Premier Donald Tusk, na wniosek Elżbiety Bieńkowskiej, odwołał dyrektora GDDKiA Lecha Witeckiego. Decyzja jest wynikiem oceny całości działań podejmowanych przez dotychczasowe kierownictwo GDDKiA.
– Jedyna rzecz, której się mogę teraz bać, jest taka, że Witeckiego wymienią na kogoś gorszego. Z drugiej strony dziwię się, że aż tak długo się utrzymywał, biorąc pod uwagę to jak działała pod jego kierownictwem GDDKiA – ocenia w rozmowie z naszym portalem pos. Przemysław Wipler (niezrzesz.).
– Tym bardziej, że przez cały czas kierowania tą instytucją miał status „pełniącego obowiązki” Generalnego Dyrektora – dodaje poseł. – W dodatku to był człowiek b. ministra Nowaka. Zatem z tego punktu widzenia zdymisjonowanie Witeckiego stanowi zamykanie „tematu Nowaka” w infrastrukturze.
To, że Witecki utrzymywał się aż prawie sześć lat na stanowisku nie jest powodem, z którego podatnicy mogliby się cieszyć.
– Musimy bowiem pamiętać, że w tym czasie nie tylko zostały wydane olbrzymie środki na drogi, ale w wyniku tego, jak GDDKiA te pieniądze wydawała, padły setki polskich firm budowlanych, a dziesiątki tysięcy osób straciło pracę – dodaje Wipler. – Wiele osób ma problemy prawne i ekonomiczne, które będą ciągnęły się przez lata. Zaś polski wymiar sprawiedliwości został dobity olbrzymią liczbą spraw, które wynikały z tego w jak wadliwy sposób podpisuje kontrakty i jakie ma zasady współpracy z generalnymi wykonawcami Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.
Żadne spec-ustawy i spec-rozwiązania nie ratowały tej sytuacji. Ani obchodzenie prawa, budowa „by-passów”, nie ratowały popełnionych przez GDDKiA błędów. Zadziwiające, że mimo to Witecki przez cały ten czas miał tarczę polityczną ze strony rządzących – uważa poseł.
Jego zdaniem na najwyższe stanowiska państwowe powinni być dobierani urzędnicy, będący jednocześnie dobrymi menedżerami i prawnikami. Najlepiej mający doświadczenia z kontraktowaniem bardzo dużych zamówień publicznych o charakterze zamówień inwestycyjnych.
– Brak doświadczenia w planowaniu procesu inwestycyjnego od strony finansowej i prawnej powinien dyskwalifikować każdego potencjalnego kandydata na szefa GDDKiA – uważa Wipler. Ponadto należy zastanawiać się nad zasadami wynagradzania osób na tak wysokich stanowiskach. Otóż osoba, posiadająca wystarczające kompetencje, by piastować tak wysoką funkcję, powinna zarabiać wielokrotnie więcej niż jest to dozwolone tzw. ustawą kominową. Bo wielokrotnie więcej zarabia się na podobnych stanowiskach w dużych, prywatnych firmach.
– W rezultacie przy tak nietransparentnej polityce doboru na tak ważne funkcje ciężko jest ściągnąć właściwego fachowca. Tym bardziej, że tego „miodu w słoiku”, który nazywa się GDDKiA, już nie ma. Zaś problemów po panu Witeckim do rozwiązania pozostało bardzo wiele – kończy poseł.