Niemcy chcą sięgnąć po korzystne warunki klimatyczne panujące w Afryce Północnej do produkcji prądu ze słońca i wiatru na potrzeby swojego rynku energetycznego. W tym celu w Maroku miałyby powstać instalacje fotowoltaiczne i turbiny wiatrowe o mocy ponad 15 gigawatów wraz z magazynem energii o pojemności prawie 10 gigawatogodzin. Wszystko to połączyłby z Niemcami kabel prądu stałego o długości 5 tys. kilometrów.
Według informacji dziennika „Handelsblatt” za próbą reanimacji pomysłu delegowania produkcji „czystej” energii na afrykańską pustynię stoją menadżerowie „różnych przedsiębiorstw energetycznych” w tym Eon i Uniper.
Projekt o nazwie Sila Atlantik przypomina bardzo podobną inicjatywę – Desertec z 2003 r., która poniosła spektakularne fiasko. Niestabilna sytuacja polityczna w wielu krajach Afryki Północnej, bardzo wysokie koszty, zwłaszcza w przypadku fotowoltaiki, oraz niewielkie doświadczenie w zakresie linii prądu stałego sprawiły, że projekt stał się nieopłacalny. Teraz ma być inaczej, bo rzekomo „sytuacja się zmieniła”.
Miliardowe koszty afrykańskiej inwestycji
Elektrownie wiatrowe i słoneczne dedykowane Niemcom mogłyby łącznie pokryć około 5 proc. zapotrzebowania RFN na energię elektryczną. Ponadto, dzięki swojemu oddalonemu położeniu i możliwości magazynowania energii miałyby stanowić dobre uzupełnienie, zamiast powodować dodatkowe obciążenie sieci energetycznej w godzinach szczytu.
Dodatkowo, obecnie koszty budowy instalacji solarnych są znacznie niższe niż w 2003 roku. Zamiast 50 eurocentów za kilowatogodzinę (kWh) w przypadku dużych instalacji w korzystnej lokalizacji można obecnie liczyć na 4 eurocenty, a czasem nawet mniej. Podobnie spadły ceny akumulatorów.
Również budowa elektrowni wiatrowych kosztuje obecnie tylko połowę w porównaniu z fazą planowania projektu Desertec. Według inicjatorów projektu Sila Atlantik budowa kabla podmorskiego o długości 5000 km wzdłuż europejskiego wybrzeża Atlantyku nie stanowiłaby już żadnego problemu.
Biorąc pod uwagę obecne ceny porównywalnych instalacji, na wytwarzanie i magazynowanie energii elektrycznej w Maroku należałoby przeznaczyć około 20 miliardów euro. Kolejne 10 miliardów kosztowałby kabel wysokiego napięcia prądu stałego o docelowej długości. Zakładając, że instalacje działałyby przez 20 lat, a koszty konserwacji będą nieistotne, dałoby to cenę 6 eurocentów za kWh. Sa to jednak nieprecyzyjne szacunki, zastrzega „Habndelsblatt”.
Nie wiadomo, czy projekt znajdzie wystarczającą liczbę inwestorów i jak wpisze się w obecne plany przebudowy niemieckiej sieci energetycznej. Pojedyncze źródło energii o tak dużej mocy wymagałoby dodatkowych wysokich inwestycji w niemiecką sieć.
Nie ma też pewności, jak inne kraje europejskie leżące wzdłuż planowanej trasy kabla.
Próby zapewnienia sobie przewagi
W paru ostatnich dziesięcioleciach Niemcy dali się poznać jako zwolennicy budowy ambitnych połączeń energetycznych z oddalonymi częściami świata, by zapewnić przewagę konkurencyjną swojej gospodarce.
Najbardziej znanym – zrealizowanym – projektem jest gazociąg Nord Stream i Nord Stream 2, który dzięki dostawom taniego surowca z Rosji miał pozwolić RFN na znacznie tańszą produkcję przemysłową. Mimo ostrzeżeń Polski i USA Berlin nie chciał wziąć pod uwagę ryzyka geopolitycznego takiego uzależnienia od Kremla i w efekcie wciągnął w spiralę kryzysu nie tylko własną gospodarkę, ale i całej Unii Europejskiej.
„Słynny literacki detektyw Sherlock Holmes mawiał: +Popełnia się kardynalny błąd, tworząc teorie bez danych. Niepostrzeżenie zaczyna się naginać fakty do teorii, zamiast dopasowywać teorie do faktów+. Parafrazując to w kontekście Niemiec, można powiedzieć: tworzą oni sobie mity, w które chcą wierzyć, a następnie próbują nagiąć rzeczywistość do tych mitów. Rezultat, niezmiennie, jest zawsze ten sam” – mówi w rozmowie z Biznes Alertem Thomas O’Donnell, amerykański ekspert w dziedzinie energetyki i geopolityki z think-tanku Wilson Center.
„Jednym z takich mitów — czy wręcz zabobonów — jest fetyszyzacja energii słonecznej i wiatrowej. Przejawia się ona w przekonaniu, że źródła te są nie tylko technicznie wystarczające, ale też jedyną możliwą drogą naprzód. Panuje niemal religijna wiara, że gdy osiągniemy tę „nirwanę”, prąd będzie darmowy” – ironizuje.
Problem z magazynowanie energii
Jak podkreśla Thomas O’Donnell,, pierwsi teoretycy systemu opartego wyłącznie na odnawialnych źródłach energii (lata 70. i 80. ubiegłego wieku) jasno wskazywali, że byłby on możliwy jedynie pod warunkiem wynalezienia sposobu długoterminowego magazynowania energii w sieci. Pomimo fiaska w tej dziedzinie, obecne pokolenie – kierowane ideologią i technologiczną ignorancją – zamyka oczy na tę rzeczywistość i nadal forsuje nieudany model zielonej transformacji.
„Jak widać, próbują ignorować fakty, budując równoległe systemy i technologiczne protezy, które pozwalają im zachować wiarę w mit. Koszty tej iluzji ponosi przemysł i konsumenci” – wyjaśnia ekspert.
„W praktyce Niemcy – podobnie jak Wielka Brytania – dążą do budowy pełnowymiarowego równoległego systemu elektrowni na gaz ziemny, który ma wspierać sieć odnawialnych źródeł energii, zawodną przy złej pogodzie i nadmiernie zależną od magazynowania oraz inercji systemu elektroenergetycznego. Taki krok powinien był zostać poprzedzony uczciwym przyznaniem się do porażki systemu opartego wyłącznie lub w dużej mierze na OZE. Powinien też oznaczać wprowadzenie limitu dla nowych instalacji odnawialnych oraz zdecydowane przyspieszenie budowy nowych elektrowni jądrowych, które zastąpią starzejące się źródła odnawialne” – podsumowuje O’Donnell.








