Pomimo licznych sporów zainteresowane państwa nieustannie dążą do utrzymania bezpieczeństwa na Morzu Południowochińskim. Konflikt ograniczyłby bowiem ogromną wymianę handlową regionu z resztą świata – mówi portalowi BiznesAlert.pl Patrycja Twardziak, analityk Centrum Studiów Polska-Azja.
Napięcie w rejonie Morza Południowochińskiego rośnie. Jednak elementarnym celem wszystkich zainteresowanych jest niedopuszczenie do otwartego konfliktu na tym obszarze. Z punktu widzenia społeczności międzynarodowej konflikt taki byłby nieopłacalny dla żadnej ze stron – zarówno jeżeli mowa o państwach regionu, jak również pozostałych. Doprowadziłby bowiem do zakłóceń globalnego rozwoju gospodarczego.
Po pierwsze miałby bezpośredni wpływ na ciągłość dostaw surowców energetycznych do państw Azji Wschodniej, ale także ograniczyłby wymianę handlową regionu z resztą świata (szlaki komunikacyjne). Drugą kwestię stanowi włączenie się Stanów Zjednoczonych do konfliktu, z uwagi na powiązania sojusznicze z państwami regionu, a także odpowiedzialność mocarstwową tego kraju. Starcie dwóch największych gospodarek przyczyniłoby się z pewnością do ograniczenia rozwoju globalnego. Istnieje bowiem wyraźny wpływ ich działań na światową gospodarkę.
Główni aktorzy
Chiny w regionie Azji Wschodniej to przede wszystkim projekt Morskiego Jedwabnego Szlaku XXI wieku (21st Century Maritime Silk Road), nieustanne zbrojenia oraz dążność do zacieśniania relacji z sąsiadami poprzez działania gospodarcze, co prowadzi do pogłębiania ich wpływów.
Stany Zjednoczone zaś to ciągle niejasna przyszłość obecności amerykańskiej w regionie Azji i Pacyfiku (co może przynieść prezydentura Donalda Trumpa). Pojawiające się sukcesywnie rozbieżności w zajmowanych przez przedstawicieli amerykańskiego rządu stanowiskach pogłębiają tylko napięcia na linii Pekin-Waszyngton. Niwelacja obecności Stanów Zjednoczonych w wielostronnych platformach współpracy, w dobie globalizacji i prymatu gospodarczego, na rzecz bilateralnych porozumień oraz realizacji postanowień sojuszniczych, w tym przede wszystkim skupienie uwagi na zapewnieniu obrony sojusznikom, prowadzi do pogłębiania się antagonizmów regionalnych, które coraz bardziej asertywny Pekin może chcieć wykorzystać.
Jednakże w minionym tygodniu USA niespodziewanie zapewniły o uszanowaniu polityki jednych Chin. Te zaś, w związku z oficjalną wizytą chińskiej delegacji w Australii i Nowej Zelandii, podjęły pierwsze kroki w celu wykorzystania amerykańskiej decyzji o odejściu od TPP, włączając się do rozmów z zainteresowanymi. Może to sugerować ewentualne zaangażowanie ChRL w redefiniowany obecnie układ.
Jaka przyszłość
Obiektywna nierozerwalność tych kwestii ma niewątpliwy wpływ na wydarzenia na arenie międzynarodowej. Podyktowana jest z pewnością nieustanną rywalizacją na linii Pekin-Waszyngton. Aby zrozumieć obecne kierunki polityki, warto bliżej przyjrzeć się ich ewolucji. W okresie zimnej wojny, a zatem napiętej sytuacji dwublokowej od lat 70 XX wieku, bardzo istotną rolę odgrywało Państwo Środka.
Z jednej strony sojusz chińsko-sowiecki stanowił w oczach USA bezsprzecznie największe zagrożenie prawdopodobieństwem rozrastania się ideologii komunistycznej. Z drugiej zaś, w późniejszym okresie ryzyko konfliktu mogłoby doprowadzić do poważnej wojny. Zbliżenie na linii Pekin-Waszyngton było jedynym wyjściem dla pomyślnego rozwoju wydarzeń z amerykańskiego punktu widzenia. Proces ten – otwieranie się Chin na świat w latach 70/80 – doprowadził jednakże do rozbudzenia drzemiącego wcześniej giganta. I choć zagrożenie ze strony komunizmu zniknęło, Stany Zjednoczone nie uniknęły pojawienia się istotnego zagrożenia dla ich dominacji.
Obecnie ma miejsce redefinicja polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych względem regionu Azji i Pacyfiku, jakże odmienna od forsowanej przez administrację Baracka Obamy. Skłania ona do refleksji nad możliwymi scenariuszami dalszego rozwoju sytuacji. Wobec zmian, z którymi mamy do czynienia, wyraźnie kreśli się historyczna możliwość niezamierzonego amerykańskiego działania na korzyść Państwa Środka.