icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Bojanowicz: Polsko-ukraiński sojusz energetyczny – co stoi na drodze?

KOMENTARZ

Roma Bojanowicz

Ekspert portalu PolUkr.net

Głośnym echem w rosyjskich mediach odbiła się wypowiedź prezydenta Petra Poroszenki dotycząca budowania wspólnego polsko-ukraińskiego sojuszu energetycznego. Polski MSZ i polscy dziennikarze pominęli ten bardzo istotny szczegół wrześniowej wizyty ministra Waszczykowskiego na Ukrainie. W relacjach z Kijowa dominowały komentarze o politycznym wsparciu dla ukraińskich reform oraz historyczne kwestie z czasów II Wojny Światowej.

Ostatnia wizyta ministra Waszczykowskiego w Kijowie jasno pokazała, że polski rząd nie ma pomysłu na prowadzenie długofalowej polityki zagranicznej wobec naszego najbliższego sąsiada. W relacjach polskich mediów jakie towarzyszyły pobytowi szefa MSZ polityczne deklaracje poparcia dla integracyjnych aspiracji Ukrainy z Unią Europejską, czy wsparcie dążeń do przywrócenia jedności terytorialnej przeplatały się z informacjami o „trudnych rozmowach” dotyczących przeszłości, o „dochodzeniu do prawdy” w temacie Rzezi wołyńskiej. Natomiast kwestie gospodarcze zostały całkowicie pominięte.

Poza publikatorami z branży energetycznej nikt nie zwrócił uwagi na słowa prezydenta Petra Poroszenki o tym, że „Ukraina jest zainteresowana rozwojem stosunków z Polską w dziedzinie energetyki”. Deklaracja ta nie umknęła za to rosyjskim dziennikarzom. Z tego jasno wynika, że służby specjalne Federacji Rosyjskiej są żywotnie zainteresowane rozwojem sytuacji w tych gałęziach gospodarek naszych krajów. I jasno dają to do zrozumienia.

Bezpieczeństwo energetyczne i wspólne interesy

Po groźbie „blackoutu” jaki nastąpił latem 2015 roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne podpisały umowę ze stroną ukraińską o interwencyjnych zakupach prądu. Wiosną tego roku wraz z oficjalną delegacją Sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksandra Turczynowa do Polski przybyli również przedstawiciele Ukrenergo. Ukraiński operator energetyczny chciał przekonać polskie przedsiębiorstwo do poszerzenia wolumenu zakupu energii z atomowej elektrowni w Chmielnickim. Tym razem Polacy nie byli jednak zainteresowani prowadzeniem dalszych rozmów na ten temat. Nasze spółki energetyczne obawiały się wówczas, że zwiększenie dostaw energii elektrycznej z Ukrainy mogłoby obniżyć opłacalność dostaw z krajowych bloków.

Obawy są nie do końca uzasadnione. W Polsce brakuje prądu więc importujemy go z Niemiec, Szwecji i właśnie z Ukrainy. Jednak polskim decydentom marzy się całkowita samowystarczalność naszego kraju w kwestiach energetycznych. Jest to tendencja absolutnie zrozumiała związana z bezpieczeństwem naszego kraju. Import tańszej energii z zagranicy jest wprawdzie bardziej opłacalny dla odbiorców, może jednak spowodować wypchnięcie z rynku krajowych elektrowni, które nie zostaną zastąpione nowymi, bardziej ekonomicznymi blokami energetycznymi. Zdaniem rządu może to skutkować uzależnieniem naszego kraju od importowanej energii, a w konsekwencji wzrostem cen, ograniczeniami w jej dostawach gdy zabraknie prądu u sąsiadów oraz w najgorszym przypadku całkowitym zawieszeniem dostaw z zagranicy w przypadku powstania jakichkolwiek sytuacji spornych.

Kolejnym problemem związanym z zakupem ukraińskiej energii jest brak synchronizacji systemów elektroenergetycznych obu krajów. Polski system jest zestrojony z systemem zachodnioeuropejskim. Natomiast Ukraina współpracuje z siecią przesyłową łączącą wszystkie kraje byłego ZSRR.

Projekt zakupu przez Polskę prądu ze wschodu utrudnia, czy wręcz uniemożliwia również brak linii umożliwiających przesyłanie dużych ilości energii. Istniejące połączenie umożliwiające przesyłanie energii o napięciu 220 kV ma za małą przepustowość, aby opłacało się wysyłać nim prąd z elektrowni atomowej. Obecnie za jej pomocą trafia do Polski ok. 1 TWh z dwóch bloków pracujących tylko na potrzeby polskiego systemu energetycznego w elektrowni w Dobrotworze.

Stare koncepcje w nowej odsłonie

Niemniej jednak, na Ukrainie już w 2014 roku rozpoczęto analizy nad rozbudową i modernizacją powstałej jeszcze w latach 80 sieci energetycznej najwyższych napięć (750 kV) Chmielnicki-Rzeszów (która miała zapewnić dostawy energii elektrycznej do Polski z krajów ówczesnego ZSRR, a przestała funkcjonować w 1992 roku). Ponowne uruchomienie tej linii wymagałoby dużych nakładów inwestycyjnych na remont po stronie ukraińskiej oraz wybudowanie tzw. wstawki prądu stałego, która łączyłaby w jedną całość niezsynchronizowane systemy energetyczne naszych krajów. Koszt tego remontu i modernizacji oszacowano się kwotę około 1 miliarda złotych. Z tego jasno wynika, że Ukraina nie jest technologicznie przygotowana do ewentualnego wsparcia Polski w przypadku dużego kryzysu energetycznego.

Wybudowanie nowej, transgranicznej sieci przesyłowej wysokiego napięcia między Ukrainą i Polską byłaby wyraźnym sygnałem zbliżenia się naszego wschodniego sąsiada z Unią Europejską. Być może bliższa współpraca między naszymi krajami mogłaby wymusić na stronie ukraińskiej dostosowanie się do europejskich standardów dotyczących emisji dwutlenku węgla, czy przepisów dotyczących zaostrzenia norm środowiskowych.

Zakup prądu pomógłby Ukrainie sfinansować modernizację elektrowni atomowej w Chmielnickim. Ewentualna współpraca przy rozbudowie tej elektrowni pomogłaby stronie polskiej w zdobyciu niezbędnego doświadczenia, a są to kompetencje kluczowe przy budowie pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Możliwość ich wcześniejszego zdobycia może znacząco przyspieszyć proces planowania i budowy naszej narodowej siłowni. Wszak najlepiej jest się uczyć na cudzych błędach. Zwłaszcza, że koszty budowy nowych bloków jądrowych szacowane są na kwotę 50-60 miliardów złotych, które my, zwykli odbiorcy prądu będziemy musieli zapłacić w rachunkach.

Razem dla wspólnego dobra

Działania polskiego przemysłu energetycznego pracującego nad dostosowaniem swoich bloków energetycznych do europejskich norm dotyczących emisji dwutlenku węgla w połączeniu z rozbudową istniejących już elektrowni atomowych na Ukrainie będą miały ogromny wpływ na bezpieczeństwo energetyczne Europy Wschodniej. Zarówno Polska jaki Ukraina mają jeden niezwykle ważny element wspólny polityki bezpieczeństwa w wymiarze energetycznym – od lat pracują nad uniezależnieniem się od dostawa rosyjskich paliw i energii.

Polska dąży do całkowitej samowystarczalności energetycznej, Ukrainie zależy zaś na przystosowaniu się do norm obowiązujących w Europie Zachodniej. Konsekwentna i planowa polityka zagraniczna prowadzona wobec Ukrainy przez stronę polską wzmocniłaby pozycję naszego kraju nie tylko w regionie, ale i w całej Unii Europejskiej. Dałoby to naszym krajom mocniejszą kartę przetargową choćby w rozgrywkach polityczno-ekonomicznych z Rosją.

Źródło: PolUkr.net

KOMENTARZ

Roma Bojanowicz

Ekspert portalu PolUkr.net

Głośnym echem w rosyjskich mediach odbiła się wypowiedź prezydenta Petra Poroszenki dotycząca budowania wspólnego polsko-ukraińskiego sojuszu energetycznego. Polski MSZ i polscy dziennikarze pominęli ten bardzo istotny szczegół wrześniowej wizyty ministra Waszczykowskiego na Ukrainie. W relacjach z Kijowa dominowały komentarze o politycznym wsparciu dla ukraińskich reform oraz historyczne kwestie z czasów II Wojny Światowej.

Ostatnia wizyta ministra Waszczykowskiego w Kijowie jasno pokazała, że polski rząd nie ma pomysłu na prowadzenie długofalowej polityki zagranicznej wobec naszego najbliższego sąsiada. W relacjach polskich mediów jakie towarzyszyły pobytowi szefa MSZ polityczne deklaracje poparcia dla integracyjnych aspiracji Ukrainy z Unią Europejską, czy wsparcie dążeń do przywrócenia jedności terytorialnej przeplatały się z informacjami o „trudnych rozmowach” dotyczących przeszłości, o „dochodzeniu do prawdy” w temacie Rzezi wołyńskiej. Natomiast kwestie gospodarcze zostały całkowicie pominięte.

Poza publikatorami z branży energetycznej nikt nie zwrócił uwagi na słowa prezydenta Petra Poroszenki o tym, że „Ukraina jest zainteresowana rozwojem stosunków z Polską w dziedzinie energetyki”. Deklaracja ta nie umknęła za to rosyjskim dziennikarzom. Z tego jasno wynika, że służby specjalne Federacji Rosyjskiej są żywotnie zainteresowane rozwojem sytuacji w tych gałęziach gospodarek naszych krajów. I jasno dają to do zrozumienia.

Bezpieczeństwo energetyczne i wspólne interesy

Po groźbie „blackoutu” jaki nastąpił latem 2015 roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne podpisały umowę ze stroną ukraińską o interwencyjnych zakupach prądu. Wiosną tego roku wraz z oficjalną delegacją Sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksandra Turczynowa do Polski przybyli również przedstawiciele Ukrenergo. Ukraiński operator energetyczny chciał przekonać polskie przedsiębiorstwo do poszerzenia wolumenu zakupu energii z atomowej elektrowni w Chmielnickim. Tym razem Polacy nie byli jednak zainteresowani prowadzeniem dalszych rozmów na ten temat. Nasze spółki energetyczne obawiały się wówczas, że zwiększenie dostaw energii elektrycznej z Ukrainy mogłoby obniżyć opłacalność dostaw z krajowych bloków.

Obawy są nie do końca uzasadnione. W Polsce brakuje prądu więc importujemy go z Niemiec, Szwecji i właśnie z Ukrainy. Jednak polskim decydentom marzy się całkowita samowystarczalność naszego kraju w kwestiach energetycznych. Jest to tendencja absolutnie zrozumiała związana z bezpieczeństwem naszego kraju. Import tańszej energii z zagranicy jest wprawdzie bardziej opłacalny dla odbiorców, może jednak spowodować wypchnięcie z rynku krajowych elektrowni, które nie zostaną zastąpione nowymi, bardziej ekonomicznymi blokami energetycznymi. Zdaniem rządu może to skutkować uzależnieniem naszego kraju od importowanej energii, a w konsekwencji wzrostem cen, ograniczeniami w jej dostawach gdy zabraknie prądu u sąsiadów oraz w najgorszym przypadku całkowitym zawieszeniem dostaw z zagranicy w przypadku powstania jakichkolwiek sytuacji spornych.

Kolejnym problemem związanym z zakupem ukraińskiej energii jest brak synchronizacji systemów elektroenergetycznych obu krajów. Polski system jest zestrojony z systemem zachodnioeuropejskim. Natomiast Ukraina współpracuje z siecią przesyłową łączącą wszystkie kraje byłego ZSRR.

Projekt zakupu przez Polskę prądu ze wschodu utrudnia, czy wręcz uniemożliwia również brak linii umożliwiających przesyłanie dużych ilości energii. Istniejące połączenie umożliwiające przesyłanie energii o napięciu 220 kV ma za małą przepustowość, aby opłacało się wysyłać nim prąd z elektrowni atomowej. Obecnie za jej pomocą trafia do Polski ok. 1 TWh z dwóch bloków pracujących tylko na potrzeby polskiego systemu energetycznego w elektrowni w Dobrotworze.

Stare koncepcje w nowej odsłonie

Niemniej jednak, na Ukrainie już w 2014 roku rozpoczęto analizy nad rozbudową i modernizacją powstałej jeszcze w latach 80 sieci energetycznej najwyższych napięć (750 kV) Chmielnicki-Rzeszów (która miała zapewnić dostawy energii elektrycznej do Polski z krajów ówczesnego ZSRR, a przestała funkcjonować w 1992 roku). Ponowne uruchomienie tej linii wymagałoby dużych nakładów inwestycyjnych na remont po stronie ukraińskiej oraz wybudowanie tzw. wstawki prądu stałego, która łączyłaby w jedną całość niezsynchronizowane systemy energetyczne naszych krajów. Koszt tego remontu i modernizacji oszacowano się kwotę około 1 miliarda złotych. Z tego jasno wynika, że Ukraina nie jest technologicznie przygotowana do ewentualnego wsparcia Polski w przypadku dużego kryzysu energetycznego.

Wybudowanie nowej, transgranicznej sieci przesyłowej wysokiego napięcia między Ukrainą i Polską byłaby wyraźnym sygnałem zbliżenia się naszego wschodniego sąsiada z Unią Europejską. Być może bliższa współpraca między naszymi krajami mogłaby wymusić na stronie ukraińskiej dostosowanie się do europejskich standardów dotyczących emisji dwutlenku węgla, czy przepisów dotyczących zaostrzenia norm środowiskowych.

Zakup prądu pomógłby Ukrainie sfinansować modernizację elektrowni atomowej w Chmielnickim. Ewentualna współpraca przy rozbudowie tej elektrowni pomogłaby stronie polskiej w zdobyciu niezbędnego doświadczenia, a są to kompetencje kluczowe przy budowie pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Możliwość ich wcześniejszego zdobycia może znacząco przyspieszyć proces planowania i budowy naszej narodowej siłowni. Wszak najlepiej jest się uczyć na cudzych błędach. Zwłaszcza, że koszty budowy nowych bloków jądrowych szacowane są na kwotę 50-60 miliardów złotych, które my, zwykli odbiorcy prądu będziemy musieli zapłacić w rachunkach.

Razem dla wspólnego dobra

Działania polskiego przemysłu energetycznego pracującego nad dostosowaniem swoich bloków energetycznych do europejskich norm dotyczących emisji dwutlenku węgla w połączeniu z rozbudową istniejących już elektrowni atomowych na Ukrainie będą miały ogromny wpływ na bezpieczeństwo energetyczne Europy Wschodniej. Zarówno Polska jaki Ukraina mają jeden niezwykle ważny element wspólny polityki bezpieczeństwa w wymiarze energetycznym – od lat pracują nad uniezależnieniem się od dostawa rosyjskich paliw i energii.

Polska dąży do całkowitej samowystarczalności energetycznej, Ukrainie zależy zaś na przystosowaniu się do norm obowiązujących w Europie Zachodniej. Konsekwentna i planowa polityka zagraniczna prowadzona wobec Ukrainy przez stronę polską wzmocniłaby pozycję naszego kraju nie tylko w regionie, ale i w całej Unii Europejskiej. Dałoby to naszym krajom mocniejszą kartę przetargową choćby w rozgrywkach polityczno-ekonomicznych z Rosją.

Źródło: PolUkr.net

Najnowsze artykuły