KOMENTARZ
Dorota Sierakowska
Analityk
Dom Maklerski BOŚ
Bieżący rok na rynku ropy naftowej rozpoczął się wyjątkowo słabo. Od poniedziałku na rynku tym dominuje strona podażowa, a podczas środowej sesji niedźwiedzie całkowicie przejęły inicjatywę. Notowania ropy naftowej, zarówno Brent, jak i WTI, tąpnęły wczoraj o niemal 6 proc.
Oznaczało to dla cen ropy nie tylko dotarcie do minimów, jakie miały miejsce na przełomie 2008 i 2009 r. po wielkim krachu na rynkach finansowych – lecz także pokonanie ich w dół. Tym samym, cena tego surowca dotarła do poziomów notowanych ostatnio w pierwszej połowie 2004 r.
Jedną z przyczyn wczorajszego tąpnięcia cen ropy naftowej były zaskakujące informacje Departamentu Energii, dotyczące zapasów paliw w USA. Departament podał bowiem, że w minionym tygodniu zapasy benzyny wzrosły tam aż o 10,6 mln baryłek, co momentalnie wywołało spekulacje dotyczące słabego popytu na paliwa w USA. Inwestorzy w dużo mniejszym stopniu skupili się na tym, że jednocześnie zapasy samej ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych spadły o 5,1 mln baryłek, mimo oczekiwanego delikatnego ich wzrostu. Dodatkowo, jeszcze wczoraj Departament Energii uspokajał, że wzrost zapasów benzyny wynika z sezonowych działań rafinerii, nie zaś ze spadku popytu. Nie pomaga to jednak cenom ropy, które w czwartkowy poranek kontynuują dynamiczne spadki.
Paradoksalnie, cen ropy nie wspiera także zamieszanie polityczne na Bliskim Wschodzie. Napięte relacje pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem sprawiają bowiem, że jeszcze mniej prawdopodobne staje się porozumienie krajów OPEC (wśród których ważny głos mają oba wspomniane państwa) i ich solidarne cięcie wydobycia ropy.
Po kilku dniach gwałtownych spadków, na rynku ropy naftowej możliwe jest wzrostowe odreagowanie. Jednak strona podażowa na tym rynku wciąż ma dużą siłę, więc potencjał wzrostów jest niewielki.
Źródło: CIRE.PL