icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Wołejko: Belgia to wirtualna ofiara terroryzmu

KOMENTARZ

Piotr Wołejko

Ekspert ds. stosunków międzynarodowych

Tydzień temu, 22 marca br., w atakach na lotnisko oraz metro w Brukseli zginęło ponad 30 osób a kilka setek zostało rannych. Klasyczny scenariusz ostatnich lat – zamach autorstwa islamskich terrorystów. Kilka dni wcześniej zatrzymano kluczowego członka grupy, która odpowiadała za listopadowe (w 2015 r.) zamachy w Paryżu.

Zarówno to, jak i informacje, które pojawiły się po atakach w Brukseli, wzbudziły zdumienie – chociaż tak naprawdę nie stanowią sensacji. Co jest zarówno zaskakujące, jak i oczywiste? Fakt, iż Belgia jest wirtualnym państwem. Teoretycznie istnieje, ale praktycznie już nie za bardzo. A taki byt stanowi wymarzone środowisko dla terrorystów.

Więcej szczegółów o poziomie skomplikowania sytuacji wewnętrznej w Belgii znajdziecie w tym bardzo ciekawym artykule opublikowanym na łamach Foreign Policy. TL;DR – Belgia to ten kraj, w którym przez rekordowe w skali świata 589 dni nie było rządu! Partie nie mogły się ze sobą porozumieć po wyborach parlamentarnych. Belgia stanowi bowiem przedziwny dla obcokrajowców konglomerat etniczno-językowo-religijny, a w konsekwencji – co oczywiste – polityczny. Paleta instytucji państwowych jest szeroka, a z racji tego, że dwie grupy etniczno-językowe (Walonowie i Flamandowie) w najlepszym przypadku się ignorują, współpraca między nimi daleka jest od wzorowej.

Młodzi gniewni bez nadzoru

Mamy zatem wirtualne państwo, którego instytucje zachowują wobec siebie zasady neutralności i najczęściej ignorują się wzajemnie. Do tego dochodzi znaczna populacja muzułmańska, najczęściej imigranci z północnej Afryki – głównie z Maroka. Pierwsze pokolenie mniej bądź bardziej wsiąkło w Belgię, jest raczej zlaicyzowane. Natomiast dzieci imigrantów – drugie pokolenie, trochę zagubione w belgijskiej, europejskiej rzeczywistości, odtrącane przez miejscową młodzież i sekowane przez państwo oraz firmy prywatne, nie potrafiące znaleźć w niczym oparcia, nierzadko zwraca się ku radykalnemu islamowi. Lista przyczyn, które powodują młodymi ludźmi i kierują ich w ręce werbowników ISIS czy Al-Kaidy jest długa. Natomiast coraz bardziej powszechne jest to, że rekruterzy sięgają po młodych ludzi, którzy wcześniej nie mieli nic wspólnego z religijnością – byli przestępcami, mieli problemy z alkoholem bądź narkotykami etc.

Takie zjawisko dotyka młodych, w większości potomków imigrantów z obszaru Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu (MENA), lecz również rdzennych Belgów, Brytyjczyków, Francuzów, Niemców, a nawet – na razie w bardzo małej skali – Polaków. Ulegają oni propagandzie i schodzą na bardzo złą drogę. Problemem Belgii jest jednak to, że – jak pokazały zamachy sprzed tygodnia – miejscowe instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie mają zbyt dużego pojęcia o tym, co dzieje się na ich terenie. Nie wiem, na ile poważnie można traktować luźne zdania wypowiadane przez anonimowych funkcjonariuszy służb, lecz Belgowie doczekali się opinii pt. „nic nie wiedzą, są jak dzieci we mgle, zaczynają robić to, co my robiliśmy od 11 września 2001 r. etc.”. Dlaczego? Bo Belgia to wirtualne państwo.

Terroryści wygrają tylko wtedy, gdy im na to pozwolimy

Swoją drogą to pasjonujące, jak mało wiemy o kraju, na terytorium którego znajduje się miasto określane mianem stolicy Europy. Inna rzecz – zadziwiające, jak w dobie globalnej wojny z terrorem, służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo mogą być tak beztrosko oderwane od rzeczywistości, jak miało to miejsce w Belgii?

Czy Belgowie powinni się bać? Czy bać powinni się mieszkańcy innych państw europejskich, także tych mniej wirtualnych od Belgii? Tego właśnie chcą terroryści. Wygrać w naszych głowach. Bo na polu bitwy, nawet jeśli jest nim lotnisko, centrum handlowe, czy modna kawiarnia w wielkiej aglomeracji, nie mają szans na sukces. Niestety, nowoczesne media idą ramię w ramię z terrorystami, sącząc w nasze głowy i serca strach, przerażenie i poczucie bezpośredniego zagrożenia. Media żyją z tragedii. Gdy wydarzą się zamachy, takie jak w Brukseli, wręcz pławią się w krwi ofiar ataków – a oglądalność rośnie. Co z tego, że działając w ten sposób media pełnią rolę pożytecznych idiotów, wpisując się w strategię terrorystów? Na te aspekty zwrócił uwagę prof. Stephen Walt – gorąco polecam jego tekst.

Wszechmocne służby i triumf skrajności?

Co dalej? Belgia już zapowiedziała wzmocnienie służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo – więcej pieniędzy, etatów, nowy sprzęt i zapewne nowe uprawnienia. Być może Belgowie wezmą się za gminę Molenbeek, muzułmańskie „getto” – formalnie część regionu stołecznego Brukseli. To tam ukrywał się zamachowiec z Paryża, to tam prowadzi wiele „śladów” związanych z terroryzmem. A szerzej, w Europie, w Polsce? Znowu wzrosną nastroje antyimigranckie, wzrosną słupki poparcia dla partii skrajnych oraz dla nacjonalistów. Co gorsze, mogą zostać uchwalone nowe prawa dające jeszcze większe uprawnienia służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. W końcu jak można zwalczać terroryzm bez odpowiednich narzędzi – zapytają zwolennicy ograniczeń wolności i swobód obywatelskich, zapominając o rozliczeniu się służb z wykorzystania dotychczasowych uprawnień. Warto się na te argumenty, subtelne niczym uderzenie młotkiem w czoło, przygotować. Będzie ich w najbliższym czasie aż nadto.

KOMENTARZ

Piotr Wołejko

Ekspert ds. stosunków międzynarodowych

Tydzień temu, 22 marca br., w atakach na lotnisko oraz metro w Brukseli zginęło ponad 30 osób a kilka setek zostało rannych. Klasyczny scenariusz ostatnich lat – zamach autorstwa islamskich terrorystów. Kilka dni wcześniej zatrzymano kluczowego członka grupy, która odpowiadała za listopadowe (w 2015 r.) zamachy w Paryżu.

Zarówno to, jak i informacje, które pojawiły się po atakach w Brukseli, wzbudziły zdumienie – chociaż tak naprawdę nie stanowią sensacji. Co jest zarówno zaskakujące, jak i oczywiste? Fakt, iż Belgia jest wirtualnym państwem. Teoretycznie istnieje, ale praktycznie już nie za bardzo. A taki byt stanowi wymarzone środowisko dla terrorystów.

Więcej szczegółów o poziomie skomplikowania sytuacji wewnętrznej w Belgii znajdziecie w tym bardzo ciekawym artykule opublikowanym na łamach Foreign Policy. TL;DR – Belgia to ten kraj, w którym przez rekordowe w skali świata 589 dni nie było rządu! Partie nie mogły się ze sobą porozumieć po wyborach parlamentarnych. Belgia stanowi bowiem przedziwny dla obcokrajowców konglomerat etniczno-językowo-religijny, a w konsekwencji – co oczywiste – polityczny. Paleta instytucji państwowych jest szeroka, a z racji tego, że dwie grupy etniczno-językowe (Walonowie i Flamandowie) w najlepszym przypadku się ignorują, współpraca między nimi daleka jest od wzorowej.

Młodzi gniewni bez nadzoru

Mamy zatem wirtualne państwo, którego instytucje zachowują wobec siebie zasady neutralności i najczęściej ignorują się wzajemnie. Do tego dochodzi znaczna populacja muzułmańska, najczęściej imigranci z północnej Afryki – głównie z Maroka. Pierwsze pokolenie mniej bądź bardziej wsiąkło w Belgię, jest raczej zlaicyzowane. Natomiast dzieci imigrantów – drugie pokolenie, trochę zagubione w belgijskiej, europejskiej rzeczywistości, odtrącane przez miejscową młodzież i sekowane przez państwo oraz firmy prywatne, nie potrafiące znaleźć w niczym oparcia, nierzadko zwraca się ku radykalnemu islamowi. Lista przyczyn, które powodują młodymi ludźmi i kierują ich w ręce werbowników ISIS czy Al-Kaidy jest długa. Natomiast coraz bardziej powszechne jest to, że rekruterzy sięgają po młodych ludzi, którzy wcześniej nie mieli nic wspólnego z religijnością – byli przestępcami, mieli problemy z alkoholem bądź narkotykami etc.

Takie zjawisko dotyka młodych, w większości potomków imigrantów z obszaru Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu (MENA), lecz również rdzennych Belgów, Brytyjczyków, Francuzów, Niemców, a nawet – na razie w bardzo małej skali – Polaków. Ulegają oni propagandzie i schodzą na bardzo złą drogę. Problemem Belgii jest jednak to, że – jak pokazały zamachy sprzed tygodnia – miejscowe instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie mają zbyt dużego pojęcia o tym, co dzieje się na ich terenie. Nie wiem, na ile poważnie można traktować luźne zdania wypowiadane przez anonimowych funkcjonariuszy służb, lecz Belgowie doczekali się opinii pt. „nic nie wiedzą, są jak dzieci we mgle, zaczynają robić to, co my robiliśmy od 11 września 2001 r. etc.”. Dlaczego? Bo Belgia to wirtualne państwo.

Terroryści wygrają tylko wtedy, gdy im na to pozwolimy

Swoją drogą to pasjonujące, jak mało wiemy o kraju, na terytorium którego znajduje się miasto określane mianem stolicy Europy. Inna rzecz – zadziwiające, jak w dobie globalnej wojny z terrorem, służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo mogą być tak beztrosko oderwane od rzeczywistości, jak miało to miejsce w Belgii?

Czy Belgowie powinni się bać? Czy bać powinni się mieszkańcy innych państw europejskich, także tych mniej wirtualnych od Belgii? Tego właśnie chcą terroryści. Wygrać w naszych głowach. Bo na polu bitwy, nawet jeśli jest nim lotnisko, centrum handlowe, czy modna kawiarnia w wielkiej aglomeracji, nie mają szans na sukces. Niestety, nowoczesne media idą ramię w ramię z terrorystami, sącząc w nasze głowy i serca strach, przerażenie i poczucie bezpośredniego zagrożenia. Media żyją z tragedii. Gdy wydarzą się zamachy, takie jak w Brukseli, wręcz pławią się w krwi ofiar ataków – a oglądalność rośnie. Co z tego, że działając w ten sposób media pełnią rolę pożytecznych idiotów, wpisując się w strategię terrorystów? Na te aspekty zwrócił uwagę prof. Stephen Walt – gorąco polecam jego tekst.

Wszechmocne służby i triumf skrajności?

Co dalej? Belgia już zapowiedziała wzmocnienie służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo – więcej pieniędzy, etatów, nowy sprzęt i zapewne nowe uprawnienia. Być może Belgowie wezmą się za gminę Molenbeek, muzułmańskie „getto” – formalnie część regionu stołecznego Brukseli. To tam ukrywał się zamachowiec z Paryża, to tam prowadzi wiele „śladów” związanych z terroryzmem. A szerzej, w Europie, w Polsce? Znowu wzrosną nastroje antyimigranckie, wzrosną słupki poparcia dla partii skrajnych oraz dla nacjonalistów. Co gorsze, mogą zostać uchwalone nowe prawa dające jeszcze większe uprawnienia służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. W końcu jak można zwalczać terroryzm bez odpowiednich narzędzi – zapytają zwolennicy ograniczeń wolności i swobód obywatelskich, zapominając o rozliczeniu się służb z wykorzystania dotychczasowych uprawnień. Warto się na te argumenty, subtelne niczym uderzenie młotkiem w czoło, przygotować. Będzie ich w najbliższym czasie aż nadto.

Najnowsze artykuły