ROZMOWA
Kopalnie wymagają odważnych decyzji. Działania doraźne to za mało – mówi Piotr Buchwald, ekspert branży górniczej, prezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego S.A., były prezes Wyższego Urzędu Górniczego.
Widzi pan jakieś szanse na uratowanie polskiego górnictwa węglowego?
Piotr Buchwald: Górnictwo nigdy nie funkcjonowało w oparciu o twarde zasady systemowe. Tworzone strategie funkcjonowania sektora nie miały większej wartości, bo były non stop poprawiane i szybko stawały się nieaktualne. Brak konkretnych inwestycji w górnictwie przekłada się na kondycję danych zakładów wydobywczych. Pamiętamy rok 2013 i to gloryfikowanie na Forum Ekonomicznym w Krynicy Kompanii Węglowej jako wspaniale funkcjonującej firmy górniczej, a miesiąc później pojawia się informacja o ogromnych stratach tej firmy. Po ostatnio przeprowadzonych audytach w spółkach węglowych, dowiedzieliśmy się w jak mało odpowiedzialny sposób rządzący podchodzili do funkcjonowania branży wydobywczej. Dzisiaj coraz częściej przez różnych ekspertów przywoływany jest wskaźnik uzależnienia energetycznego, a precyzyjniej wskaźnik uzależnienia energetycznego od importu surowców energetycznych. W Polsce wskaźnik ten – dzięki węglowi – oscyluje na poziomie najniższym w UE, czyli 24%, gdy równocześnie dla państw najbardziej uzależnionych wynosi 86%, przy średniej europejskiej 53%.
Państwa UE silne gospodarczo bezwzględnie realizują założenia własne, natomiast w drugiej odsłonie z pewnymi korektami przebiega ich realizacja w ramach struktury europejskiej. W taki właśnie sposób funkcjonuje gospodarka niemiecka, by w jak najefektywniejszy sposób nie tylko zarządzać, ale i kształtować politykę gospodarczą kraju i UE. W Niemczech już wiele lat wcześniej osiągnięto dodatkowe uprawnienia dla swojej branży wydobywczej. Chodzi oczywiście o dopłaty do kopalń czynnych i nie mówimy tutaj o Decyzji Rady Europy z 2010 roku w sprawie pomocy państwa ułatwiającej zamykanie niekonkurencyjnych kopalń węgla (2010/787/UE). Przekaz w polskich mediach jest odmienny. Mówi się wyłącznie o górnictwie jako branży kompletnie niewydolnej, do której całe społeczeństwo dopłaca. Ale na podstawie dostępnych danych Agencji Rozwoju Przemysłu wiemy, że w Polsce za ubiegły rok górnictwo odprowadziło do Skarbu Państwa oraz poszczególnych gmin w ramach podatków i opłat 6,5 mld zł.
Jednocześnie ubiegłoroczna pomoc państwa dla tej branży wyniosła 716 mln zł. Nie jest żadnym odkrywczym stwierdzeniem, że górnictwo węgla kamiennego w Polsce znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Nie poruszam przyczyn zewnętrznych, czyli cen węgla na rynkach światowych, ponieważ nie mamy bezpośrednio wpływu na ich poziom. Górnictwo zawsze miało „pod górkę”. Wiele osób pamięta, jaką szkodę wyrządzono mu od roku 1989, a więc w pierwszych latach wprowadzania zasad gospodarki rynkowej. To właściwie wtedy górnictwo zmuszone było dla swojego funkcjonowania pozyskiwać niezbędne środki na rynku, ale za swój produkt – węgiel – nie mogło się domagać ceny rynkowej. Węgiel sprzedawany był po ustalonej przez rząd cenie urzędowej, co uwarunkowane było m.in. zwalczaniem inflacji. A energetyka dopiero od 1999 r., czyli 10 lat po górnictwie, została poddana procesowi urynkowienia. Oczywiście ten fakt nie usprawiedliwia obecnego stanu, w jakim znalazła się węglowa branża, a jedynie pokazuje, że również w ostatnich latach trochę brakowało rozsądku. Górnictwo, które przechodzi głęboką zapaść, nie może być leczone działaniami doraźnymi. One w takim przypadku nie mają najmniejszego sensu.
Dzisiaj pokazywanie pewnych oszczędności w sposobie funkcjonowania kopalń zespolonych, daje nadzieję. Tak też będzie, jednak już na tym etapie niezbędne są poważne inwestycje, by kopalnie zespolone mogły pracować w tzw. ciągu technologicznym. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dzisiaj mimo trudnej sytuacji polskich kopalń, górnictwu można pomóc, pod warunkiem, że wprowadzi się radykalne decyzje w oparciu o mocne podstawy systemowe i zacznie obowiązywać odpowiedzialność decyzyjna.
Czyli nie obejdzie się bez zamykania kopalń, choć rząd unika tego słowa jak ognia?
Kopalnie nie dające nadziei na to, że mimo inwestycji będą perspektywiczne nie mają szans na przetrwanie i wymagają na pewnym etapie odważnych decyzji. Dzisiaj wbrew temu co niektórzy uważają, nie mamy kopalń trwale nierentownych. Kopalnie, w których obecnie wykazywane są duże straty, to zakłady przy prowadzeniu, których na pewnym etapie popełniono błędy. Kopalnie te posiadają złoża, lecz na chwilę obecną są niewydolne. To właściciel powinien wskazać drogę wyprowadzenia tych kopalń z zapaści, o ile taka na tym etapie jest możliwa. Operowanie zastępczymi sformułowaniami typu wyciszanie jest nieprofesjonalne.
Mówienie o wyciszeniu czy chwilowym wygaszaniu kopalni to utopia, bo dajemy nadzieję na to, że kiedyś tam wrócimy. A górotwór przecież pracuje. Po dłuższej przerwie potrzebna byłaby więc inwestycja w nowe szyby, a to przecież setki milionów złotych, skoro średnia głębokość wydobycia w Polsce to obecnie 850 m. Sytuacja w momencie przejęcia władzy przez PiS wymagała dogłębnej analizy, bo nie było pełnej wiedzy na temat stanu górnictwa przekazanej przez poprzedników. Dziś sprawa jest jasna, potrzebne są inwestycje oraz pilne rozwiązania systemowe, w tym bilans paliwowo-energetyczny, którego w dalszym ciągu nie mamy.
Czy tym razem jest więc szansa na prawdziwą restrukturyzację górnictwa? Czy znowu zabraknie odwagi?
Pamiętam poprzednie trzy restrukturyzacje polskiego górnictwa. Wskazywane były plusy i minusy ówczesnych działań. Dzisiaj doskonale wiemy, że górnictwo węglowe znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Staram się optymistycznie podchodzić do wszelkich strategicznych przedsięwzięć, a obecną restrukturyzację górnictwa zaliczam do tych kategorii. Muszą jednak być wprowadzone twarde decyzje oparte o mocne podstawy. Brak determinacji w podejmowaniu kluczowych decyzji spowoduje kontynuację bylejakości na co nie możemy sobie pozwolić. Wierzę w ten element odpowiedzialności w zarządzaniu całej górniczej kadry menedżerskiej.
A czy nasze górnictwo jest bezpieczne? Pytam trochę w kontekście przyszłości takich kopalń jak Halemba-Wirek czy Śląsk.
Stan BHP poszczególnych zakładów powinna oceniać bezpośrednio kadra danej kopalni, bo zna to najlepiej i to od środka. Powinna doskonale wiedzieć, gdzie należy wprowadzić korekty. Każda kopalnia pod tym względem powinna być dokładnie „ zbadana” i oceniona.
Górnictwo jest złożoną materią. Robimy wiele, by było bezpieczne. Istotną rolę ma tutaj do odegrania polska nauka górnicza. Szczególnie w ostatnich latach poprzez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju prowadzi się co roku kilka bardzo ważnych tematów badawczych w większości dotykających zagadnień zagrożeń naturalnych (np. zagrożenie metanowe). Dzisiaj z eksploatacją schodzimy coraz głębiej. Wielokrotnie powtarzam, że będzie coraz trudniej. Pomimo zaawansowanych prac badawczych z naturą często przegrywamy. Występuje jeszcze w tym wszystkim czynnik ludzki, najbardziej namierzalny, ale również najsłabsze ogniwo w całym łańcuchu różnorakich uzależnień.
Wskaźniki wypadkowości w ostatnich latach w polskim górnictwie są zadowalające. Nie ukrywam jednak, że obecna trudna sytuacja branży może negatywnie oddziaływać na ogólny poziom bezpieczeństwa. Obniżamy koszty wydobycia, szukamy oszczędności. Nie chciałbym doczekać sytuacji, gdzie na elemencie bezpieczeństwa również szukano by oszczędności. Na bezpieczeństwie nie można oszczędzać.
No właśnie. Ale jednak zmniejszanie zatrudnienia w kopalniach i mniejsza liczba kopalń docelowo przełożą się chyba na zatrudnienie w ratownictwie.
Prowadzone procesy restrukturyzacyjne w poszczególnych spółkach węglowych już mają swoje przełożenie na zatrudnienie w służbach ratowniczych. I to jest normalne. W 2014 r. we wszystkich kopalniach i jednostkach górniczego ratownictwa zawodowego było 6008 ratowników i specjalistów wchodzących w skład poszczególnych drużyn ratowniczych. Dzisiaj po dwóch latach (stan z połowy lipca 2016 r.) liczba członków drużyn ratowniczych wynosi 5111 osób.
W ramach tylko Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w tym samym okresie z 201 członków drużyny ratowniczej zostało 182. CSRG podlegają cztery okręgowe stacje ratownictwa górniczego: w Bytomiu, Zabrzu, Jaworznie i Wodzisławiu. Zapisy dotyczące ratownictwa górniczego mówią o „niezwłocznym niesieniu pomocy” w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia osób przebywających w zakładach górniczych oraz bezpieczeństwa ruchu zakładu górniczego lub bezpieczeństwa powszechnego. Skoro będzie się zmieniać struktura górnictwa, to ratownictwa również.
Powiem tylko, że 13 lat temu średni czas dojazdu wozu bojowego do miejsca wypadku wynosił 35 minut, a dzisiaj ok. 25 minut. Także dzięki rozbudowie infrastruktury drogowej. Dlatego też powołałem specjalny zespół, który ma dokonać gruntownej analizy takich rozwiązań. Jeżeli wyniki analiz nie naruszą podstawowego zadania, jakie zostało postawione przed Centralną Stacją Ratownictwa Górniczego, korekty w funkcjonowaniu tych służb zostaną wprowadzone najprawdopodobniej od 1 stycznia 2017 roku. Jeśli chodzi o stacje w Jaworznie i Wodzisławiu – im podlega interwencyjnie najwięcej kopalń, które będą jeszcze funkcjonować wiele lat. W przypadku Bytomia i Zabrza zabezpieczenie dotyka kopalń trudnych pod względem nasilenia zagrożeń naturalnych. Zatem każda decyzja dotykająca mobilności służb ratowniczych musi być głęboko wyważona.
Rozmawiała Karolina Baca-Pogorzelska