ANALIZA
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Gazociąg Turkish Stream z Rosji do Turcji prawdopodobnie powstanie. Umowa międzyrządowa w tej sprawie została podpisana 11 października 2016 roku w Stambule przy obecności prezydentów obu krajów.
Rabat
Przełom umożliwiła zgoda Rosjan na udzielenie tureckiemu BOTAS-owi rabatu cenowemu. Nieznana jest jego skala, bo „konkretne cyfry” ma określić Gazprom. Dotychczas nieugięta postawa rosyjskiej firmy nie pozwalała na kompromis, od którego strona turecka uzależniała zgodę na Turkish Stream.
Redukcja
Projekt jest możliwy także dlatego, że został zracjonalizowany. Z czteronitkowego giganta o przepustowości 63 mld m3 rocznie zakładanego w memorandum o porozumieniu zostały dwie nitki – po 15,75 mld m3 każda. Pierwsza ma posłużyć dostawom do Turcji. Druga miałaby sięgać poza granice tureckie i dostarczać surowiec na Bałkany.
To jednak zależy od zainteresowania i zaangażowania w państwach tego regionu. W przypadku chęci zbudowania odnogi na terenie Unii Europejskiej będzie musiała wyrazić zgodę Komisja, która już raz zablokowała rosyjski projekt – South Stream – za niezgodność jego założeń z trzecim pakietem energetycznym. Do nitki tureckiej Komisja nie będzie mogła zgłaszać uwag.
W razie realizacji obu nitek Turcy zyskaliby dostawy surowca dla siebie i zyski z tranzytu do Europy. Rosjanie zyskaliby alternatywę do dostaw przez Ukrainę. W 2019 roku, kiedy ma być gotowy Turkish Stream, kończy się umowa tranzytowa z Ukraińcami. O ile w 2015 roku przez Ukrainę przesłano 67,5 mld m3 gazu z Rosji, to pod koniec dekady część z tej wartości może przypaść Turcji i krajom bałkańskim.
Do 2022 roku BOTAS ma odbierać w sumie 14 mld m3 rocznie od Gazpromu. Prywatni klienci w Turcji odbierają około 14 mld m3 ba rok. Do dostaw są wykorzystywane Gazociąg Transbałkański, który śle gaz z Ukrainy, oraz Blue Stream, dostarczający surowiec bezpośrednio przez Morze Czarne. Ukraina mogłaby zatem stracić maksymalnie 14 mld m3 przez powstanie nitki tureckiej Turkish Stream i około 5 mld m3 rocznie, jeżeli powstanie druga nitka dedykowana Bałkanom. Razem około 20 mld m3 maksymalnej przepustowości Gazociągu Transbałkańskiego mogłaby przypaść Turkish Stream.
Środki
Morskie odcinki Turkish Stream mają powstać z pieniędzy Gazpromu i to on ma nimi zarządzać. Lądowy odcinek pierwszej nitki ma należeć do BOTAS-u. Pokazuje to, na którym fragmencie Tureckiego Potoku zależy Turcji. Potok na 63 mld m3 zamienia się w strumyk na 15,75 mld m3 rocznie z opcją podwojenia tej przepustowości, jeżeli warunki na to pozwolą.
Największym wyzwaniem dla projektów infrastrukturalnych Gazpromu będzie ich finansowanie. Gwarancją dla banków mogą być przyszłe umowy gazowe. Jeżeli rosyjski gigant zostanie zmuszony do finansowania go samodzielnie, dofinansuje go Kreml. W tym roku otrzyma on z budżetu około 25 rubli rekompensaty za zniżkę cenową dla Białorusi. W podobny sposób mogą być transferowane środki na budowę gazociągu, a warto przypomnieć, że w przypadku Turkish Stream część inwestycji została już poniesiona przy okazji przygotowań do realizacji projektu South Stream.
Oddziaływanie
O ile projekt na 63 mld m3 rocznie zakładany pierwotnie, w razie realizacji mógł mieć oddziaływanie geopolityczne, to nowy szlak dostaw do Turcji będzie miał ograniczony wpływ na rynek gazu w regionie oraz na sytuację na Ukrainie, która zarabia na tranzycie rosyjskiego surowca. Ograniczenie dostaw przez jej terytorium o około 15-20 mld m3 rocznie nie byłoby precedensem.
W okresie nielegalnej agresji na Ukrainę Rosja zmniejszyła tranzyt przez jej terytorium z 116 mld m3 rocznie w 2010 roku do 64 mld m3 w 2014 roku. Obecnie jednak zwiększa dostawy tym szlakiem. Nowe ograniczenie zysków mogłoby zadziałać motywująco na Kijów i skłonić go do kontynuacji reform gazowych, co byłoby pozytywnym skutkiem.
Dopiero patrząc na szerszy kontekst i planowany gazociąg Nord Stream 2, pomniejszony Turkish Stream znów nabiera wagi. Być może redukcja projektu była podyktowana nadziejami na sukces północnego projektu o planowanej przepustowości 55 mld m3 rocznie. On będzie kolejnym narzędziem omijania Ukrainy w tranzycie i może ją pozbawić kolejnych zysków.
Ponadto gaz z Nord Stream 2 może dotrzeć tam, gdzie nie mógł wysłać go zablokowany South Stream, czyli do Środkowoeuropejskiego Hubu Gazowego w Austrii. Plany rozbudowy infrastruktury towarzyszącej w Niemczech i Austrii na to wskazują (gazociągi EUGAL i BACI opisywane w innych tekstach).
EUGAL: Niemcy mają sposób na ominięcie prawa unijnego przez Nord Stream 2
Turcja może ograć Rosję
Ambitne plany Gazpromu może zakłócić jednak sama Turcja. W czasie Międzynarodowego Kongresu Energetycznego w Stambule był obecny także prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew. Na zdjęciach jest widoczny obok prezydentów Władimira Putina i Recepa Erdogana. Prezydent Azerbejdżanu przypomniał, że jego kraj zamierza zainwestować w Turcji ponad 20 mld dolarów w sektor energetyczny, podkreślając swe znaczenie dla Ankary.
Podczas Kongresu przywódca Turcji zadeklarował niezmienne poparcie dla Gazociągu Transanatolijskiego, który wchodzi skład projektów Korytarza Południowego. Jest to wspierany przez Komisję Europejską szlak dostaw azerskiego gazu do Europy. Gazociąg Transanatolijski ma mieć przepustowość 16 mld m3 rocznie i tyle słać do Turcji, z czego 10 mld m3 trafi do Gazociągu Transadriatyckiego, i na rynek europejski.
Erdogan wspomniał o możliwości przyłączenia do Korytarza dostaw z Turkmenistanu. Mogłoby wtedy dojść do podwojenia przepustowości TANAP do 24 mld m3 i TAP do 20 mld m3 rocznie. Mówił także o tym, że przez Turcję do Europy może docierać oprócz rosyjskiego, także surowiec z Bliskiego Wschodu. Ta szeroka definicja może uwzględniać zarówno Iran i Irak, jak Cypr i Izrael, czyli kolejne źródła dostaw, które mogą pozwolić na zwiększenie przepustowości Korytarza Południowego.
Wtedy wolne moce Gazociągu Transbałkańskiego zwolnione dzięki Turkish Stream mogłyby teoretycznie posłużyć do rozwoju eksportu przez Korytarz. Turcja godzi się na Turkish Stream na warunkach dogodnych dla siebie i nie rezygnuje z alternatyw. Zamierza uczynić z kraju hub gazowy i być pośrednikiem w handlu surowcem dla Europy. Nie ogranicza się jednak do źródła rosyjskiego. Zamierza zarobić na planie dywersyfikacji kontynuowanym przez Brukselę, na którym Rosja musi stracić. To jednak nie jest zmartwienie Recepa Erdogana.