icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kuffel: Lekcja brytyjskiego powrotu do węgla

Wielka Brytania, prekursor rynku mocy na arenie europejskiej, ma dylemat i dość znaczący problem. Wygląda na to, iż mimo chęci i zapału, zmiany które zostały wprowadzone w brytyjskim sektorze energetycznym, „nie składają się w całość” – pisze Magdalena Kuffel, współpracowniczka BiznesAlert.pl.

W czym tkwi problem? W planach ekologizacji sektora energetycznego, który rozmija się z faktycznym stanem rzeczy. Brytyjski rząd w celu wypełnienia zobowiązań klimatycznych zdecydował się na stopniowe wycofanie najbardziej zanieczyszczających powietrze elektrowni (przede wszystkim węglowych) i zastąpienie ich tymi, które używają czystszych źródeł (takich jak gaz).

Ostatnie elektrownie węglowe zostaną zmuszone do zamknięcia najpóźniej w 2025 roku. Analitycy szacują jednak, że stanie się to szybciej, około 2022 roku, ponieważ wysokie koszty zanieczyszczenia powietrza oraz zmiany klimatyczne sprawiają, że węgiel jest nieopłacalny. Jednocześnie wielu obserwatorów brytyjskiej reformy mówi, że jeżeli cena węgla byłaby niska, to elektrownie mogłyby być w obiegu nawet do 2030 roku.

Wielka Brytania w tym tygodniu przeprowadzi aukcję na dotację dla elektrowni, które są w stanie wyprodukować prąd pokrywający dodatkowe zapotrzebowanie nadchodzącej zimy (2017/2018). I tu jest pies pogrzebany: analitycy i krytycy obawiają się, iż mimo deklaracji rządu na temat bardziej zielonego sektora, to właśnie wcześniej wspomniane elektrownie węglowe pozyskają większość kontraktów na produkcję.

Procedura przetargowa odbędzie się w ciągu czterech dni. Ma ona miejsce, ponieważ operator sieci zidentyfikował potrzebę dodatkowej przepustowości następnej zimy. Aukcja będzie uzupełnieniem aukcji rynku mocy.

Udział elektrowni węglowych w aukcji może mieć wiele konsekwencji, nie tylko związanych z brakiem poprawy jakości powietrza. Ze względu na koszt jaki w tej chwili ponoszą producenci „z węgla”, zamykająca cena produkcji może okazać się wyższa niż by sobie tego życzono (a proszę pamiętać, iż teoretycznie rynek mocy ma na celu długoterminowe oszczędności dla konsumentów). Poprzednia aukcja rynku mocy (na okres 4 lat) została zamknięta z ceną 22.5 funtów za kilowat (zima 2020/2021). Financial Times szacuje, że nadchodząca aukcja zostanie zamknięta z ceną sięgającą nawet do 26 funtów za kilowat (około 15% wyższą).

Wystarczy otworzyć któryś z brytyjskich lub międzynarodowych magazynów opiniotwórczych, aby bez problemu natknąć się na artykuł mówiący o brytyjskim paradoksie: z jednej strony rząd chce, aby sektor energetyczny wycofywał się z węgla, ale z drugiej strony „zachęca” elektrownie węglowe do dalszej produkcji. Uważam, że jest to bardzo proste podejście do tematu.

Nie chcę bronić „brudnych źródeł energii”, jednak myślę, że obecny stan rzeczy jest spowodowany przez fakt, iż Wielka Brytania nie była przygotowana do zmian, które wprowadziła. Powrót do węgla, mimo iż początkowo wydaje się być droższy, ostatecznie jest najprostszym i zapewne najtańszym rozwiązaniem. Łatwiej jest bowiem „podtrzymywać przy życiu” w dalszym ciągu sprawne elektrownie węglowe, niż rozpocząć inwestycje w szybką budowę alternatywnych, niezawodnych źródeł prądu (np. elektrownie z układem gazowo-parowym) lub w import prądu, który mógłby pokryć zapotrzebowanie (szczególnie biorąc pod uwagę sytuację we Francji; Wielka Brytania nie ma specjalnie skąd importować energii). Idealistycznie sądzono, że rynek mocy będzie stymulował konstrukcję nowych bloków – i z pewnością w jakimś stopniu ma to miejsce – jednak wygląda na to, że to raczej koło ratunkowe dla już „ledwo zipiących” producentów.

Trudno jest spekulować, co można było zrobić lub w jaki sposób można było przeprowadzić reformę. Bazując na faktach, można stwierdzić, iż mimo zapału i chęci, ekologizacja Wielkiej Brytanii zajmie więcej czasu niż początkowo sądzono. Energia wiatrowa, która pokrywa dużą cześć zapotrzebowania, jest świetnym rozwiązaniem. Jednak ostatnie wydarzenia powinny dać do myślenia. Jakie źródło energii może zapewnić podobną programowalność jak węgiel? Włosi opierają swój rynek mocy na, wcześniej wspomnianych, elektrowniach z układem gazowo-parowym (CCGT), co mogłoby posłużyć za inspirację Brytyjczykom.

Od 1991 roku, tj. od kiedy została oddana do użytku pierwsza tego typu elektrownia na wyspach, ich rola stopniowo rosła. W 2014 roku z 32 GW zainstalowanej mocy CCGT pokrywało około 30% całkowitego zapotrzebowania. Jednocześnie od początku rynku mocy żadna z dużych elektrowni CCGT nie wygrała kontraktów.

Na pewno wielu analityków zadaje sobie pytanie, czy w takim układzie rynek mocy ma sens i czy funkcjonuje. Z pewnością rozwój rynku mocy opiera się w tej chwili na próbach naprawy błędów. Nie jest to idealna metoda, jednak nie powinniśmy podchodzić do niej zbyt krytycznie. Ostatecznie rynek mocy to nowy mechanizm i wymaga adaptacji do zmieniającej się sytuacji sektora. Myślę, że Brytyjczycy zdają sobie sprawę ze swojej sytuacji, która jest daleka od idealnej, ale teraz wszystko zależy od tego, co z nią zrobią.

Wielka Brytania, prekursor rynku mocy na arenie europejskiej, ma dylemat i dość znaczący problem. Wygląda na to, iż mimo chęci i zapału, zmiany które zostały wprowadzone w brytyjskim sektorze energetycznym, „nie składają się w całość” – pisze Magdalena Kuffel, współpracowniczka BiznesAlert.pl.

W czym tkwi problem? W planach ekologizacji sektora energetycznego, który rozmija się z faktycznym stanem rzeczy. Brytyjski rząd w celu wypełnienia zobowiązań klimatycznych zdecydował się na stopniowe wycofanie najbardziej zanieczyszczających powietrze elektrowni (przede wszystkim węglowych) i zastąpienie ich tymi, które używają czystszych źródeł (takich jak gaz).

Ostatnie elektrownie węglowe zostaną zmuszone do zamknięcia najpóźniej w 2025 roku. Analitycy szacują jednak, że stanie się to szybciej, około 2022 roku, ponieważ wysokie koszty zanieczyszczenia powietrza oraz zmiany klimatyczne sprawiają, że węgiel jest nieopłacalny. Jednocześnie wielu obserwatorów brytyjskiej reformy mówi, że jeżeli cena węgla byłaby niska, to elektrownie mogłyby być w obiegu nawet do 2030 roku.

Wielka Brytania w tym tygodniu przeprowadzi aukcję na dotację dla elektrowni, które są w stanie wyprodukować prąd pokrywający dodatkowe zapotrzebowanie nadchodzącej zimy (2017/2018). I tu jest pies pogrzebany: analitycy i krytycy obawiają się, iż mimo deklaracji rządu na temat bardziej zielonego sektora, to właśnie wcześniej wspomniane elektrownie węglowe pozyskają większość kontraktów na produkcję.

Procedura przetargowa odbędzie się w ciągu czterech dni. Ma ona miejsce, ponieważ operator sieci zidentyfikował potrzebę dodatkowej przepustowości następnej zimy. Aukcja będzie uzupełnieniem aukcji rynku mocy.

Udział elektrowni węglowych w aukcji może mieć wiele konsekwencji, nie tylko związanych z brakiem poprawy jakości powietrza. Ze względu na koszt jaki w tej chwili ponoszą producenci „z węgla”, zamykająca cena produkcji może okazać się wyższa niż by sobie tego życzono (a proszę pamiętać, iż teoretycznie rynek mocy ma na celu długoterminowe oszczędności dla konsumentów). Poprzednia aukcja rynku mocy (na okres 4 lat) została zamknięta z ceną 22.5 funtów za kilowat (zima 2020/2021). Financial Times szacuje, że nadchodząca aukcja zostanie zamknięta z ceną sięgającą nawet do 26 funtów za kilowat (około 15% wyższą).

Wystarczy otworzyć któryś z brytyjskich lub międzynarodowych magazynów opiniotwórczych, aby bez problemu natknąć się na artykuł mówiący o brytyjskim paradoksie: z jednej strony rząd chce, aby sektor energetyczny wycofywał się z węgla, ale z drugiej strony „zachęca” elektrownie węglowe do dalszej produkcji. Uważam, że jest to bardzo proste podejście do tematu.

Nie chcę bronić „brudnych źródeł energii”, jednak myślę, że obecny stan rzeczy jest spowodowany przez fakt, iż Wielka Brytania nie była przygotowana do zmian, które wprowadziła. Powrót do węgla, mimo iż początkowo wydaje się być droższy, ostatecznie jest najprostszym i zapewne najtańszym rozwiązaniem. Łatwiej jest bowiem „podtrzymywać przy życiu” w dalszym ciągu sprawne elektrownie węglowe, niż rozpocząć inwestycje w szybką budowę alternatywnych, niezawodnych źródeł prądu (np. elektrownie z układem gazowo-parowym) lub w import prądu, który mógłby pokryć zapotrzebowanie (szczególnie biorąc pod uwagę sytuację we Francji; Wielka Brytania nie ma specjalnie skąd importować energii). Idealistycznie sądzono, że rynek mocy będzie stymulował konstrukcję nowych bloków – i z pewnością w jakimś stopniu ma to miejsce – jednak wygląda na to, że to raczej koło ratunkowe dla już „ledwo zipiących” producentów.

Trudno jest spekulować, co można było zrobić lub w jaki sposób można było przeprowadzić reformę. Bazując na faktach, można stwierdzić, iż mimo zapału i chęci, ekologizacja Wielkiej Brytanii zajmie więcej czasu niż początkowo sądzono. Energia wiatrowa, która pokrywa dużą cześć zapotrzebowania, jest świetnym rozwiązaniem. Jednak ostatnie wydarzenia powinny dać do myślenia. Jakie źródło energii może zapewnić podobną programowalność jak węgiel? Włosi opierają swój rynek mocy na, wcześniej wspomnianych, elektrowniach z układem gazowo-parowym (CCGT), co mogłoby posłużyć za inspirację Brytyjczykom.

Od 1991 roku, tj. od kiedy została oddana do użytku pierwsza tego typu elektrownia na wyspach, ich rola stopniowo rosła. W 2014 roku z 32 GW zainstalowanej mocy CCGT pokrywało około 30% całkowitego zapotrzebowania. Jednocześnie od początku rynku mocy żadna z dużych elektrowni CCGT nie wygrała kontraktów.

Na pewno wielu analityków zadaje sobie pytanie, czy w takim układzie rynek mocy ma sens i czy funkcjonuje. Z pewnością rozwój rynku mocy opiera się w tej chwili na próbach naprawy błędów. Nie jest to idealna metoda, jednak nie powinniśmy podchodzić do niej zbyt krytycznie. Ostatecznie rynek mocy to nowy mechanizm i wymaga adaptacji do zmieniającej się sytuacji sektora. Myślę, że Brytyjczycy zdają sobie sprawę ze swojej sytuacji, która jest daleka od idealnej, ale teraz wszystko zależy od tego, co z nią zrobią.

Najnowsze artykuły