Otwiera się nowe okno negocjacji PGNiG-Gazprom, tymczasem choroba arbitra opóźnia wyrok w sporze cenowym między tymi firmami. Polską może niebawem wstrząsnąć afera jamalska, którą zechcą wykorzystać politycy – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Gra na zwłokę?
– PGNiG SA kontynuuje udział w postępowaniu arbitrażowym przed Trybunałem w Sztokholmie przeciwko PAO Gazprom i OOO Gazprom Export, w sprawie renegocjacji ceny dostarczanego gazu ziemnego obowiązującej od 1 listopada 2014 r. w ramach kontraktu kupna – sprzedaży gazu ziemnego do Rzeczypospolitej Polskiej zawartego w roku 1996 – czytamy w oświadczeniu PGNiG.
PGNiG SA oczekuje rozstrzygnięcia postępowania arbitrażowego w nadchodzących miesiącach. Harmonogram postępowania arbitrażowego wydłużył się w związku z chorobą arbitra wskazanego przez PAO Gazprom i OOO Gazprom Export – podaje spółka. Niezależnie od powyższego postępowania arbitrażowego, PGNiG SA złożyło w dniu 1 listopada 2017 r. do PAO Gazprom i OOO Gazprom Export wniosek o rozpoczęcie nowego, kolejnego procesu renegocjacji ceny gazu ziemnego dostarczanego od 1 listopada 2017 r. w ramach ww. kontraktu długoterminowego.
PGNiG podkreśla, że oba procesy są od siebie niezależne. Chociaż formalnie polska spółka gazowa rozpoczyna negocjacje cenowe z Rosjanami, to ze względu na wielokrotnie podkreślany przez jej przedstawicieli brak elastyczności Gazpromu może sprawić, że jedyną szansą na uzyskanie rewizji formuły cenowej na korzyść Polaków będzie zwycięstwo w arbitrażu. Wyrok miał zostać opublikowany do końca października, ale choroba arbitra wydłużyła proces. We wrześniu prezes PGNiG Piotr Woźniak przyznał w rozmowie z BiznesAlert.pl, że „pojawiają się kolejne głosy, że chodzi o grę na zwłokę”. – Tak czy inaczej nie mamy na to wpływu, bo nasz partner ma prawo do wyboru reprezentanta – ocenił.
PGNiG zaskarżył w arbitrażu warunki cenowe kontraktu jamalskiego, czyli umowy długoterminowej PGNiG-Gazprom z 1996 roku, rewidowanej w 2010 roku. Podobną sprawę wygrało m.in. RWE. Polska spółka nie wykluczyła porozumienia poza sądem, ale podkreśla brak woli współpracy w tym zakresie po stronie rosyjskiej.
Dlatego arbitraż jest tak ważny i być może ze względu na precedensowe zwycięstwa partnerów Gazpromu, dochodzi do gry na zwłokę. – Rozstrzygnięcie przesunie się więc w czasie, ale o wynik jesteśmy spokojni, bo argumenty mamy nie do zbicia – mówi Woźniak Pulsowi Biznesu.
Pawlak na celowniku prokuratury
Jest jednak specyficzny kontekst dla tego okienka negocjacyjnego. TVN 24 podaje, że prokuratura zainteresowała się procesem negocjacji aneksu do kontraktu jamalskiego z 2010 roku. Śledczy sprawdzają, czy umowa mogła być niekorzystna dla Polski i czy przy negocjacjach doszło do korupcji. Prokurator Łukasz Łapczyński poinformował TVN24, że Postępowanie zostało wszczęte 19 września. Prowadzone jest w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy publicznych w związku z negocjowaniem i podpisaniem niekorzystnej dla Polski oraz sprzecznej z prawem Unii Europejskiej umowy międzynarodowej na dostawy do Polski rosyjskiego gazu, czym działano na szkodę interesu publicznego – czytamy w portalu TVN24.
Bardziej konkretne informacje są zawarte w zawiadomieniu o rozpoczęciu śledztwa, do którego dotarł BiznesAlert.pl. Toczy się ono w sprawie „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w 2010 roku, przez ówczesnego Wicepremiera – Ministra Gospodarki i innych funkcjonariuszy publicznych”, czego TVN24 nie wspomniał. Chodzi o Art. 231 par. 2, czyli przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej.
Oznacza to, że prokuratura bada czy m.in. ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak przyjął korzyść materialną lub osobistą za negocjacje gazowe niezgodne z interesem Polski. Jeszcze we wrześniu pojawiły się pomysły, aby sprawą zajęła się komisja śledcza, ale przekonywałem wtedy w rozmowie z PAP, że warto zostawić ją prokuraturze. Powtórzyłem także aktualny od kilku lat apel o ujawnienie treści raportu Najwyższej Izby Kontroli na temat negocjacji aneksu do kontraktu jamalskiego.
Jakóbik: Ujawnić raport NIK i inne dokumenty dot. umowy gazowej z Rosją
Niezgodność z prawem unijnym
Przedłużenie kontraktu jamalskiego przez ekipę Pawlaka budzi kontrowersje, bo uwzględniło umorzenie długu Gazpromu za tranzyt przez Gazociąg Jamalski na 1,2 mld złotych za – jak wynika z doniesień medialnych – obniżkę ceny dostaw o około 1 procent. Eksperci dziennika RBK obliczyli wówczas, że owa obniżka kosztowałaby Gazprom około 15 mln dolarów, czyli ułamek umorzonego długu.
Główne zastrzeżenia do kontraktu jamalskiego nie dotyczą jednak ceny, ale jej niezgodności z prawem europejskim. To interwencja Komisji Europejskiej pozwoliła poprawić zapisy umowy na korzyść Polski. To kolejny dowód na celowość obrony wspólnej polityki energetycznej jako parasola ochronnego przed nadużyciami wielkich graczy, takich jak Gazprom. Więcej o potrzebie obrony tego parasola piszę w koncepcji prometeizmu energetycznego oraz raporcie dla Kolegium Europy Wschodniej.
Uwagi MSZ do aneksu uwzględniały trzy aspekty:
- Rozdział właścicielski
- TPA
- Stawki taryfowe
Zastrzeżenia do procesu negocjacji zgłosił 9 marca 2010 roku minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który od początku był członkiem zespołu negocjacyjnego, ale po liście Komisji Europejskiej i artykułach Andrzeja Kublika z Gazety Wyborczej zwracających uwagę na to, że renegocjowany kontrakt może być niezgodny z przepisami Unii Europejskiej, zaczął bić na alarm.
Zmusiło to Pawlaka do renegocjacji kontraktu, co pozwoliło znieść zakaz reeksportu i ustalić, że zgodnie z zasadą rozdziału właścicielskiego nadzór nad polskim odcinkiem Gazociągu Jamalskiego zostanie przekazany niezależnemu operatorowi, którym formalnie jest już obecnie Gaz-System. Ponadto, w odpowiedzi na zarzuty Sikorskiego wicepremier Pawlak przyznał w piśmie z 26 marca 2010 roku, że „w chwili obecnej zasada TPA w odniesieniu do Gazociągu Jamalskiego nie jest faktycznie realizowana”. Zapewnił, że podjął działania na rzecz zmiany tego stanu rzeczy.
Z moich informacji wynika, że ze względu na impas w EuRoPol Gaz, czyli spółce z udziałami PGNiG i Gazpromu, która faktycznie zarządza infrastrukturą Jamału w imieniu Gaz-System, ten problem nadal nie zniknął, o czym pisałem w BiznesAlert.pl. Może być to kolejny, poza niesatysfakcjonującymi warunkami cenowymi, owoc nieprawidłowych negocjacji z 2010 roku.
Problemem dla Sikorskiego był także mechanizm ustalania stawek tranzytowych za dostawy przez Gazociąg Jamalski. To uderzenie w tak zwane przeze mnie „kłamstwo jamalskie” jakoby Polska zarabiała krocie na tranzycie rosyjskiego gazu. Tymczasem są one równe corocznemu zyskowi netto EuroPolGazu na poziomie 21 mln złotych. Polska nie ma istotnych korzyści z tranzytu rosyjskiego gazu przez jej terytorium, a jego utrzymanie nie powinno być celem naszej polityki energetycznej, choć taką tezę można znaleźć w rosyjskich mediach i powtarzających za nimi ośrodkach w Polsce.
Wicepremier odrzuca zarzuty Sikorskiego. Zdaniem Pawlaka zastrzeżenia co do zgodności porozumienia z Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej są nieuzasadnione, bo wspomniany przez Sikorskiego artykuł 101 o tym, że nie wolno podpisywać umów ograniczających konkurencję nie ma zastosowania do umów międzyrządowych, a taką jest kontrakt jamalski. Wicepremier twierdzi ponadto, że aneks do kontraktu nie zaszkodzi konkurencji.
Jakóbik: Komisja klęka przed Gazpromem na Gazociągu Jamalskim
Zmiana instrukcji negocjacyjnej
Warto spojrzeć na sprawę w szerszym kontekście. Tygodnik „Sieci” ujawnił w sierpniu, że rząd, w którym Waldemar Pawlak był wicepremierem i ministrem gospodarki nagle zmienił instrukcję negocjacyjną na mniej ambitną. PAP przypomina, że tygodnik, opisując okoliczności podpisania umowy z 2010 roku z Gazpromem na dostawy gazu, napisał m.in., że z niejawnych instrukcji negocjacyjnych rządu PO-PSL wynika, że pierwsza instrukcja negocjacyjna z marca 2009 roku zakładała obronę polskich interesów. Jednak, jak twierdzi tygodnik, w kolejnej instrukcji, zatwierdzonej przez rząd Donalda Tuska w lipcu 2009 roku, Polska zrezygnowała „ze wszystkich najważniejszych postulatów gwarantujących bezpieczeństwo energetyczne”.
Analitycy pominęli fakt, że pomiędzy pierwszą a drugą instrukcją doszło do podpisania umowy na dostawy gazu z Kataru. Doszło do tego 29 czerwca 2009 roku. Umowa na 20 lat do 2034 roku opiewała na dostawy o wolumenie 1,5 mld m sześc. rocznie. Była warunkiem uzyskania dofinansowania Komisji Europejskiej do budowy terminalu LNG w Świnoujściu. Jej warunki były zgodne z ówczesnymi trendami rynkowymi i można uznać za prawdopodobne, że nie przystają do obecnych, kiedy cena LNG spada przez rosnącą nadpodaż na rynku.
Zmiana instrukcji negocjacyjnej na mniej ambitną mogła wynikać z faktu, że Polacy – moim zdaniem niesłusznie – uznali za bezcelowe dalsze spory z Rosjanami, skoro podpisali kontrakt katarski przed renegocjacją umowy jamalskiej, a zatem poprawili swą pozycję negocjacyjną i zapewnili wsparcie unijne dla gazoportu, więc zakończyli starania o bezpieczeństwo dostaw. Tymczasem one nie powinny nigdy się kończyć. Osłabiona instrukcja negocjacyjna dała zielone światło ekipie Pawlaka w ministerstwie gospodarki oraz jego poplecznikom w PGNiG do łagodnych rozmów zakładających maksymalizację dostaw z tego kierunku. Prokuratura bada obecnie, czy za tę łagodność nie została przyjęta korzyść majątkowa lub osobista.
Ekipa Pawlaka argumentowała łagodne negocjacje koniecznością zapewnienia Polsce brakujących dostaw po usunięciu pośrednika RosUkrEnergo oraz zwiększeniem elastyczności Gazpromu, czego miała dowodzić zgoda na tymczasowe dostawy przez trzy miesiące w okresie przejściowym poprzedzającym asygnatę aneksu do kontraktu jamalskiego. Jednak w kontekście umowy z Katarczykami i możliwości sięgnięcia po kolejne z kierunków inny, niż rosyjski, powstaje pytanie o to, dlaczego zakontraktowano tak dużo gazu z Rosji, czyli ponad 10 mld m sześc. rocznie. Od marca 2010 roku do negocjacji dołączyli do ekipy Pawlaka przedstawiciele premiera Donalda Tuska, czyli Mikołaj Budzanowski i Marcin Korolec, którzy zapewne mieli pilnować twardszej postawy wicepremiera. Podpis umowy został wstrzymany do rozstrzygnięcia wątpliwości i ostatecznie doszło do dostosowania jej do wymogów Komisji Europejskiej. Szczegółowy opis tej sprawy sporządziłem z Kamilem Zającem we wrześniu 2010 roku.
Polowanie na Polskie Stronnictwo Ludowe
Do refleksji skłania fakt, że pomimo dwóch lat rządów ekipy, która od lat konsekwentnie domaga się ujawnienia prawdy o kontrakcie jamalskim nadal nie doszło do ujawnienia raportów Najwyższej Izby Kontroli o umowach na dostawy i tranzyt gazu z Rosji. Posłowie partii rządzącej mówią za to o potrzebie powołania komisji śledczej w tej sprawie. Byłaby to kolejna komisja zajmująca się polityką energetyczną poprzedniej ekipy rządowej, po komisji ds. OZE postulowanej przez prezesa Energi Daniela Obajtka. Domaga się on zbadania, czy przy umowach na zielone certyfikaty doszło do korupcji. Tak się składa, że informacje na ten temat także zostały przedstawione w raporcie Najwyższej Izby Kontroli. Według informacji BiznesAlert.pl mogą one również obciążać środowisko byłego wicepremiera Waldemara Pawlaka.
Dlaczego jednak nie dochodzi do publikacji tych dokumentów, a zamiast tego proponowane są komisje śledcze? Być może dla ekipy będą bardziej atrakcyjną areną rozstrzygnięcia sporu o kontrakt jamalski, szczególnie w obliczu zbliżających się wyborów samorządowych, w których istotnym przeciwnikiem partii rządzącej może być właśnie Polskie Stronnictwo Ludowe, kuszące wiejski elektorat Prawa i Sprawiedliwości postulatami, jak usunięcie zmiany czasu poparte przez wszystkie frakcje parlamentarne.
Prokuratura słusznie bada nadużycia przy negocjacji aneksu do kontraktu jamalskiego. Należy zbadać wątpliwości od lat sygnalizowane przez polityków z całkowicie różnych środowisk politycznych, jak wspomniany Radosław Sikorski, czy pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski, który domaga się ujawnienia raportów NIK. Te wątpliwości wiernie odnotowują także media, z których szczególną rolę odgrywa Andrzej Kublik z Gazety Wyborczej, na którego tekstach sam uczyłem się tematu. Istnieje jednak ryzyko, że merytoryczna analiza faktów na temat kontraktu jamalskiego może zamienić się w polowanie na Pawlaka po to, aby PSL nie zaszkodził PiS w wyborach samorządowych. Wtedy słusznie sygnalizowana od lat afera jamalska może zamienić się w wojnę polityczną w światłach fleszy, i co często zdarzało się w przeszłości, utrudnić dojście do prawdy. Natomiast fakty o Jamale muszą wyjść na światło dzienne w sposób kontrolowany.
Afera jamalska nie powinna destabilizować polityki, bo Polska potrzebuje stabilności w sektorze gazowym. 31 października zakończyła się druga faza procedury open season dla projektu gazociągu Baltic Pipe, w której zarezerwowano moce przesyłowe gazociągu. W procedurze wzięło udział PGNiG, co oznacza, że zobowiązało się do odbierania gazu z Norwegii przez piętnaście lat. Wiążące deklaracje z drugiej fazy open season są podstawą do ostatecznej decyzji inwestycyjnej o budowie gazociągu. To trzecie podejście Polski do Korytarza Norweskiego. Wojna polityczna o gaz może zaszkodzić projektowi, który może sprawić, że kontrakt jamalski wygaśnie w 2022 roku i nie będzie potrzebny kolejny, ani kolejne negocjacje, z którymi wiążą się ryzyka badane obecnie przez prokuraturę. Sprawę negocjacji z 2010 roku należy zostawić prokuraturze. Możemy mieć do czynienia z aferą, ale komisja śledcza nie pomoże w jej wyjaśnieniu. Aby uniknąć manipulacji, należy jak najszybciej ujawnić nadal niejawne fragmenty raportu Najwyższej Izby Kontroli o kontrakcie jamalskim.