Polska armia zmaga się z poważnym problemem związanym z eksploatacją czołgów Abrams. Choć Warszawa zakontraktowała 366 amerykańskich maszyn, ich serwisowanie okazuje się znacznie trudniejsze, niż zakładano. Silniki AGT1500C, w które wyposażone są Abramsy, można obecnie naprawiać wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Dopiero w 2028 roku w Polsce ma powstać autoryzowane centrum serwisowe.
We wrześniu do Polski dotarło 38 czołgów Abrams w wersji M1A2 SEPv3. Dostawy mają zakończyć się jesienią 2026 roku. Już teraz wiadomo jednak, że utrzymanie sprzętu będzie logistycznym i finansowym wyzwaniem. Jak podkreśla prezes Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1, dr Jacek Goszczyński, w rozmowie z WProst, momencie zakupu nie wzięto pod uwagę specyficznych wymagań technicznych silników lotniczych AGT1500C.
Zgodnie z obowiązującymi ustaleniami wszystkie naprawy muszą być realizowane w USA, w zakładzie Anniston Army Depot w Alabamie. W praktyce oznacza to konieczność transportu maszyn przez Atlantyk, wysokie koszty i ryzyko długich przestojów.
Planowane centrum serwisowe
Rozwiązaniem ma być uruchomienie Autoryzowanego Centrum Serwisowego w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1. W tym celu Polska współpracuje z producentem silników – firmą Honeywell. Projekt jest jednak skomplikowany i kosztowny, a jego realizacja przewidziana jest dopiero na 2028 rok.
– Dotąd w Polsce ani w całej Europie nie istniał zakład z kompetencjami do obsługi tak zaawansowanego sprzętu. To my jako pierwsi tworzymy takie zaplecze techniczne – wskazuje Goszczyński.
Do czasu uruchomienia krajowego centrum naprawy silników Abramsów będą musiały być realizowane wyłącznie w USA. Oznacza to uzależnienie polskiej armii od amerykańskiej logistyki i potencjalne ograniczenia gotowości bojowej nowo zakupionych maszyn.
Choć w 2028 roku Polska zyska własne zaplecze serwisowe, do tego czasu każdy problem techniczny z Abramsami będzie oznaczał dla armii poważne koszty i wyzwania organizacyjne.
WProst / Hanna Czarnecka