrywania jest zależny od warunków m.in. terenowych, maksymalny wynosi 50 metrów.
Są one zdolne do wykrywania dronów na odległości około trzech kilometrów, również tych lecących poniżej pułapu 100 metrów. W tym momencie pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze mowa o zasięgu wykrywania 50 kilometrów, przez cztery systemy, gdy sama granica z Ukrainą to 500 kilometrów.
O drugim problemie donosi Rzeczpospolita, podając, że „obecnie systemy de facto nie działają i wymagają modernizacji”.
– W odniesieniu do systemu antydronowego SkyCTRL dotychczas nie zostały podjęte decyzje w zakresie jego modernizacji. Agencja Uzbrojenia, w porozumieniu z innymi uczestnikami procesu pozyskiwania, przygotowuje dodatkowe analizy nakazane decyzją Rady Modernizacji Technicznej. Dodatkowo system poddawany jest kolejnym testom, które będą pomocne w określeniu szczegółowych wymagań sprzętowych – podaje Rzeczpospolita.

Wojsko potrzebuje Barbary
W maju ubiegłego roku Polska podpisała umowę na pozyskanie czterech aerostatów rozpoznawczych Barbara. Są w stanie wykrywać pociski rakietowe, samoloty, drony i jednostki nawodne w zasięgu ponad 300 kilometrów. Pierwszy z nich ma dotrzeć do Polski do końca przyszłego roku. Pełną gotowość operacyjną osiągnie w pierwszym kwartale 2027 roku. Pozostałe aerostaty mają dotrzeć do końca trzeciego kwartału 2027 roku. Cały system, według harmonogramu, osiągnie gotowość pod koniec 2027 roku.
Za to Polska dysponuje od 2023 roku dwoma samolotami Saab 320 AEW określanymi jako AWACS (Airborne Warning and Control System). Mogą pełnić funkcję powietrznych stanowisk dowodzenia (dzięki systemom łączności). Dodatkowo są w stanie wykryć okręt lub statek powietrzny z dystansu ponad 300 kilometrów, a pociski manewrujące z około 200 kilometrów. Maksymalny zasięg wykrycia to 450 kilometrów. AWACS jest w stanie latać na pułapie ponad 7,5 kilometra przez ponad 5 godzin. Samoloty zostały jednak zakupione jako rozwiązanie pomostowe. Które mają „uzbroić” Polskę do czasu zakupienia bardziej zaawansowanych maszyn. Dodatkowo dwa samoloty mogą nie wystarczyć, nie tylko w czasie wojny a i intensywnych rosyjskich działań hybrydowych.
Marcin Karwowski








