Dziesięć lat temu amerykańscy wydobywcy gazu z konwencjonalnych źródeł stanęli przed widmem kryzysu, gdyż pokłady gazu ziemnego zaczęły się szybko wyczerpywać. Dla zrównoważenia spadku produkcji, koncerny energetyczne, takie jak ExxonMobil Corp., BP P.L.C. oraz Chevron Corp., planowały wydać miliardy dolarów na budowę nowych terminali importowych gazu – pisze Andrzej Kiedrowicz , ekspert KOI Capital.
Na szczęście wszystko zmieniła nowo odkryta technologia wydobywcza, znana jako szczelinowanie hydrauliczne. Polega ona na wpompowywaniu do odwiertu płynu szczelinującego (mieszaniny wody z dodatkami chemicznymi i piaskiem) pod wysokim ciśnieniem w celu wytworzenia, utrzymania lub powiększenia szczelin w skałach. Technologia ta umożliwiła spółkom wydobywczym pozyskiwanie paliwa z warstw skał łupkowych, co zapoczątkowało rewolucję łupkową w USA.
Przez lata Amerykanie byli uzależnieni od zewnętrznych dostaw energii. Dzięki wydobyciu ze złóż łupkowych, obecne wydobycie ropy naftowej i gazu ziemnego zaczyna przewyższać potrzeby krajowego rynku. W 2016 roku, po raz pierwszy w historii, Amerykanie rozpoczęli przekształcanie wydobywanego z łupków gazu ziemnego w skroplony gaz ziemny (LNG) i wysyłanie go za granicę. Początkowym problemem był system gazociągów, który został wybudowany w latach 50., aby transportować gaz z terminali gazowych, ulokowanych nad Zatoką Meksykańską do gęsto zaludnionych stanów północno-wschodnich. Nikt wtedy nie sądził, że zajdzie potrzeba transportowania gazu w drugą stronę. Paradoksalnie, największe złoża łupków bogatych w gaz to złoża Marcellus i Utica w północno-wschodnich stanach USA. Wiertnie każdego dnia wydobywają z nich 18 mld metrów sześciennych gazu. Dlatego też, inżynierowie przeprojektowują gazociągi, aby mogły również przesyłać paliwo na południe, do budowanych tam naprędce terminali eksportowych. W tym roku ma być gotowych kilka takich dwukierunkowych gazociągów. Szacuje się również, iż będzie to pierwszy rok od lat 50., w którym amerykański eksport oleju opałowego przewyższy jego import.
Jak na razie jedynym koncernem, który eksportuje LNG z terminalu w Zatoce Meksykańskiej, jest Cheniere Energy, Inc., który takie pozwolenie uzyskał od amerykańskich regulatorów energetycznych już w 2010 roku. Niedawno zaczął on korzystać z nowo wybudowanych dwukierunkowych gazociągów, transportujących skroplony surowiec ze złoża Marcellus. Ta sytuacja jednak szybko ulegnie zmianie, gdyż do 2018 roku zaczną działać 4 nowe terminale eksportowe, a co najmniej 12 następnych czeka w kolejce na uzyskanie stosownych certyfikatów.
Póki co, LNG jest eksportowany do krajów Ameryki Południowej i Meksyku, a moce przerobowe terminalu wynoszą niewiele ponad 1 mld metrów sześciennych dziennie. W 2018 roku z 5 w pełni operacyjnych terminali będzie można eksportować aż 10 mld metrów sześciennych dziennie. To jednak nie koniec ekspansji. Amerykański Departament Energii rozpatruje obecnie aplikacje koncernów, planujących eksport aż 26 mld sześciennych skroplonego gazu dziennie, nawet do takich krajów, które obecnie nie mają podpisanych porozumień handlowych ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli te plany się ziszczą, ponad połowa amerykańskiej produkcji gazu będzie eksportowana.
Oczywiście zagrożeniem dla amerykańskich planów eksportowej ekspansji może być konkurencja ze strony największych, światowych eksporterów gazu ziemnego – czyli Rosji i Kataru. Pomimo iż cena amerykańskiego gazu jest bliska historycznie niskich poziomów, to krajom azjatyckim bardziej opłaca się importowanie surowca z bliżej położonych krajów. Również Plany prezydenta Donalda Trumpa, zamierzającego ingerencję w północnoamerykańską strefę wolnego handlu NAFTA, mogą doprowadzić do znacznego wzrostu kosztów eksportu do Meksyku. Pomimo tych zagrożeń, rewolucja łupkowa otworzyła drogę USA do stania się nowym, globalnym supermocarstwem gazowym. To, czy Amerykanie tę szansę wykorzystają, będzie zależeć od ich umiejętności odnajdowania nowych rynków zbytu dla szybko rosnącej produkcji gazu.