icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

EurActiv.pl: Rosja dzieli Grupę Wyszehradzką

Trudno byłoby znaleźć kwestię polityczną, która dzieliłaby Grupę Wyszehradzką bardziej niż ocena rządów Putina. Wybuch kryzysu ukraińskiego w 2014 r., po aneksji Krymu, a także rola obecnie odgrywana przez Rosję we wschodniej Ukrainie wzmocniły dotychczasowe różnice między Czechami, Polską, Słowacją i Węgrami.

Stosunki między NATO i Federacją Rosyjską są bardziej napięte niż kiedykolwiek po zakończeniu zimnej wojny. Mimo że wszyscy członkowie Grupy Wyszehradzkiej zdecydowali się wzmocnić wschodnią flankę Sojuszu, wysyłając po 150 żołnierzy na granicę między NATO a Rosją, to różnią się oni w swoim podejściu do Kremla.

Tradycyjnie antyrosyjska Polska postrzega działania Władimira Putina jako zagrożenie dla swojego istnienia (podobnie jak państwa bałtyckie), ale słowaccy i węgierscy przywódcy przejawiają bardziej prorosyjskie  nastawienie. Na Węgrzech otwarcie prorosyjska postawa skrywana jest pod maską pragmatyzmu. Z kolei w Czechach władze są podzielone, ale prezydent Miloš Zeman reprezentuje otwarcie prokremlowskie poglądy.

Mimo że Grupa Wyszehradzka od początku kryzysu ukraińskiego podążała za ogólnymi unijnymi wytycznymi postępowania w odpowiedzi na kryzys, popierała sankcje wobec Rosji i wspierała nowe władze na Ukrainie, to między czterema członkami Grupy są istotne różnice w kwestii rosyjskiej.

Czechy: Walka z rosyjską propagandą

Stosunki Rosji z państwami Zachodu w ostatnich latach zaczęły się pogarszać i Czechy nie są tu wyjątkiem. Aneksja Krymu i trwająca wojna na wschodniej Ukrainie są głównymi powodami, dla których czeski rząd od samego początku zdecydował się poprzeć unijne sankcje wobec Rosji. Od tego czasu jego stanowisko w tej kwestii pozostało niezmienne.

Jednak jeden z czołowych czeskich polityków jest przeciwny tej antyrosyjskiej postawie. Prezydent Miloš Zeman wielokrotnie powtarzał bowiem, że sankcje wobec Moskwy szkodzą czeskiemu rolnictwu i przemysłowi. W zeszłym roku nawet stwierdził, że są one „wyrazem bezradności”. Jaroslav Hanák, przewodniczący Konfederacji Przemysłu Republiki Czeskiej ma podobne zdanie. „Musimy przejąć inicjatywę zwłaszcza w krajach Grupy Wyszehradzkiej i zaproponować zniesienie sankcji wobec Rosji”- twierdzi.

Sankcje gospodarcze nałożone na Rosję odbijają się na handlu między nią a Czechami. W 2012 r. osiągnął on wartość 270 mln koron czeskich (10 mln euro), a w 2015 r. spadł do 180 mln koron (6,6 mln euro). W 2016 r. tylko 1,9 proc. czeskiego eksportu trafiło do Rosji. Interesy czeskich przedsiębiorców skupionych na rynku rosyjskim są jasne, jednak mimo ich wysiłków stanowisko rządu pozostało niezmienne.

„W mojej opinii polityka naszego rządu jest poprawna. Jednakże byłoby właściwe, by stanowisko to wyraźniej było przedstawiane opinii publicznej”, powiedział Michael Romancov, geograf polityczny z Uniwersytetu Karola w Pradze. „Państwa Grupy Wyszehradzkiej muszą być zjednoczone w swojej postawie wobec Rosji. Musimy sprzeciwiać się rosyjskiej polityce, która jest niebezpieczna przede wszystkim dla małych państw i krajów położonych w rosyjskiej – czy dawnej radzieckiej – strefie  wpływów”- dodał.

Jednakże chodzi nie tylko o Krym, wojnę ukraińską i sankcje. Ostatnio coraz częściej można zaobserwować nasilające się próby zwalczania dezinformacji i propagandy w Republice Czeskiej. Zgodnie z sondażami, wielu Czechów wierzy w nieweryfikowalne lub niegodne zaufania wiadomości, więc wysiłki rządu mają sens. Na przykład, badanie agencji STEM z czerwca 2016 r. ukazuje, że ponad połowa Czechów wierzy, że to Stany Zjednoczone odpowiadają za falę migracyjną z Syrii. 40 proc. sądzi, że to Waszyngton odpowiada za kryzys na Ukrainie. Co czwarty obywatel wierzy natomiast tzw. alternatywnym mediom i stronom dezinformacyjnym.

Czeskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych stworzyło nowe Centrum Zwalczania Terroryzmu i Zagrożeń Hybrydowych, które powinno skupić się m.in. na dezinformacji i propagandzie w Czechach. Jest to projekt analogiczny do unijnego East StratCom Taks Force (dosł. Grupa Zadaniowa ds. Wschodniej Komunikacji Strategicznej), stworzony z myślą o zwalczaniu rosyjskiej dezinformacji. Jakub Kalenský, czeski dziennikarz, należący do East StratCom Task Force, uważa, że najlepszym sposobem na zwalczanie zagranicznej propagandy jest tworzenie centrów narodowych w rodzaju właśnie tego utworzonego przez czeskie MSW.

Barbora Knappová z praskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem także potwierdziła istnienie rosyjskich zagrożeń hybrydowych. „Najpopularniejszym sposobem jest szerzenie dezinformacji za pomocą tzw. alternatywnych stron internetowych. Jednak Rosja wpływa na europejską opinię publiczną na kilka sposobów. Są wśród nich powiązania z partiami politycznymi, w tym nawet ekstremistycznymi, wspieranie bojówek paramilitarnych, a także narzędzia finansowe i gospodarcze” – podkreśliła.

Jeżeli chodzi o czeskie Centrum, to jego istnieniu stanowczo sprzeciwia się prezydent Zeman. Wiele razy podkreślał, że nikt nie ma monopolu na prawdę. Kilka tygodni temu wyraził też powątpiewanie co do realności zagrożeń cyberatakami. Jak stwierdził, „bzdury o tych rzeczach są teraz jakby w modzie”. Jednak wbrew jego słowom, czeski rząd bierze te zagrożenie na poważnie.

Polska: chłodne relacje nie przeszkadzają dezinformacji

Polska i Rosja nie mają najlepszych stosunków. Ale podczas gdy wspólna, trudna historia z pewnością wpływa na wzajemne relacje, to w grze są także jeszcze inne czynniki. Biorąc pod uwagę rosnącą wrogość między Rosją a Zachodem, Polska niepokoi się działaniami wojskowymi Rosji, ale nie wykorzystuje relacji dwustronnych w celu złagodzenia tego napięcia.

Jak zauważa Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura ECFR, „obecne relacje dwustronne są prowadzone na bardzo niskim, roboczym poziomie. Są na nim utrzymywane ze względu na rosyjską politykę wobec Ukrainy, jak również z powodu stanu relacji Rosji z Zachodem, na co Polska ma ograniczony wpływ i możliwości zmiany” – tłumaczył Buras.

Polska zdecydowanie sprzeciwiła się aneksji Krymu przez Rosję jako naruszeniu prawa międzynarodowego. Od tego momentu jasno prowadziła aktywną kampanię na arenie międzynarodowej, w tym unijnej, na rzecz wprowadzenia i utrzymania sankcji wobec Rosji.

Jako że relacje są obecnie nieprzyjazne, otwarcie prorosyjskie postawy mają trudności z przebiciem się do politycznego głównego nurtu. Nie oznacza to jednak, że Polska nie jest poddawana atakom ze strony rosyjskiej dezinformacji i propagandy. „Z powodu naszej historii może się wydawać, że będziemy bardziej odporni na rosyjską dezinformację, ale jednak się jej poddajemy. Rosja w Polsce nie może wykorzystywać otwarcie prorosyjskich elementów, jest mimo to sprawna w wyszukiwaniu i wykorzystywaniu słabych punktów” – stwierdziła Marta Kowalska, Research Fellow w Fundacji Pułaskiego.

Obecne napięcia przekładają się także na relacje gospodarcze. Rosyjski gaz, a w mniejszym stopniu ropa, są istotnym elementem dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Rosja była ponadto ważnym celem dla polskiego eksportu z różnych branż, w tym dla polskiego rolnictwa. Jednak biorąc pod uwagę napięte relacje, rola Rosji w polskiej gospodarce się zmienia. Polska jest 12. co do wielkości wymiany partnerem handlowym Rosji, ale wielkość zarówno eksportu, jak i importu spada z roku na rok. Dotyczy to m.in  eksportu maszyn, istotnego z punktu widzenia Polski, nie mówiąc już o eksporcie towarów rolnych, szczególnie dotkniętych przez rosyjskie kontrsankcje.

Stosunki polsko-ukraińskie, mimo pomajdanowego wsparcia ze strony Polski dla Ukrainy, w tym dla umowy stowarzyszeniowej Ukraina-UE, stały się bardziej złożone od czasu zmiany władzy w 2015 r. Oficjalnie, polski rząd, jak stwierdziła premier Beata Szydło, uważa, że „wolna, suwerenna, demokratyczna Ukraina, to jest gwarancja bezpieczeństwa Europy i Polski”. By wspierać taką Ukrainę, Warszawa chce realizować dwustronne projekty z Kijowem. Ale sytuacja nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać.

Polska i Ukraina nie mogą się porozumieć w trudnych sprawach związanych z ich wspólną historią. Rozmowy na temat współczesnych wyzwań często są wykolejane przez politykę historyczną. Np. ukraińscy nacjonaliści starają się czcić swoich bohaterów uznawanych przez stronę polską za zbrodniarzy. Natomiast polski Sejm nazwał oficjalnie zbrodnię wołyńską „ludobójstwem”, co rozsierdziło stronę ukraińską.

Te czynniki pozostawiają Polskę wrażliwą na rosyjską dezinformację. Jak powiedziała EurActiv.pl Kowalska, „Moskwa chce dalszych napięć w relacjach polsko-ukraińskich, więc jej dezinformacja aktywnie celuje w polsko-ukraińską historię”.

Z drugiej strony, odkładając na bok działania rosyjskie, Łukasz Jasina z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zauważył, że „po rewolucji na Majdanie, ukraińskie podejście do Polski stało się bardziej pragmatyczne: relacje z Polską są warte tyle, ile można z nich uzyskać. Stąd chłodne podejście Kijowa do obecnego rządu [Polski]: z powodu napięć między Warszawą a Brukselą, Ukrainą jest świadoma, że Polska nie może być tak skuteczna w pomaganiu jej w Brukseli” – tłumaczy. Rosnące napięcia będą trwały przez nadchodzące miesiące, zwiększając ryzyko konfliktów dyplomatycznych. Z kolei relacje rosyjsko-polskie będą, zgodnie z opinią Kowalskiej, de facto zamrożone, „jako że nie ma szans na ich poprawę w krótkiej perspektywie czasowej”.

Słowacja: niechętne wsparcie dla UE

Nastroje prorosyjskie w historii Słowacji sięgają drugiej połowy XIX w., ale wciąż potrafią przekraść się do współczesnej polityki, jako że słowackie doświadczenia historyczne są odmienne od pozostałych państw w regionie. W trakcie szczytu w Bratysławie 16 września 2016 r., premier Słowacji Robert Fico wzbudził oburzenie swoją oceną wypełnienia postanowień porozumienia z Mińska. Agencja Reutera przywołała słowa Fico, który powiedział, że „Ukraina robi mniej niż Rosja, by zrealizować porozumienie z Mińska”. Słowacki premier kwestionuje też sens sankcji nałożonych przez UE na Rosję, choć na poziomie unijnym Słowacja je wypełnia. Z kolei prezydent Andrej Kiska ma o Rosji inną opinię niż Fico.

Alexander Duleba z Slovak Foreign Policy Association zauważył, że słowacki premier był w stanie znaleźć wspólne stanowisko z Kijowem ws. sprzeciwu wobec gazociągu Nord Stream II, ale w tym samym czasie wziął udział w moskiewskich obchodach rocznicy zakończenia II wojny światowej. Z kolei prezydent często wspiera wspólnotowe podejmowanie decyzji w ramach UE i konieczność utrzymywania sankcji. Gdzieś między nimi plasuje się minister spraw zagranicznych i europejskich Miroslav Lajčák, który, jak tłumaczy Duleba, usiłuje znaleźć kompromis między premierem i prezydentem.

Ekspert podkreśla, że Słowacja w rzeczywistości umożliwiła Ukrainie zaprzestanie importu gazu z Rosji. „To pokazuje znaczenie Słowacji dla bezpieczeństwa energetycznego Ukrainy i powinno być traktowane jako jasne poparcie dla Ukrainy w kontekście konfliktu z Rosją” – powiedział Duleba.

W marcu 2016 r. sondaże opinii publicznej przeprowadzone przez słowacki Instytut Spraw Publicznych (IVO) były przedstawione w publikacji Fundacji Heinricha Bölla Diverging Voices, Converging Policies. Jednym z autorów tej analizy Grupy Wyszehradzkiej był Grigorij Mesežnikov, który stwierdził wówczas, że „postrzegamy konflikt rosyjsko-ukraińsko jako próbę dla naszych społeczeństw, naszej polityki zagranicznej i polityków”.

Słowacja była wówczas jedynym państwem Grupy, w którym poziom zaufania do Rosjan był wyższy niż do Amerykanów (33 wobec 23 proc.). „Możemy potwierdzić, że opinia publiczna na Słowacji tradycyjnie miała cieplejszy stosunek do Rosji niż pozostali nasi sąsiedzi […] Wyróżnia się ona ambiwalencją oraz przedkładaniem własnych pragmatycznie postrzeganych interesów nad zabieranie stanowisk opartych na wartościach” – napisali Grigorij Mesežnikov i Oľga Gyárfášová.

Rok później „głosy osób przemawiających za zniesieniem sankcji, w rodzaju stanowiska premiera Fico, stają się coraz wyraźniejsze” – powiedział EurActiv Mesežnikov. Jeżeli Rosja zdecyduje się po raz kolejny zaatakować Ukrainę, to opinia publiczna najprawdopodobniej opowie się po stronie Ukrainy. Do tego czasu najważniejszym jest punkt widzenia wpływowych polityków i sposób, w jaki media opisują ten konflikt.

Na Słowacji, tak jak w innych państwach Grupy Wyszehradzkiej, są dziesiątki mediów rozprzestrzeniających rosyjską propagandę. Od ponad trzech lat, eksperci w rodzaju Jaroslava Naďaz Slovak Security Policy Institute, wskazywali, że nawet komentarze na stronach informacyjnych są przesiąknięte płatnymi opiniami wymyślanymi za granicą; opłacane – być może przez rosyjski wywiad. Minister spraw wewnętrznych Robert Kaliňák ostatecznie przyznał po dwóch latach, że istnieją „kanały informacyjne” starające się osłabić ukorzenienie Słowacji w strukturach euroatlantyckich.

Eksperci, z którymi rozmawiał EurActiv twierdzą, że jest potrzeba stworzenia specjalnej jednostki walczącej z propagandą na poziomie krajowym. Rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Michaela Paulenová powiedziała, że wojna hybrydowa ma być ujęta w nadchodzącym uaktualnieniu słowackiej strategii bezpieczeństwa narodowego. Nie ujawniła jednak, czy Słowacja planuje powołanie specjalnej instytucji na wzór czeski.

Paulenová zasugerowała jednak, że „pewne elementy rosyjskiej propagandy i niechęci wobec UE i NATO na Słowacji” są przedmiotem działań Centrum Bezpieczeństwa Narodowego i Analizy (NBAC), które gromadzi przedstawili głównych agencji ds. bezpieczeństwa państwa. Ograniczanie ryzyka niesionego przez rozsiewanie propagandy ekstremistycznej w cyberprzestrzeni, powiedziała rzeczniczka, będzie kontynuowane także przez projekt nazwany EMICVEC (Effective  Monitoring,  Investigation  and  Countering  of  Violent  Extremism  in Cyberspace).

Węgry: filar restartu relacji unijno-rosyjskich

Od początku kryzysu ukraińskiego Władimir Putin i Viktor Orbán spotkali się trzy razy. Ostatnie spotkanie miało miejsce 2 lutego 2017 r., kiedy to rosyjski prezydent odwiedził Budapeszt. To wyróżnia Węgry na tle innych państw europejskich – częstotliwość spotkań wskazuje, że węgierski rząd ma wyjątkowe podejście do rosyjskich przywódców.

„To nie są relacje oparte na wzajemnym zaufaniu. Viktor Orbán był jednym z najbardziej antyrosyjskich polityków w Europie między 1988 a 2009 r., czego Moskwa mu nie zapomniała” – powiedział ekspert ds. Rosji András Rácz, profesor na Katolickim Uniwersytecie im. Pétera Pázmány’ego. Antyrosyjskość Orbána wyparowała jednak po tym, jak w 2009 r. spotkał się z Putinem, choć do tej pory jest tajemnicą o czym konkretnie wtedy rozmawiali. Rácz uważa, że rosyjsko-węgierskie relacje tworzą układ asymetryczny oparty na okazjonalnych interesach, w których węgierski rząd chce wzmocnić swoje szanse na reelekcję poprzez zapewnienie państwu bezpieczeństwa energetycznego, a Rosja dąży do zniesienia sankcji.

Pragmatyzm oparty na uzależnieniu energetycznym Węgier od Rosji zawsze był czynnikiem decydującym w ustalaniu przez obecny rząd strategii wobec Rosji. Jednym z najważniejszych elementów obecnych relacji rosyjsko-węgierskich jest częściowo utajniony projekt elektrowni jądrowej Paks, finansowany przez pożyczkę z Rosji. Jednakże długoterminowe kontrakty gazowe pozwalają utrzymywać ceny energii na niskim poziomie, co z kolei pomogło Orbánowi w zapewnieniu sobie reelekcji w 2014 r. „Nie uważam Węgier za część rosyjskiej strefy wpływów, ale na pewno Moskwa wlewa tutaj środki, więc Putin będzie spodziewał się czegoś w zamian” – powiedział György Deák András, senior research fellow w Instytucie Gospodarki Światowej z Węgierskiej Akademii Nauk.

Budapeszt tym odróżnia się od Polski i państw bałtyckich, że nie postrzega ciągłości zagrożenia tworzonego przez Rosję w związku z kryzysem na Ukrainie. Orbán w trakcie wspólnej konferencji prasowej z Putinem posunął się nawet do pochwał dwustronnych relacji gospodarczych mimo „silnego sentymentu antyrosyjskiego na zachodniej części kontynentu” i tego, co uznał za „modną politykę antyrosyjską”.

Jeżeli chodzi o sam kryzys na Ukrainie, Orbán podkreślał tylko konieczność implementacji porozumienia z Mińska, czym praktycznie zrelatywizował rosyjską agresję. To odebrało wiarygodność jego oficjalnemu poparciu dla integralności terytorialnej Ukrainy. „Rząd Węgier skupia się na porozumieniu z Mińska. To miód na uszy Kremla: Rosja nie jest ujęta w żaden sposób w porozumieniu jako strona, tak samo nie pojawia się tam kwestia Kremla. W związku z tym porozumienie z Mińska nie może stanowić podstawy dla trwałego rozwiązania sytuacji na Ukrainie” – powiedział ekspert ds. Rosji Zoltán Sz. Biró.

Rząd Orbána zdefiniował rolę Węgier jako jednego z filarów restartu relacji unijno-rosyjskich poprzez stałe opowiadanie się za zniesieniem sankcji, co sprawiło że rosyjski kanał propagandowy Sputnik nazwał Węgry „taranem” Kremla. Partia Fidesz twierdzi, że sankcje spowodowały poważne straty dla węgierskiego eksportu. „Polityka sankcji wpływa na wyniki nie tylko rosyjskiej gospodarki, ale także gospodarek byłych republik radzieckich blisko związanych z Rosją, co z kolei ma całkiem mocne efekty na Węgry. Łączne straty wynoszą 6,7 mld dolarów z uwagi na spadek wolumenu eksportu dóbr i usług” – powiedział Political Capital podsekretarz stanu ds. otwarcia na wschód Zsolt CsutoraRząd przyznał jednak, że ta kwota nie jest oparta na danych z 2013 r., tylko opiera się na scenariuszu przygotowanym przez rząd zakładającym brak sankcji. Biró sądzi, że ta kwota jest nierealistyczna, a rząd ją promuje by uzasadnić krytykę sankcji.

Obecne regularne spotkana rządów Węgier i Rosji mają znaczenie nie tylko dla kwestii gospodarczych. Orbán sam chwalił skuteczność rosyjskiego modelu demokracji nieliberalnej w 2014 r. i wydaje się, że sam podąża tą ścieżką, ograniczając działanie niezależnych mediów i organizacji pozarządowych, które mają według niego „próbować obalić władzę” lub są „zagranicznymi agentami”. Ponadto, węgierski rząd nie odnosi się do wojny informacyjnej prowadzonej przez Rosję, w przeciwieństwie do innych państw w regionie. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznało jednak, że Rosja wykorzystuje Węgry jako narzędzie w walce z UE i zachodnimi wartościami.

Rosnący wpływ Rosji widać także w tym, że nie bada się powiązań rosyjskich w przypadkach zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju lub regionu, w których jest ręka służb rosyjskich. Na przykład, w kwestii bojówek paramilitarnych prowadzących szkolenia z „rosyjskimi dyplomatami” aspekt rosyjski nie został zbadany.

Jeżeli chodzi o opinie społeczeństwa, to 32 proc. Węgrów uważa, że kraj powinien być bliższy Zachodowi, a 6 proc. uważa z kolei, że powinien być bardziej zbliżony do Wschodu. Natomiast 50 proc. społeczeństwa w kwestiach geopolitycznych i kulturowych uważa, że miejsce Węgier jest między Wschodem a Zachodem.

EurAvctiv.pl

Trudno byłoby znaleźć kwestię polityczną, która dzieliłaby Grupę Wyszehradzką bardziej niż ocena rządów Putina. Wybuch kryzysu ukraińskiego w 2014 r., po aneksji Krymu, a także rola obecnie odgrywana przez Rosję we wschodniej Ukrainie wzmocniły dotychczasowe różnice między Czechami, Polską, Słowacją i Węgrami.

Stosunki między NATO i Federacją Rosyjską są bardziej napięte niż kiedykolwiek po zakończeniu zimnej wojny. Mimo że wszyscy członkowie Grupy Wyszehradzkiej zdecydowali się wzmocnić wschodnią flankę Sojuszu, wysyłając po 150 żołnierzy na granicę między NATO a Rosją, to różnią się oni w swoim podejściu do Kremla.

Tradycyjnie antyrosyjska Polska postrzega działania Władimira Putina jako zagrożenie dla swojego istnienia (podobnie jak państwa bałtyckie), ale słowaccy i węgierscy przywódcy przejawiają bardziej prorosyjskie  nastawienie. Na Węgrzech otwarcie prorosyjska postawa skrywana jest pod maską pragmatyzmu. Z kolei w Czechach władze są podzielone, ale prezydent Miloš Zeman reprezentuje otwarcie prokremlowskie poglądy.

Mimo że Grupa Wyszehradzka od początku kryzysu ukraińskiego podążała za ogólnymi unijnymi wytycznymi postępowania w odpowiedzi na kryzys, popierała sankcje wobec Rosji i wspierała nowe władze na Ukrainie, to między czterema członkami Grupy są istotne różnice w kwestii rosyjskiej.

Czechy: Walka z rosyjską propagandą

Stosunki Rosji z państwami Zachodu w ostatnich latach zaczęły się pogarszać i Czechy nie są tu wyjątkiem. Aneksja Krymu i trwająca wojna na wschodniej Ukrainie są głównymi powodami, dla których czeski rząd od samego początku zdecydował się poprzeć unijne sankcje wobec Rosji. Od tego czasu jego stanowisko w tej kwestii pozostało niezmienne.

Jednak jeden z czołowych czeskich polityków jest przeciwny tej antyrosyjskiej postawie. Prezydent Miloš Zeman wielokrotnie powtarzał bowiem, że sankcje wobec Moskwy szkodzą czeskiemu rolnictwu i przemysłowi. W zeszłym roku nawet stwierdził, że są one „wyrazem bezradności”. Jaroslav Hanák, przewodniczący Konfederacji Przemysłu Republiki Czeskiej ma podobne zdanie. „Musimy przejąć inicjatywę zwłaszcza w krajach Grupy Wyszehradzkiej i zaproponować zniesienie sankcji wobec Rosji”- twierdzi.

Sankcje gospodarcze nałożone na Rosję odbijają się na handlu między nią a Czechami. W 2012 r. osiągnął on wartość 270 mln koron czeskich (10 mln euro), a w 2015 r. spadł do 180 mln koron (6,6 mln euro). W 2016 r. tylko 1,9 proc. czeskiego eksportu trafiło do Rosji. Interesy czeskich przedsiębiorców skupionych na rynku rosyjskim są jasne, jednak mimo ich wysiłków stanowisko rządu pozostało niezmienne.

„W mojej opinii polityka naszego rządu jest poprawna. Jednakże byłoby właściwe, by stanowisko to wyraźniej było przedstawiane opinii publicznej”, powiedział Michael Romancov, geograf polityczny z Uniwersytetu Karola w Pradze. „Państwa Grupy Wyszehradzkiej muszą być zjednoczone w swojej postawie wobec Rosji. Musimy sprzeciwiać się rosyjskiej polityce, która jest niebezpieczna przede wszystkim dla małych państw i krajów położonych w rosyjskiej – czy dawnej radzieckiej – strefie  wpływów”- dodał.

Jednakże chodzi nie tylko o Krym, wojnę ukraińską i sankcje. Ostatnio coraz częściej można zaobserwować nasilające się próby zwalczania dezinformacji i propagandy w Republice Czeskiej. Zgodnie z sondażami, wielu Czechów wierzy w nieweryfikowalne lub niegodne zaufania wiadomości, więc wysiłki rządu mają sens. Na przykład, badanie agencji STEM z czerwca 2016 r. ukazuje, że ponad połowa Czechów wierzy, że to Stany Zjednoczone odpowiadają za falę migracyjną z Syrii. 40 proc. sądzi, że to Waszyngton odpowiada za kryzys na Ukrainie. Co czwarty obywatel wierzy natomiast tzw. alternatywnym mediom i stronom dezinformacyjnym.

Czeskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych stworzyło nowe Centrum Zwalczania Terroryzmu i Zagrożeń Hybrydowych, które powinno skupić się m.in. na dezinformacji i propagandzie w Czechach. Jest to projekt analogiczny do unijnego East StratCom Taks Force (dosł. Grupa Zadaniowa ds. Wschodniej Komunikacji Strategicznej), stworzony z myślą o zwalczaniu rosyjskiej dezinformacji. Jakub Kalenský, czeski dziennikarz, należący do East StratCom Task Force, uważa, że najlepszym sposobem na zwalczanie zagranicznej propagandy jest tworzenie centrów narodowych w rodzaju właśnie tego utworzonego przez czeskie MSW.

Barbora Knappová z praskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem także potwierdziła istnienie rosyjskich zagrożeń hybrydowych. „Najpopularniejszym sposobem jest szerzenie dezinformacji za pomocą tzw. alternatywnych stron internetowych. Jednak Rosja wpływa na europejską opinię publiczną na kilka sposobów. Są wśród nich powiązania z partiami politycznymi, w tym nawet ekstremistycznymi, wspieranie bojówek paramilitarnych, a także narzędzia finansowe i gospodarcze” – podkreśliła.

Jeżeli chodzi o czeskie Centrum, to jego istnieniu stanowczo sprzeciwia się prezydent Zeman. Wiele razy podkreślał, że nikt nie ma monopolu na prawdę. Kilka tygodni temu wyraził też powątpiewanie co do realności zagrożeń cyberatakami. Jak stwierdził, „bzdury o tych rzeczach są teraz jakby w modzie”. Jednak wbrew jego słowom, czeski rząd bierze te zagrożenie na poważnie.

Polska: chłodne relacje nie przeszkadzają dezinformacji

Polska i Rosja nie mają najlepszych stosunków. Ale podczas gdy wspólna, trudna historia z pewnością wpływa na wzajemne relacje, to w grze są także jeszcze inne czynniki. Biorąc pod uwagę rosnącą wrogość między Rosją a Zachodem, Polska niepokoi się działaniami wojskowymi Rosji, ale nie wykorzystuje relacji dwustronnych w celu złagodzenia tego napięcia.

Jak zauważa Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura ECFR, „obecne relacje dwustronne są prowadzone na bardzo niskim, roboczym poziomie. Są na nim utrzymywane ze względu na rosyjską politykę wobec Ukrainy, jak również z powodu stanu relacji Rosji z Zachodem, na co Polska ma ograniczony wpływ i możliwości zmiany” – tłumaczył Buras.

Polska zdecydowanie sprzeciwiła się aneksji Krymu przez Rosję jako naruszeniu prawa międzynarodowego. Od tego momentu jasno prowadziła aktywną kampanię na arenie międzynarodowej, w tym unijnej, na rzecz wprowadzenia i utrzymania sankcji wobec Rosji.

Jako że relacje są obecnie nieprzyjazne, otwarcie prorosyjskie postawy mają trudności z przebiciem się do politycznego głównego nurtu. Nie oznacza to jednak, że Polska nie jest poddawana atakom ze strony rosyjskiej dezinformacji i propagandy. „Z powodu naszej historii może się wydawać, że będziemy bardziej odporni na rosyjską dezinformację, ale jednak się jej poddajemy. Rosja w Polsce nie może wykorzystywać otwarcie prorosyjskich elementów, jest mimo to sprawna w wyszukiwaniu i wykorzystywaniu słabych punktów” – stwierdziła Marta Kowalska, Research Fellow w Fundacji Pułaskiego.

Obecne napięcia przekładają się także na relacje gospodarcze. Rosyjski gaz, a w mniejszym stopniu ropa, są istotnym elementem dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Rosja była ponadto ważnym celem dla polskiego eksportu z różnych branż, w tym dla polskiego rolnictwa. Jednak biorąc pod uwagę napięte relacje, rola Rosji w polskiej gospodarce się zmienia. Polska jest 12. co do wielkości wymiany partnerem handlowym Rosji, ale wielkość zarówno eksportu, jak i importu spada z roku na rok. Dotyczy to m.in  eksportu maszyn, istotnego z punktu widzenia Polski, nie mówiąc już o eksporcie towarów rolnych, szczególnie dotkniętych przez rosyjskie kontrsankcje.

Stosunki polsko-ukraińskie, mimo pomajdanowego wsparcia ze strony Polski dla Ukrainy, w tym dla umowy stowarzyszeniowej Ukraina-UE, stały się bardziej złożone od czasu zmiany władzy w 2015 r. Oficjalnie, polski rząd, jak stwierdziła premier Beata Szydło, uważa, że „wolna, suwerenna, demokratyczna Ukraina, to jest gwarancja bezpieczeństwa Europy i Polski”. By wspierać taką Ukrainę, Warszawa chce realizować dwustronne projekty z Kijowem. Ale sytuacja nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać.

Polska i Ukraina nie mogą się porozumieć w trudnych sprawach związanych z ich wspólną historią. Rozmowy na temat współczesnych wyzwań często są wykolejane przez politykę historyczną. Np. ukraińscy nacjonaliści starają się czcić swoich bohaterów uznawanych przez stronę polską za zbrodniarzy. Natomiast polski Sejm nazwał oficjalnie zbrodnię wołyńską „ludobójstwem”, co rozsierdziło stronę ukraińską.

Te czynniki pozostawiają Polskę wrażliwą na rosyjską dezinformację. Jak powiedziała EurActiv.pl Kowalska, „Moskwa chce dalszych napięć w relacjach polsko-ukraińskich, więc jej dezinformacja aktywnie celuje w polsko-ukraińską historię”.

Z drugiej strony, odkładając na bok działania rosyjskie, Łukasz Jasina z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zauważył, że „po rewolucji na Majdanie, ukraińskie podejście do Polski stało się bardziej pragmatyczne: relacje z Polską są warte tyle, ile można z nich uzyskać. Stąd chłodne podejście Kijowa do obecnego rządu [Polski]: z powodu napięć między Warszawą a Brukselą, Ukrainą jest świadoma, że Polska nie może być tak skuteczna w pomaganiu jej w Brukseli” – tłumaczy. Rosnące napięcia będą trwały przez nadchodzące miesiące, zwiększając ryzyko konfliktów dyplomatycznych. Z kolei relacje rosyjsko-polskie będą, zgodnie z opinią Kowalskiej, de facto zamrożone, „jako że nie ma szans na ich poprawę w krótkiej perspektywie czasowej”.

Słowacja: niechętne wsparcie dla UE

Nastroje prorosyjskie w historii Słowacji sięgają drugiej połowy XIX w., ale wciąż potrafią przekraść się do współczesnej polityki, jako że słowackie doświadczenia historyczne są odmienne od pozostałych państw w regionie. W trakcie szczytu w Bratysławie 16 września 2016 r., premier Słowacji Robert Fico wzbudził oburzenie swoją oceną wypełnienia postanowień porozumienia z Mińska. Agencja Reutera przywołała słowa Fico, który powiedział, że „Ukraina robi mniej niż Rosja, by zrealizować porozumienie z Mińska”. Słowacki premier kwestionuje też sens sankcji nałożonych przez UE na Rosję, choć na poziomie unijnym Słowacja je wypełnia. Z kolei prezydent Andrej Kiska ma o Rosji inną opinię niż Fico.

Alexander Duleba z Slovak Foreign Policy Association zauważył, że słowacki premier był w stanie znaleźć wspólne stanowisko z Kijowem ws. sprzeciwu wobec gazociągu Nord Stream II, ale w tym samym czasie wziął udział w moskiewskich obchodach rocznicy zakończenia II wojny światowej. Z kolei prezydent często wspiera wspólnotowe podejmowanie decyzji w ramach UE i konieczność utrzymywania sankcji. Gdzieś między nimi plasuje się minister spraw zagranicznych i europejskich Miroslav Lajčák, który, jak tłumaczy Duleba, usiłuje znaleźć kompromis między premierem i prezydentem.

Ekspert podkreśla, że Słowacja w rzeczywistości umożliwiła Ukrainie zaprzestanie importu gazu z Rosji. „To pokazuje znaczenie Słowacji dla bezpieczeństwa energetycznego Ukrainy i powinno być traktowane jako jasne poparcie dla Ukrainy w kontekście konfliktu z Rosją” – powiedział Duleba.

W marcu 2016 r. sondaże opinii publicznej przeprowadzone przez słowacki Instytut Spraw Publicznych (IVO) były przedstawione w publikacji Fundacji Heinricha Bölla Diverging Voices, Converging Policies. Jednym z autorów tej analizy Grupy Wyszehradzkiej był Grigorij Mesežnikov, który stwierdził wówczas, że „postrzegamy konflikt rosyjsko-ukraińsko jako próbę dla naszych społeczeństw, naszej polityki zagranicznej i polityków”.

Słowacja była wówczas jedynym państwem Grupy, w którym poziom zaufania do Rosjan był wyższy niż do Amerykanów (33 wobec 23 proc.). „Możemy potwierdzić, że opinia publiczna na Słowacji tradycyjnie miała cieplejszy stosunek do Rosji niż pozostali nasi sąsiedzi […] Wyróżnia się ona ambiwalencją oraz przedkładaniem własnych pragmatycznie postrzeganych interesów nad zabieranie stanowisk opartych na wartościach” – napisali Grigorij Mesežnikov i Oľga Gyárfášová.

Rok później „głosy osób przemawiających za zniesieniem sankcji, w rodzaju stanowiska premiera Fico, stają się coraz wyraźniejsze” – powiedział EurActiv Mesežnikov. Jeżeli Rosja zdecyduje się po raz kolejny zaatakować Ukrainę, to opinia publiczna najprawdopodobniej opowie się po stronie Ukrainy. Do tego czasu najważniejszym jest punkt widzenia wpływowych polityków i sposób, w jaki media opisują ten konflikt.

Na Słowacji, tak jak w innych państwach Grupy Wyszehradzkiej, są dziesiątki mediów rozprzestrzeniających rosyjską propagandę. Od ponad trzech lat, eksperci w rodzaju Jaroslava Naďaz Slovak Security Policy Institute, wskazywali, że nawet komentarze na stronach informacyjnych są przesiąknięte płatnymi opiniami wymyślanymi za granicą; opłacane – być może przez rosyjski wywiad. Minister spraw wewnętrznych Robert Kaliňák ostatecznie przyznał po dwóch latach, że istnieją „kanały informacyjne” starające się osłabić ukorzenienie Słowacji w strukturach euroatlantyckich.

Eksperci, z którymi rozmawiał EurActiv twierdzą, że jest potrzeba stworzenia specjalnej jednostki walczącej z propagandą na poziomie krajowym. Rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Michaela Paulenová powiedziała, że wojna hybrydowa ma być ujęta w nadchodzącym uaktualnieniu słowackiej strategii bezpieczeństwa narodowego. Nie ujawniła jednak, czy Słowacja planuje powołanie specjalnej instytucji na wzór czeski.

Paulenová zasugerowała jednak, że „pewne elementy rosyjskiej propagandy i niechęci wobec UE i NATO na Słowacji” są przedmiotem działań Centrum Bezpieczeństwa Narodowego i Analizy (NBAC), które gromadzi przedstawili głównych agencji ds. bezpieczeństwa państwa. Ograniczanie ryzyka niesionego przez rozsiewanie propagandy ekstremistycznej w cyberprzestrzeni, powiedziała rzeczniczka, będzie kontynuowane także przez projekt nazwany EMICVEC (Effective  Monitoring,  Investigation  and  Countering  of  Violent  Extremism  in Cyberspace).

Węgry: filar restartu relacji unijno-rosyjskich

Od początku kryzysu ukraińskiego Władimir Putin i Viktor Orbán spotkali się trzy razy. Ostatnie spotkanie miało miejsce 2 lutego 2017 r., kiedy to rosyjski prezydent odwiedził Budapeszt. To wyróżnia Węgry na tle innych państw europejskich – częstotliwość spotkań wskazuje, że węgierski rząd ma wyjątkowe podejście do rosyjskich przywódców.

„To nie są relacje oparte na wzajemnym zaufaniu. Viktor Orbán był jednym z najbardziej antyrosyjskich polityków w Europie między 1988 a 2009 r., czego Moskwa mu nie zapomniała” – powiedział ekspert ds. Rosji András Rácz, profesor na Katolickim Uniwersytecie im. Pétera Pázmány’ego. Antyrosyjskość Orbána wyparowała jednak po tym, jak w 2009 r. spotkał się z Putinem, choć do tej pory jest tajemnicą o czym konkretnie wtedy rozmawiali. Rácz uważa, że rosyjsko-węgierskie relacje tworzą układ asymetryczny oparty na okazjonalnych interesach, w których węgierski rząd chce wzmocnić swoje szanse na reelekcję poprzez zapewnienie państwu bezpieczeństwa energetycznego, a Rosja dąży do zniesienia sankcji.

Pragmatyzm oparty na uzależnieniu energetycznym Węgier od Rosji zawsze był czynnikiem decydującym w ustalaniu przez obecny rząd strategii wobec Rosji. Jednym z najważniejszych elementów obecnych relacji rosyjsko-węgierskich jest częściowo utajniony projekt elektrowni jądrowej Paks, finansowany przez pożyczkę z Rosji. Jednakże długoterminowe kontrakty gazowe pozwalają utrzymywać ceny energii na niskim poziomie, co z kolei pomogło Orbánowi w zapewnieniu sobie reelekcji w 2014 r. „Nie uważam Węgier za część rosyjskiej strefy wpływów, ale na pewno Moskwa wlewa tutaj środki, więc Putin będzie spodziewał się czegoś w zamian” – powiedział György Deák András, senior research fellow w Instytucie Gospodarki Światowej z Węgierskiej Akademii Nauk.

Budapeszt tym odróżnia się od Polski i państw bałtyckich, że nie postrzega ciągłości zagrożenia tworzonego przez Rosję w związku z kryzysem na Ukrainie. Orbán w trakcie wspólnej konferencji prasowej z Putinem posunął się nawet do pochwał dwustronnych relacji gospodarczych mimo „silnego sentymentu antyrosyjskiego na zachodniej części kontynentu” i tego, co uznał za „modną politykę antyrosyjską”.

Jeżeli chodzi o sam kryzys na Ukrainie, Orbán podkreślał tylko konieczność implementacji porozumienia z Mińska, czym praktycznie zrelatywizował rosyjską agresję. To odebrało wiarygodność jego oficjalnemu poparciu dla integralności terytorialnej Ukrainy. „Rząd Węgier skupia się na porozumieniu z Mińska. To miód na uszy Kremla: Rosja nie jest ujęta w żaden sposób w porozumieniu jako strona, tak samo nie pojawia się tam kwestia Kremla. W związku z tym porozumienie z Mińska nie może stanowić podstawy dla trwałego rozwiązania sytuacji na Ukrainie” – powiedział ekspert ds. Rosji Zoltán Sz. Biró.

Rząd Orbána zdefiniował rolę Węgier jako jednego z filarów restartu relacji unijno-rosyjskich poprzez stałe opowiadanie się za zniesieniem sankcji, co sprawiło że rosyjski kanał propagandowy Sputnik nazwał Węgry „taranem” Kremla. Partia Fidesz twierdzi, że sankcje spowodowały poważne straty dla węgierskiego eksportu. „Polityka sankcji wpływa na wyniki nie tylko rosyjskiej gospodarki, ale także gospodarek byłych republik radzieckich blisko związanych z Rosją, co z kolei ma całkiem mocne efekty na Węgry. Łączne straty wynoszą 6,7 mld dolarów z uwagi na spadek wolumenu eksportu dóbr i usług” – powiedział Political Capital podsekretarz stanu ds. otwarcia na wschód Zsolt CsutoraRząd przyznał jednak, że ta kwota nie jest oparta na danych z 2013 r., tylko opiera się na scenariuszu przygotowanym przez rząd zakładającym brak sankcji. Biró sądzi, że ta kwota jest nierealistyczna, a rząd ją promuje by uzasadnić krytykę sankcji.

Obecne regularne spotkana rządów Węgier i Rosji mają znaczenie nie tylko dla kwestii gospodarczych. Orbán sam chwalił skuteczność rosyjskiego modelu demokracji nieliberalnej w 2014 r. i wydaje się, że sam podąża tą ścieżką, ograniczając działanie niezależnych mediów i organizacji pozarządowych, które mają według niego „próbować obalić władzę” lub są „zagranicznymi agentami”. Ponadto, węgierski rząd nie odnosi się do wojny informacyjnej prowadzonej przez Rosję, w przeciwieństwie do innych państw w regionie. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznało jednak, że Rosja wykorzystuje Węgry jako narzędzie w walce z UE i zachodnimi wartościami.

Rosnący wpływ Rosji widać także w tym, że nie bada się powiązań rosyjskich w przypadkach zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju lub regionu, w których jest ręka służb rosyjskich. Na przykład, w kwestii bojówek paramilitarnych prowadzących szkolenia z „rosyjskimi dyplomatami” aspekt rosyjski nie został zbadany.

Jeżeli chodzi o opinie społeczeństwa, to 32 proc. Węgrów uważa, że kraj powinien być bliższy Zachodowi, a 6 proc. uważa z kolei, że powinien być bardziej zbliżony do Wschodu. Natomiast 50 proc. społeczeństwa w kwestiach geopolitycznych i kulturowych uważa, że miejsce Węgier jest między Wschodem a Zachodem.

EurAvctiv.pl

Najnowsze artykuły