AktualnościŚrodowisko

Mafie śmieciowe znów uderzają. Polska walczy z „bombami ekologicznymi”

Nielegalne składowiska niebezpiecznych odpadów to wciąż „tykające bomby” rozsiane po kraju. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. JEFs-FotoGalerie/stock.adobe.com

Nielegalne składowiska niebezpiecznych odpadów to wciąż „tykające bomby” rozsiane po kraju. Mimo zaostrzonych przepisów i większej aktywności służb niemal co miesiąc płonie kolejne składowisko, a samorządy nie mają środków, by usuwać porzucone chemikalia. Eksperci: państwo działa, ale za wolno i zbyt słabo egzekwuje prawo.

W sierpniu CBŚP odkryło kolejne nielegalne wysypiska na Dolnym Śląsku. Wśród odpadów znaleziono rozpuszczalniki, żywice i produkty ropopochodne, część najpewniej ściągniętą z zagranicy. W maju i czerwcu policja z Mazowsza namierzyła następne miejsca deponowania odpadów w Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku i w Lubuskiem. To tylko wierzchołek góry lodowej. – Choć skalę procederu trudno oszacować, wiele przypadków wciąż pozostaje niewykrytych – wskazuje Piotr Szewczyk, przewodniczący Rady RIPOK, cytowany przez Business Insider.

Jak zarabiają „mafie śmieciowe”

Mechanizm jest prosty i wyjątkowo dochodowy. – Nielegalnie magazynowane odpady niebezpieczne to tykające bomby ekologiczne. Ze względu na ogromne koszty legalnej utylizacji właśnie na nich przestępcy zarabiają najwięcej – mówi radca prawny Daniel Chojnacki (DZP) w rozmowie z Business Insider. Schemat zwykle wygląda tak: powstaje spółka spełniająca minimum wymogów, wynajmuje teren „w dobrej wierze”, przejmuje odpady od wytwórców, inkasuje wynagrodzenie, po czym zamiast do spalarni czy zakładu przetwarzania – wyrzuca odpady do hal, na działki albo je zakopuje. Oferowana cena jest niższa niż legalna utylizacja, a koszty „zagospodarowania” – zerowe.

Po zaostrzeniu przepisów ok. 2018 r. zmienił się modus operandi. – Zamiast zakopywania w gliniankach czy podpaleń coraz częściej mamy do czynienia z porzucaniem chemikaliów w tzw. mauserach: całe naczepy TIR-ów pozostawiane są w losowych miejscach albo odpady trafiają do pustostanów i starych magazynów – opisuje adwokat dr Radosław Maruszkin. W takim scenariuszu odpowiedzialność za uprzątnięcie spada na właściciela nieruchomości.

Państwo reaguje, ale egzekucja kuleje

W ostatnich latach uszczelniono prawo, rośnie świadomość społeczna, a prokuratury rozbijają siatki – sama łódzka jednostka prowadzi śledztwo obejmujące ponad 700 firm. Jednak, jak przyznają prawnicy, słabością pozostaje egzekwowanie istniejących przepisów. – Zdarza się, że czyn nie jest w ogóle kwalifikowany jako wykroczenie czy przestępstwo, sprawców nie udaje się ustalić, a jeśli już – karę ponosi „słup”, często po latach i symbolicznie – mówi Chojnacki. Problemem jest też „miękkie podbrzusze” instytucjonalne: rotacje i wakaty w WIOŚ, niskie płace i odpływ inspektorów do sektora prywatnego.

W latach 2017–2022 odnotowano 754 pożary miejsc gromadzenia odpadów. Mimo ostrzejszych sankcji w 2023 r. wciąż było ich 105 (średnio dwa tygodniowo). We wrześniu płonęło składowisko w Bełżycach (lubelskie), w sierpniu w Tychach, w lipcu w Woli Ręczajskiej (wołomińskie). Każdy taki pożar to nie tylko koszty akcji, lecz także ryzyko długotrwałych skażeń gleby i wód.

Kto zapłaci za „bombę”

Samorządy nie udźwigną kosztów same. – Usunięcie „standardowej” bomby to od setek tysięcy do wielu milionów złotych, bywa, że kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów – szacuje Chojnacki. Konin musiał sięgnąć po 5 mln zł pożyczki z WFOŚiGW, by uporać się z nielegalnym składowiskiem. W Głogowie niebezpieczne odpady zalegają już siedem lat. Rząd zapowiedział latem 400 mln zł na usuwanie dzikich składowisk (100 mln zł z NFOŚiGW, 100 mln zł z KPO i 200 mln zł z budżetu). Eksperci chwalą kierunek, ale ostrzegają: to zdecydowanie za mało. – Samo jedno składowisko potrafi kosztować miliardy – przypomina Szewczyk.

W Giebni (kujawsko-pomorskie) legalne składowisko zostało w kilka lat wypełnione przez odpady ściągane nielegalnie, choć miało wystarczyć na dekady. Władze lokalne oceniają koszt usunięcia nawet na 10 mld zł. Obiekt nie znalazł się na ministerialnej liście, bo formalnie działa legalnie, więc samorząd szuka pieniędzy w NFOŚiGW.

Dziki przyrost dzikich wysypisk

Problem dotyczy nie tylko odpadów niebezpiecznych. Według GUS na koniec 2024 r. w Polsce istniało 2 728 dzikich wysypisk – o blisko 600 więcej niż rok wcześniej. Różnice cen w systemie sprzyjają szarej strefie. – Zdarza się, że odbiorca oddalony o 100 km jest dziś 2–3 razy tańszy niż komunalne instalacje, gdzie opłaty sięgają 700–800 zł/t – mówi Tomasz Uciński, prezes KIGO w rozmowie z Business Insider.

Samorządy wiążą nadzieje z Rozszerzoną Odpowiedzialnością Producenta (ROP), która realnie zacznie obowiązywać od 2028 r. Uciński przekonuje, że potrzebna jest gęsta sieć lokalnych spalarni kończących „turystykę odpadową” i stabilizujących rynek. Polska ma dziś 12 instalacji o łącznej mocy ok. 2 mln ton rocznie – kilkukrotnie mniej w przeliczeniu na mieszkańca niż Niemcy. – W spaleniach jesteśmy zapóźnieni i niedoinwestowani. Recykling jest kluczowy, ale ma granice. Kraje skandynawskie, będące wzorem ekologii, mają znacznie większe moce spalania na mieszkańca – dodaje Szewczyk.

Organizacje ekologiczne ostrzegają przed emisjami i „wypychaniem” recyklingu, przypominając, że gminy muszą osiągnąć 65 proc. przygotowania do ponownego użycia i recyklingu odpadów komunalnych. Prawnicy tonują oczekiwania: – Same spalarnie problemu nie zlikwidują. Potrzebny jest cały system: recyklerzy, skuteczna egzekucja prawa, finansowanie i odpowiedzialność producenta. Ale spalarnie mogą istotnie zmniejszyć skalę nadużyć – podsumowuje Chojnacki.

Co musi się wydarzyć, by rozbroić „bomby”

Twardsza egzekucja: szybkie postępowania, realne kary, uderzenie w beneficjentów ekonomicznych procederu (nie tylko „słupy”). Wzmocnienie WIOŚ i prokuratury: kadry, płace, sprzęt i analityka. Stałe finansowanie usuwania odpadów: wieloletni fundusz zasilany m.in. opłatami producentów (ROP) i dopłatami państwa. Infrastruktura: więcej instalacji do przetwarzania, w tym spalarni uzupełniających recykling, oraz uszczelnienie łańcuchów odbioru. Uszczelnienie rynku: monitoring transportów, kaucje gwarancyjne, odpowiedzialność właścicieli nieruchomości z ochroną „dobrej wiary”.

Bez tych elementów Polska nadal będzie gasić pożary – dosłownie i w przenośni. A koszt odwlekania decyzji będzie rósł szybciej niż góry toksycznych odpadów.

Business Insider  / Hanna Czarnecka 


Powiązane artykuły

Górnicy szykują rządowi niespokojną jesień

Związkowcy na Górnym Śląsku zapowiadają protesty. Bronią kopalni i wydobywanego tam węgla kamiennego, który może być zastąpiony węglem z taniego...
System SKYctrl, foto Advanced Protection Systems

Jak Polska może obronić się przed dronami? Potrzebna wielowarstwowa tarcza

Polska musi przygotować się na coraz większe zagrożenie ze strony dronów. Jak podkreśla Tomasz Kusowski z Advanced Protection Systems w...

ABC budowy atomu. Co to beton jądrowy? Jak działa generator pary?

Trwają pracę poprzedzające budowę pierwszej polskiej elektrowni. Właściwe prace planowane są na 2028 roku i ich opis często zawiera takie...

Udostępnij:

Facebook X X X