ANALIZA
Wojciech Szewko
Współpracownik BiznesAlert.pl
Sytuacja na Bliskim Wschodzie choć pozornie bardzo skomplikowana, kształtowana jest obecnie przez 3 podstawowe regionalne konflikty peryferyjne: wojnę w Jemenie, wojnę w Syrii oraz wojnę w Afganistanie.
Wszystkie aktywne na Bliskim Wschodzie państwa regionu, mocarstwa globalne i państwa europejskie pozycjonują swoją politykę zagraniczną wokół przynajmniej jednego z tych konfliktów.
Najczęściej w mediach europejskich przywoływana jest wojna w Syrii, która przyciąga zainteresowanie głównie w związku z kryzysem dotyczącym uchodźców. Dla państw regionu i najbardziej aktywnych europejskich uczestników polityki bliskowschodniej – Francji i Wielkiej Brytanii nie mniej ważny jest konflikt w Jemenie.
Wojna w Syrii stała się przyczyną, lub jak niektórzy twierdzą – pretekstem do ukształtowania trzech koalicji polityczno wojskowych. Pretekstem – ponieważ w koalicjach tych prawdopodobnie najmniej chodzi o wojnę w Syrii i zwalczanie terroryzmu, a najwięcej o budowę lub odbudowę pozycji międzynarodowej w regionie państw – animatorów.
3 koalicje antyterrorystyczne
Najstarszy z tych sojuszy – zainicjowany po szczycie NATO w Walii 5.09.2014 r., rozszerzony w Paryżu 15.09.14 r., wreszcie ostatecznie ukształtowany 3.12.14 r. w Waszyngtonie to koalicja 60 państw (w tym Polski), której celem jest zwalczanie Państwa Islamskiego, jego finansów i transferu obcych dżihadystów do Iraku i Syrii.
Koalicja ta – „amerykańska”, w której wiodącą rolę militarną odgrywają USA, Wielka Brytania. państwa Zatoki i od listopada 2015 r również Francja – koncertuje się na atakach na infrastrukturę ISIS przede wszystkim w Iraku i w Północnej Syrii. Koalicja ta jest najmniej upolityczniona, ale też najmniej skuteczna militarnie. Amerykańskie źródła potwierdzają jednoznacznie, że bombardowanie celów odległych od teatru działań wojennych jest być może dotkliwe dla IS – ale wpływ tej taktyki na zdolności bojowe Państwa Islamskiego był niewielki. Godne odnotowania realne sukcesy koalicji (a de facto – USAF) to bezpośrednie wsparcie oddziałów irackich podczas operacji odzyskania Tikritu oraz Ramadi, wsparcie kurdyjskiej YPG podczas bitwy o Kobane (jeszcze w sierpniu 2014 r.) oraz w Hasaka i w bitwie o tamę Tishreen, a także podczas bitwy o Sindżar w północnym Iraku, podczas której USAF wsparło natarcie wojsk kurdyjskich KRG (Kurdyjskiego Rządu Regionalnego) przeciwko IS.
Drugą koalicję („rosyjską” ) Rosja zaczęła budować aktywnie od początku 2015 r. Jej oczywistym celem było odbudowanie dawnej strefy wpływów polityczno-wojskowych Rosji na Bliskim Wschodzie oraz stworzenie płaszczyzny dla koordynacji działań wobec jawnego zaangażowania państw Zatoki oraz Turcji w wojnę domową w Syrii. Po serii spotkań bilateralnych, Rosja utworzyła „centrum koordynacyjne” z siedzibą w Bagdadzie. W skład „rosyjskiej” koalicji weszły Egipt, Syria, Iran, Rosja oraz Irak.
Jeszcze na początku września Rosja rozpoczęła przerzucanie wojsk do Tartus w tym 810 brygady piechoty morskiej z Sewastopola. Utworzenie „centrum” 26.09.2015 r. zbiegło się z ujawnieniem w mediach informacji o przerzuceniu w sumie co najmniej 2 brygad wojsk powietrzno-desantowych do Tartus i Latakii (baza Hmeimim) oraz grupy bojowej ponad 40 samolotów, a następnie (30.09.14 r.) rozpoczęciem bombardowań celów w Syrii przez RuAF (lotnictwo rosyjskie).
Warto nadmienić, że kilka dni wcześniej rząd Turcji przyjął (a 2.10.15 parlament przegłosował) zgodę na interwencję armii tureckiej w Syrii. Wśród analityków pojawiała się teza, że rosyjska interwencja ubiegła lub odwlekała planowaną na październik interwencję turecką.
Trzecią koalicję „islamską” zbudowała Arabia Saudyjska (KSA) ogłaszając jej powstanie 14.12.2015 r. W jej skład wchodzą 34 państwa – w założeniu sunnickie (sojusznicy oraz klienci dworu saudyjskiego). Koalicja stanowi w zasadzie zaplecze polityczne dla aktywności międzynarodowej Arabii Saudyjskiej i dodaje powagi i pozoru zbiorowego, a nie indywidualnego działania. Wiadomo, że przynajmniej część państw dowiedziała się o udziale w tej koalicji dopiero z prasy w dniu ogłoszenia. Niektóre z nich – takie jak Pakistan i Malezja oświadczyły, że wezmą udział w koalicji ale wyłącznie w jej politycznym aspekcie. Nie zgadzają się natomiast na jakiekolwiek zaangażowanie w sojusz wojskowy.
Koalicja Saudyjska – to koalicja „antyterrorystyczna”, która tylko w niewielkim stopniu nawiązuje do wojny w Syrii. Celem faktycznym tej koalicji, grupy potencjalnych sojuszników wojskowych KSA, jest odstraszanie Iranu, który prowadzi z Arabią Saudyjską dwie wojny peryferyjne.
W Syrii – Iran wspiera i uzbraja szyicki Hezbollah walczący po stronie wojsk rządowych, finansuje i organizuje przerzut do Syrii szyickich milicji z Iraku i Afganistanu oraz bezpośrednio – wysyłając kilka tysięcy „doradców” czyli regularne jednostki Irańskiej Gwardii Strażników Rewolucji (IRGC).
Arabia Saudyjska wspiera natomiast i finansuje antyassadowskie, islamistyczne partyzantki w Syrii: Ahrar al Sham, Jaish al Islam, Jund al Aqsa, a według powszechnego choć nie udowodnionego nigdy przeświadczenia – również Jabhat al Nusra i kilka innych grup afiliowanych przy Al Kaidzie.
To z Arabii Saudyjskiej pochodziły transporty uzbrojenia w tym rakiet TOW do Syrii. To również składy tej broni były pierwszymi celami nalotów RuAF na Syrię.
Druga wojna peryferyjna toczona przez KSA z Iranem – to konflikt w Jemenie, w którym od 21.04.15 wojska saudyjskie i do niedawna Zjednoczonych Emiratów Arabskich próbują przywrócić do władzy obalonego prezydenta Hadiego, podczas gdy Iran wspiera byłego prezydenta Saleha, po którego stronie walczą szyiccy Houthi (Ansar Allah) oraz Armia Jemenu.
Arabia Saudyjska niezwykle zaktywizowała swój udział w obu konfliktach i swoją aktywność polityczną po zawarciu w Lozannie 2.04.15 r. porozumienia „atomowego” państw zachodnich (5+1) z Iranem. Rezultatem umowy było zniesienie całego szeregu sankcji nałożonych przez USA i UE na Iran, a skutkiem pośrednim – odblokowanie aktywów irańskich zamrożonych w bankach międzynarodowych i otwarcie rynku globalnego na import irańskiej ropy
Dla Arabii Saudyjskiej „deal atomowy” oznacza, że Iran może w szybkim tempie odbudować i unowocześnić swoją gospodarkę, uzupełnić braki w nowoczesnym uzbrojeniu i swobodnie finansować oraz wspierać antysaudyjskie siły w konfliktach peryferyjnych. Dzięki roli jaką Iran odgrywa w Iraku i Syrii, staje się jednocześnie dużo bardziej atrakcyjny dla USA, ponieważ to irańskie wojska i proirańskie milicje realizują w tych krajach to, co w innej sytuacji wymagałoby interwencji lądowej USA.
Arabii Saudyjskiej nie udało się zablokować porozumienia „atomowego”. Nie pomogło w tej próbie nawet wsparcie Francji, zbiegające się z podpisaniem saudyjsko z francuskiego kontraktu wartego 25 mld $.
Od sierpnia do grudnia 2015 r. rosło napięcie, podsycane dodatkowo spektakularnymi klęskami prosaudyjskich rebeliantów w Syrii w walce z Hezbollahem i wojskami rządowymi oraz dotkliwymi porażkami wojsk saudyjskich w Jemenie.
Od konfliktu regionalnego do zagrożenia konfliktem globalnym
2.01.2016 r. KSA dokonała egzekucji charyzmatycznego kleryka szyickiego, szejka Nimra al Nimra. Szejk – nawołujący m.in. do pluralizmu religijnego w KSA oraz wyrzeczenia się przemocy w waśniach religijnych był postacią cenioną i czczoną przez szyitów w całym regionie.
Celem tej egzekucji, dokonanej ok. 2 tygodni przed ostatecznym wejściem w życie „atomowego” porozumienia, było prawdopodobnie sprowokowanie Iranu do działań gwałtownych, które uzasadniałby odwleczenie nieuchronnej implementacji porozumień, przywrócenie sankcji lub przynajmniej wrogą wobec Iranu reakcję USA.
W demonstracjach w proteście przeciwko egzekucji wzięły udział setki tysięcy szyitów w Iranie, Iraku, Libanie i innych krajach. Zaatakowano też i podpalono ambasadę saudyjską w Teheranie. W odpowiedzi KSA i grupa państw skupionych wokół KSA w „koalicji islamskiej” zerwała stosunki dyplomatyczne z Teheranem.
Eskalując napięcie Saudyjczycy od początku stycznia 2016 r. rozpoczęli zmasowaną kampanię polityczną służąca promocji odbywających się w KSA manewrów 20 państw arabskich – członków „koalicji islamskiej”. Media związane z dworem zbudowały przeświadczenie, że w ćwiczeniach weźmie udział 350 tys. żołnierzy (w rzeczywistości prawdopodobnie ok 70-90 tys.). Miało to potencjalnie odstraszyć Iran i zaprezentować zmienioną perspektywę wojny – nie z osamotnioną Arabią ale z blokiem państw sunnickich, posiadających wspólną „antyterrorystyczną” platformę koordynacyjną.
Jednocześnie narracja budowana w mediach przez ministra spraw zagranicznych KSA Jubeira uzasadniała konieczność i nieuchronność interwencji lądowej w Syrii, obalenia Assada siłą i nieuznawania żadnego rozwiązania politycznego, które zakłada jakąkolwiek rolę aktualnego reżimu w Syrii (alawickiego, proirańskiego). Nie było przy tym jasne czy zapowiadanej interwencji zbrojnej KSA podejmie się samodzielnie, wraz z Turcją, czy też w ramach szerszej „amerykańskiej” koalicji.
Informacje o przygotowywanej interwencji lądowej Turcji i KSA w Syrii potwierdzały również ministerstwa obrony Rosji, Egiptu, Iraku.
Na przesłuchaniu w Senacie USA (9.02.16) dyrektor DIA Clapper (Defense Intelligence Agency) powiedział, że zdaniem USA mocarstwa regionalne prowadzą grę, której celem jest wciągnięcie USA do konfliktu w Syrii, a który może skończyć się konfrontacją z Iranem oraz Rosją.
12.02.2016 r. premier Rosji Miedwiediew podczas konferencji w Monachium mówił o perspektywie globalnego konfliktu i III wojny światowej. Co prawda jego wypowiedź w całości nie była tak ostra jak cytowany w mediach fragment, ale sygnały takie i podobne pojawiły się w tym czasie w retoryce rosyjskiej. Rosja zdecydowała się też na znaczne wzmocnienie swojego kontyngentu w Armenii a wcześniej na dostawy baterii S400 do Syrii.
Wypowiedź Miedwiediewa była reakcją na oświadczenie ministra obrony KSA Ahmada Asri, który oświadczył, że KSA, która zbudowała nową islamską koalicję antyterrorystyczną jest gotowa rozpocząć operację lądową i powietrzną w Syrii.
Porozumienie Kerry – Ławrow z Monachium i zapowiedź zawieszenia broni nie zmieniła retoryki mocarstw regionalnych.
13 lutego 2016r. turecki minister spraw zagranicznych poinformował że wraz z Arabią Saudyjską Turcja jest gotowa na wkroczenie do Syrii. Również minister Jubeir zasugerował, że KSA jest gotowa na obalenie Assada siłą i na interwencję nawet bez akceptacji USA.
Turcja skoncentrowała na granicy z Syrią ok 80 tys. żołnierzy (2 Armia). Odnotowano również wielkie ruchy wojsk saudyjskich (które odbywały się pod pozorem manewrów Północny Grom).
Niespodziewanie 16 lutego 2016 r. USA i Rosja podpisały konkretną umowę o zawieszeniu broni w Syrii, z którego wyłączono IS, Jabhat al Nusra oraz „inne organizacje terrorystyczne”. Nie zatrzymało to jednak planów interwencji.
18 lutego 2016 r. media zachodnie i regionalne cytowały liczne „operacyjne” informacje dotyczące planów interwencji, która zdawała się już przesądzona.
Ujawnione plany wojskowe zakładały wkroczenie wojsk tureckich od północy oraz saudyjskich od południa. Na północy wojska tureckie miały wkroczyć na linii Jarablus do Al-Ra’ee . Wojska saudyjskie z terytorium Jordanii miały wkroczyć do wschodniej Syrii do al-Badiyah i dalej marszem na północ w kierunku Raqqa. Zaletą tego scenariusza było uniknięcie spotkania z wojskami rządowymi i irańskimi, wadą były problemy logistyczne „długiego marszu” i brak odpowiednich przygotowań ze strony KSA (i być może UAE). Syria docelowo miała być podzielona na wschodnią (sunnicką) i zachodnią (alawicko – druzyjsko – chrześcijańską); Gharbistan i Sharqistan.
19 lutego 2016 r. prawdopodobnie na kilka dni przed spodziewaną interwencją, doszło do rozmowy Obamy z prezydentem Turcji – Erdoganem. Ex post wiadomo, że zarówno USA jak i państwa NATO poinformowały Turcję, że jeśli sprowokuje nieuniknioną wojnę z Rosją to nie może liczyć na wsparcie ani USA ani NATO. Tezę tę potwierdziły zarówno Niemcy jak i wcześniej minister obrony Luxemburga.
Do interwencji nie doszło, retoryka turecka i saudyjska zmieniła się też w ciągu zaledwie 48 h.
Turcja jednak, sfrustrowana brakiem poparcia Zachodu oraz postępami wojskowymi kurdyjskiej partyzantki YPG oraz sukcesami wojsk rządowych w północnym Aleppo, rozpoczęła trwający do dziś ostrzał artyleryjski pozycji YPG wspierając w walkach uznawane przez Rosję za terrorystyczne Ahrar al Sham, Jaish al Islam oraz grupę „własnych” grup zbrojnych (np. Brygady Sultan Murad).
Turcja uzasadnia ostrzał kurdyjskich pozycji „prawem do samoobrony” i wskazuje, że Kurdowie atakują „umiarkowanych rebeliantów” a ponadto są przecież organizacją terrorystyczną. USA wezwało Turcję do zaprzestania ostrzału, ale wezwanie to zostało zignorowane, natomiast próbę wniesienia sprawy na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ zablokowała Francja. Działanie to nie jest wcale niezrozumiałe. Kurdowie w północnym Aleppo zwalczają bowiem partyzantki wspierane przez Turcję, ale również grupy dżihadu wspierane przez KSA. Natomiast od czasu podpisania kontraktów na dostawę (między innymi) dwóch elektrowni atomowych oraz kilkudziesięciu myśliwców do Arabii Saudyjskiej, pozycje polityczne Paryża i Rijadu są niezwykle zgodne.
Pikanterii dodaje fakt wspierania Kurdów z YPG w północnym Aleppo przez rosyjskie lotnictwo, ale w okolicy Hasaka – Kobane – Tel Abyad czyli w północno wschodniej Syrii, Kurdów wspierają wojska amerykańskie i amerykańskie lotnictwo.
Żeby pokazać jak bardzo skomplikowane są obecnie stosunki USA i jego (teoretycznych) sojuszników, warto wspomnieć, że Turcja zagroziła zamknięciem bazy Incirlik dla amerykańskich samolotów, wbrew wezwaniom Waszyngtonu nadal ostrzeliwuje pozycje Kurdów, ponawia sygnały o interwencji w Syrii (ograniczonej do terytoriów kontrolowanych przez Kurdów) oraz oskarżyła USA o wspieranie terroryzmu. Z drugiej strony nagle okazuje się, o czym informuje również turecka prasa, że YPG dysponuje amerykańskimi rakietami przeciwpancernymi Javelin, które w przypadku interwencji mogą zadać wielkie straty zmechanizowanym dywizjom tureckim i które mogą trafić do kurdyjskich oddziałów partyzanckich PKK w Turcji. Nie jest możliwe, żeby rakiety Javelin trafiły do jakiejkolwiek armii czy partyzantki bez zgody USA.
Kolejne elementy takiej „debaty” amerykańsko – tureckiej pojawiają się niemal codziennie. Turcja domaga się „opowiedzenia” przez USA po stronie Turcji i wolnej ręki w nieuchronnym zmasakrowaniu Kurdów, z drugiej strony USA wyraźnie mówi, że YPG to ważny sojusznik w walce z Państwem Islamskim i o żadnym zrywaniu współpracy nie może być mowy. Z jednej strony USAF bombarduje pozycje IS wspierając wojska YPG w ich ofensywie na zachód od Eufratu, z drugiej strony wojska IS w zadziwiający sposób atakują (27.02) miasto Tel Abyad na samej granicy tureckiej – przypuszczając (wg. Kurdów) atak od strony Turcji.
Poważnym ciosem dla Arabii Saudyjskiej w jej rywalizacji z Iranem było niespodziewane wycofanie wojsk zjednoczonych Emiratów Arabskich (UAE) z Jemenu, choć nie wiadomo czy ze wszystkich frontów. Wojska KSA/UAE ponoszą w Jemenie ciężkie straty, a efektem ubocznym interwencji jest zajęcie ok 1/3 terytorium kraju przez AQAP (Ansar al Sharia, Al Kaida Półwyspu Arabskiego) oraz zajęcie kilku wsi na terytorium saudyjskim przez Ansar Allah.
Ponieważ za klęski militarne w Syrii i Jemenie KSA słusznie wini Iran, królestwo zdecydowało się uderzyć w podstawowe źródło wpływów Iranu na Bliskim Wschodzie – w szyicki Hezbollah, stanowiący jednocześnie kluczową siłę polityczną w Libanie.
Najpierw KSA zdecydowała się zawiesić pomoc wojskową w wysokości 3 mld $ dla Libanu (kontrakt miała realizować Francja) a następnie wezwała swoich obywateli do zaprzestania podróżowania do Libanu. Za KSA identyczne działania podejmują kolejne kraje Zatoki. Wprowadzane są również sankcje na osoby i firmy libańskie które mogą mieć związki z Hezbollahem.Prawdopodobnie kolejnym krokiem będzie zerwanie lub ograniczenie stosunków dyplomatycznych z Libanem przez kilku członków „islamskiej” koalicji.
Z drugiej strony Saudyjczyków spotkała poważna porażka polityczna z najmniej spodziewanej strony – Parlament Europejski (25.02) wprowadził embargo na dostawy broni do Arabii Saudyjskiej uzasadniając to masakrami ludności cywilnej dokonywanymi przez KSA w Jemenie.
Paradoksalnie zawieszenie broni i współpraca w Syrii na rękę jest Rosji i USA ponieważ dzięki temu obie strony realizują swoje cele strategiczne. Zdecydowanie jednak nie na rękę jest regionalnym mocarstwom – Arabii Saudyjskiej i Turcji, ponieważ ich interes nie tylko nie jest w tym układzie uwzględniony ale potencjalny pokój i jego skutki zagrażają ich pozycji międzynarodowej i regionalnej, a być może także integralności terytorialnej i stabilności politycznej.
Pokój w Syrii to ugruntowanie pozycji Iranu i Rosji na Bliskim Wschodzie oraz wyparcia KSA z Jemenu. Kolejne porażki polityczne i dyplomatyczne oraz nieuchronne otoczenie przez państwa niechętne KSA mogą doprowadzić do jakiejś wersji arabskiej wiosny w samym królestwie. W Turcji pokój w Syrii na przewidywalnych warunkach oznacza, że Turcja na każdej granicy ma państwo wrogie lub niechętne oraz perspektywę wojny domowej i być może secesji wschodnich regionów jeśli Kurdowie z północnej Syrii uzyskają autonomię lub niepodległość podobnie jak Kurdowie w Iraku.
Można więc spodziewać się w tym roku jeszcze wielu zaskakujących wydarzeń na Bliskim Wschodzie.