Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej rozpoczęło w poniedziałek kontrolę w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) w związku z tzw. „aferą KPO” dotyczącą przyznawania środków na inwestycje w branży HoReCa. Oprócz działań wewnętrznych resortu trwają również kontrole prowadzone przez samą PARP u operatorów programu. Wyniki mają być znane do końca września, jednak urzędnicy zapowiadają, że sprawdzeni zostaną także beneficjenci, którzy środki już otrzymali.
Według informacji z MFiPR, obecnie prowadzone są dwie niezależne kontrole – jedna przez PARP, druga przez przedstawicieli ministerstwa Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, którzy wcześniej nie uczestniczyli w realizacji programu. Ma to wykluczyć zarzuty o brak bezstronności.
Plan działań obejmuje nie tylko analizę dokumentacji, ale również weryfikację w terenie. Urzędnicy mają sprawdzać, czy zakupione w ramach dotacji przedmioty, jak np. żaglówki, faktycznie służą celom komercyjnym, a nie prywatnym. Kontrole mają być prowadzone selektywnie, w pierwszej kolejności obejmując najbardziej nagłośnione przypadki, m.in. projekty powiązane z klubami dla swingersów.
Możliwe zwroty środków
W przypadkach, gdy beneficjent wprowadził w błąd co do celu inwestycji lub nie ujawnił pełnego profilu działalności, PARP może zażądać zwrotu środków. Zgodnie z zasadami, odpowiedzialność finansową ponosi wówczas operator programu, który otrzymał pieniądze od PARP. Operator może pokryć stratę z własnych funduszy lub domagać się zwrotu od beneficjenta.
Resort zapewnia, że obecnie nie ma sytuacji, w których uczciwi przedsiębiorcy, którzy już rozpoczęli inwestycje, straciliby gwarancję otrzymania przyznanych środków. – Okres sierpnia i września jest wykorzystany na kontrole, a wypłaty w tym czasie i tak nie były planowane – podkreślają urzędnicy.
Handel spółkami i możliwe zawiadomienia
MFiPR nie wyklucza skierowania zawiadomienia do prokuratury. Dotyczyłoby ono m.in. procederu kupowania spółek z branży HoReCa tylko po to, by spełniały kryteria przyznania dotacji z KPO, np. wymaganego spadku obrotów. Choć samo nabycie spółki w celu legalnej inwestycji nie jest przestępstwem, nieprawidłowości mogą wystąpić w sytuacjach naruszenia limitów pomocy de minimis.
Zgodnie z prawem, maksymalna pomoc tego typu wynosi 200 tys. euro na trzy lata dla jednego podmiotu. Jeśli jedna osoba kontroluje kilka spółek i dla każdej uzyska dotację, np. po 500 tys. zł – przekraczając limit, może to zostać uznane za naruszenie i oszustwo.
– My jako ministerstwo funduszy nie mamy własnych służb specjalnych. Od tropienia wyłudzania pieniędzy czy zakładania fałszywych spółek pod wyłudzenie pieniędzy są służby w tym państwie, a nie ten czy inny minister – przekonuje rozmówca money.pl. W podobnym tonie wypowiada się na portalu X szefowa MFiPR Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Polityczny wymiar sprawy
Były minister funduszy w rządzie PiS, Grzegorz Puda, przypomina, że program został przygotowany przez poprzednią ekipę, ale jego zdaniem, obecny rząd odpowiada za szczegółowe kryteria i realizację naborów. – Przedsiębiorcy po prostu wykorzystali możliwości, które dało im państwo, a nikt tego nie przypilnował – stwierdził Puda.
Premier Donald Tusk podkreśla, że jego gabinet odziedziczył program w momencie, gdy Polska miała już dwuletnie opóźnienie w wykorzystaniu środków. – Musieliśmy nie tylko je odblokować, ale też działać w trybie przyspieszonym, aby nie przepadły – zaznaczył, dodając, że po wtorkowym posiedzeniu rządu, na którym minister Pełczyńska-Nałęcz przedstawi szczegółowe wyjaśnienia, możliwe będą decyzje personalne.
Resort ocenia, że skala nieprawidłowości nie powinna przekroczyć kilku milionów złotych, co w porównaniu do wartości całego programu, mieściłoby się w normach akceptowanych przez Komisję Europejską. Jednak polityczny ciężar sprawy pozostaje istotny dla rządu, szczególnie w kontekście zbliżającej się jesieni i planowanych rozstrzygnięć pokontrolnych.
Money.pl / Hanna Czarnecka